Superman na haju

"Superman nie żyje" - reż: André Hübner-Ochodlo - Teatr Atelier

Narkotyczne wizje, kiczowata scenografia, dwoje naćpanych ludzi, którzy coś tam krzyczą, coś tam czują i coś tam mówią, przeważnie - jak to się "pod wpływem" zdarza - bez ładu i składu, w połączeniu z zupełnie nieudaną reżyserią dają obraz pierwszej premiery tego lata w Teatrze Atelier - "Superman nie żyje". Niestety premiery rozczarowującej.

Pomysł reżysera André Hübnera-Ochodlo jest niezwykle ryzykowny. Trudny, uszyty z wielu teatralnych tropów tekst Austriaka Holgera Schobera, w tłumaczeniu cenionej polskiej tłumaczki, Karoliny Bikont, brzmi jak komiksowy western dla gimnazjalistów. Jest banalny, efekciarski (np. "inaczej nie byłoby Stalina, pies z kulawą nogą nie oglądałby "Idola" i wszystko byłoby zajebiste do wyrzygania"), posiada momentami groteskowe i zabawne dialogi, niekiedy przejmujące wyznania, zapożyczone z seansu terapeutycznego spod znaku Freuda (historie opowiadane w klubie wsparcia dla uzależnionych) czy odrobinę refleksji, gdy bohaterowie uświadamiają sobie, że przyjmowanie środków odurzających ma zgubny wpływ na ich życie. Jednak nie zamierzają przerywać swojego "danse macabre". 

Akcja rozgrywa się w kiczowatej scenerii, złożonej ze świecących jak iluminacje bożonarodzeniowe w hipermarketach ścian, dwóch krzeseł, przezroczystego stolika, kamery, która rejestruje "na żywo" bohaterów spektaklu oraz ekranu projekcyjnego (scenografia André Ochodlo). Srebrzyste, wyglądające niczym monstrualne sreberko od czekolady lub wnętrze statku kosmicznego, podświetlone setkami lampek tło, przenosi nas wprost, już od pierwszej sceny, w świat narkotycznych wizji Karla i Luisy. Oboje zawieszeni są między pikantnymi narkotycznymi zabawami a smutną, wypełnioną depresyjnymi zwierzeniami z przeszłości rzeczywistością. Oboje świadomie wpadają w objęcia Morfeusza, eksperymentując z różnymi używkami.

"Na haju" Luisa i Karl spierają się o prymat serii komiksowych "Marvela" i "DC Universe". Jemu "pod wpływem" wydaje się, że może wszystko - nawet zatrzymać pędzący autobus lub powstrzymać agresywnych dresiarzy z nożami w rękach. Ona, farmaceutka, błyskawicznie zaczyna "grać w jego drużynie" i zdobywać narkotyki dla nich obojga. Do dobrej zabawy potrzeba im ich jednak coraz więcej. Finał tej historii jest przewidywalny i spodziewany - oni nie żyli długo ani szczęśliwie.

Spektakl składa się szeregu niekonsekwencji i reżyserskich zaniedbań. Od zupełnie nieudanej formy dramatyczno-śpiewanej, przez operowy patos w finale spektaklu (pieśń "Superman nie żyje"), po fatalną grę aktorską Marty Honzatko, fałszywej w każdym geście, sztucznej i niepasującej do roli wyuzdanej, ubranej w lateks narkomanki Luisy. Na plus zapisać jej można jedynie czysty śpiew, przesadnie zresztą wykorzystywany przez Ochodlo. Tę koszmarną obsadową pomyłkę stara się maskować Maciej Półtorak czyli Karl, energiczny, wyraźnie kreślący kolejne stadia degradacji i fizycznego rozpadu swojego bohatera, aktorsko po prostu dużo lepszy od Honzatko, znacznie słabiej jednak śpiewający. 

Bohaterowie coraz bardziej pogrążają się w rynsztokowym języku grafomańskiego tekstu Schobera. Ochodlo nie buduje między nimi żadnego napięcia - w "Superman nie żyje" Karl i Luisa to dwoje zupełnie obcych sobie ludzi, którzy wspólnie ćpają, jarają i uprawiają seks. Dlatego uwagę najbardziej przyciąga "ten trzeci" - ubrany na czarno Opioid (tancerz Sopockiego Teatru Tańca Jacek Krawczyk), niezwykle plastyczny w ruchu, giętki, lawirujący między Karlem a Luisą, stopniowo opanowujący ich organizmy jak substancje, których grupę stanowią opioidy. 

Źle napisana i źle wystawiona w Teatrze Atelier historia narkomanów niczym się nie wyróżnia na tle wielu innych teatralnych przypadków ludzkiego upadku. Jeśli ten przekrzyczany, przytłaczający kakofonią podjętych pomysłów (kompletnie niepotrzebna, drastyczna scena samookaleczenia na końcu) spektakl warto zobaczyć, to dla Jacka Krawczyka, który swoją postacią buduje własną dramaturgię i tworzy praktycznie teatr w teatrze. Pierwszy tegoroczny pokaz Teatru Atelier, niestety, bardzo rozczarowuje.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
6 lipca 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...