Super Maria

"Skłodowska. Radium Girl" - reż. Agata Biziuk - Teatr Papahema w Białymstoku

Bohaterka tłumu, kobieta mit, super Maria - tak określają Marię Skłodowską-Curie twórcy spektaklu "Skłodowska. Radium Girl" opartego na biografii noblistki. Wizerunku i życiorysu słynnej Polki nie obejmują już prawa autorskie. "Przynależy ona do strefy publicznej" - mówią ze sceny aktorzy Teatru Papahema - "możemy jej używać".

Twarz Marii, tak dobrze znana nam z fotografii zmieszczonych w szkolnych podręcznikach, staje się materiałem multimedialnego eksperymentu (projekcje Patryk Bychoski). Smutna kobieta z upiętymi misternie w kok kręconymi włosami, rozpada się na kilkanaście kawałków, by za chwilę połączyć się w całość, zmultiplikować, wchodzić w relacje z pojawiającymi się obiektami, między innymi ogromnym sercem. Jest jak Marilyn Monroe z serii portretów Andy'ego Warhola - wytworem masowej kultury. Powielanie, ingerowanie w wizerunek noblistki pozbawia go indywidualności, tajemniczości, przeobraża w masowy produkt, ikonę, superbohaterkę, która staje na pomniku z ręką wniesioną do góry w geście Supermena.

Skłodowska jest też postacią dramatyczną. Kazimierz Żorawski łamie jej serce postępując zgodnie z wolą rodziców, czyli rezygnując z małżeństwa z pochodzącą z niezamożnej rodziny guwernantką. Maria postanawia więc poświęcić się przedmiotom ścisłym. Wyjeżdża do Paryża i rozpoczyna studia na Sorbonie. Realizując naukową pasję walczy z przeciwnościami, jakie stawia na jej drodze zdominowane przez mężczyzn środowisko akademickie. Męża, o osiem lat starszego Pierra Curie, poznaje w laboratorium podczas pracy nad wspólnym projektem badawczym. Naukowiec ginie tragicznie przejechany przez ciężarowy wóz konny, pozostawiając żonę w żałobie i osieracając dwie córki. Prekursorka radiochemii, badaczka teorii promieniotwórczości, odkrywczyni nowych pierwiastków (radu i polonu), uhonorowana dwukrotnie Nagrodą Nobla (raz z dziedziny fizyki, raz z chemii), po śmierci męża romansuje z żonatym fizykiem Paulem Langevinem, co wywołuje skandal. W życiu doświadcza tyle, mówią aktorzy, że jej przeżyciami można by obdarzyć kilkanaście osób.

Życie osobiste Curie wzbudza emocje. Gdy informacja o związku z młodszym mężczyzną trafia na łamy prasy brukowej (zostaje opublikowana kopia jej listu do Paula), kobieta wbrew swojej woli staje się pierwszą "celebrytką". Ludzi zaczynają bowiem interesować się nie sukcesami zawodowymi noblistki, lecz sprawami "łóżkowymi". To, co intymne staje się więc ujawnione, podlega ocenie ogółu - jak na gwiazdę popkultury przystało. Agata Biziuk buduje medialny wizerunek Skłodowskiej jako prekursorki "radowej mody". Maria staje się więc twarzą linii kosmetyków, które lecznicze właściwości zawdzięczają użytym w procesie produkcji pierwiastkom promieniotwórczym. Jest jedną z Radium Girls, jak one posiada specjalne właściwości potrafi "świecić w ciemności".

Terminem "radowe dziewczyny" określano kobiety, które w latach dwudziestych XX wieku w Stanach Zjednoczonych pracowały przy produkcji zegarów z fluorescencyjnymi cyframi. Pracownice chcąc jak najdokładniej pomalować cyferblat, oblizywały końcówki pędzelków tym samym zjadając radioaktywną farbę. O szkodliwości środka nikt ich nie informował. Kobiety umierają. Słynna Polka odczuwa dolegliwości fizyczne i łączy je z prowadzonymi badaniami. Rad i polon, czyli kauczukowe piłeczki, które rodzi, jej ukochane dzieci, okazują się zabójcami, a z takim odkryciem nie jest łatwo pogodzić się matce. Reżyserka poddaje więc bohaterkę publicznej psychoanalizie, w programie typu talk-show. Przeprowadza ją Sigmunt Freud, co ciekawe bez udziału zainteresowanej. Źródła problemów egzystencjalnych Curie upatrując w "trudnym dzieciństwie".

Wątki biograficzne łączą się fikcją. Artyści snują alternatywną wersję życiorysu najsłynniejszej polskiej uczonej. Zastanawiają się czy Maria odniosłaby taki sam sukces, gdyby została żoną Kazimierza? Odpowiedz jest prosta - nie. Jako "etatowa" pani domu, matka gromadki dzieci, nie miałaby czasu i możliwości na kontynuowanie edukacji, nawet jeśli mąż wyraziłby na to zgodę. Kariera naukowa pozostałaby jedynie w sferze marzeń. Można więc przypuszczać, że gdyby Żorawski nie złamał Skłodowskiej serca, nie otrzymałaby dwóch Nobli. Gdyby prowadziła zwyczajne życie przy mężu, nikt nie zaglądałby jej "pod kołdrę", nie analizował życiorysu, nie liczył kochanków. Sukces i sława ma swoją cenę, a my, jak mówią aktorzy "lepiej wyglądamy na tle cudzych grzechów, dlatego je wybebeszamy". Biziuk używa figury Marii, by zanalizować zjawisko popularności medialnej i problem z zachowaniem prywatności osób publicznych.

"Skłodowska. Radium Girl" nie jest spektaklem stricte biograficznym, choć bazuje na faktach z życia noblistki. To hipnotyzujący kolaż (znajdziemy tu między innymi elementy: poezji, piosenki, melorecytacji, publicystyki, wideo-artu), od którego nie mogłam oderwać oczu, częściowo poważny, trochę komediowy, lecz bez tanich chwytów farsowych. Tutaj każdy sens wynika z działań aktorów na scenie.

Paulina Moś, Helena Radzikowska, Paweł Rutkowski, Mateusz Trzmiel doskonale ogrywają stworzoną przez Katarzynę Pielużek przestrzeń mrocznego laboratorium, którego ściany i podłogę pokrywają narysowane białą kredą wzory chemiczne. Po bokach sceny stoją dwa negatoskopy z przypiętymi zdjęciami rentgenowskimi, metalowe stoliki i ogromna beczką. To tu noblistka stając w pierwszej scenie przed białym ekranem, przypadkiem obija na nim zarys swojego napromieniowanego ciała, który następnie rozjaśnia fluorescencyjna zieleń. Wykonuje chemiczne eksperymenty, w efekcie których z próbówek unosi się dym. Tu odbywa się seans spirytystyczny, podczas którego Skłodowska pragnie spotkać się z duchem ukochanego męża, a korzystając z okazji, pojawiają się także widma Radium Girls.

Aktorzy Teatru Papahema łączą wyrazistą ekspresję aktorską z animacją lalek. Żonglują rolami, wcielają się w postacie istotne w życiu protagonistki jak i samą główną bohaterkę. Słynną czarną suknię z białym żabotem - atrybut uczonej - zakładają kolejno, by podkreślić zmianę aparycji kobiety, a tym samym wizualizować upływ czasu. Każdy, choć na chwilę, staje się Marią. Kto nie chciałby nią być? - pytają ze sceny - mitem, ikoną, bohaterem tłumu?

Przedstawienie Biziuk skłania do zastanowienia nie tylko nad życiem Marii Skłodowskiej-Curie z determinacją realizującej naukową pasję w zdominowanym przez mężczyzn świecie, odsłoniętej na ataki ogółu cudzoziemki, ateistki, kochanki młodszego mężczyzny, ale też refleksji nad percepcją świata, życiem społecznym i medialnym.

Marta Żelazowska
e-teatr.pl
5 lutego 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia