Surowa lekcja uważności

„RAW" – reż. Marek Zadłużny – Grupa Projektowa Physical ArtHouse

„Rozdzierający jak tygrysa pazur/ antylopy plecy jest smutek człowieczy" to pierwsze słowa wiersza „Nie brookliński most" Edwarda Stachury. Przychodzą mi one do głowy za każdym razem, gdy słyszę o depresji, którą można (bardzo uogólniając) określić mianem przewlekłego smutku, choć to tylko jedno z jej oblicz.

W różnych sytuacjach życiowych każdemu człowiekowi zdarza się być smutnym czy odczuwać lęk. Bywa jednak, że te uczucia stają się obezwładniające i przewlekłe. Dodatkowo powstaje wrażenie, że jesteśmy w tym zupełnie sami i nie widzimy możliwości opowiedzenia o tym komukolwiek. Nie jest to przecież proste – otworzyć się, odsłonić. Physical ArtHouse w swoim najnowszym spektaklu „RAW" w reżyserii Marka Zadłużnego postanowili jednak pokazać, że można o tym mówić i to nie tylko (czy raczej aż – bo jest to szalenie trudne) językiem tańca.

Na spowitej półmrokiem, wyjątkowo całkowicie odsłoniętej scenie widzimy didżejską konsolę, za którą stoją dwie osoby. To odpowiedzialna za świetną oprawę dźwiękową Myah i towarzysząca jej autorka dramaturgii i opracowania tekstów Iwa Pytiak. Z głośników wybrzmiewa „Que Sera, Sera (Whatever Will Be, Will Be)" w wykonaniu Doris Day. Piosenka w sumie przyjemna, sugerująca, żeby za dużo nie myśleć o przyszłości, bo „co będzie, to będzie" - może więc warto jej zaufać i podejść do niej z otwartością? W jej takt na scenę wchodzi pięcioro tancerzy. Ubrani są na czarno - w odważne, kojarzące się z imprezą w klubie rave stroje. Ten klubowy klimat podkreślają także ciężkie buty w stylu glanów. Mimo muzyki, którą słychać, widzę tu zbliżenie do teledysku do utworu „No Good" The Prodigy, którego psychodeliczna stylistyka imprezy w squacie skojarzyła mi się z wyglądem artystów.

Oni tańczą, lecz czy da się wytańczyć smutek, depresję? Ich ruchy to raz synchroniczność, innym razem totalny rozjazd w osobny świat każdego z bohaterów. Tę taneczną opowieść snują nie tylko swoimi gestami czy mimiką. Ta piękna wizualnie rzecz przedstawia zmagania jednostki z jej wewnętrznymi stanami tak ruchem (raz dynamicznym, raz spowolnionym), jak i oświetleniem. Gdy działają wspólnie – jest ono równomierne, gdy jedno z nich tańcem odprawia rytuał wyjścia ku światłu, pozostali zatrzaśnięci są w stopklatce mroku, dopadnięci przez resztę, niczym ktoś, kto przeżywa stany lękowe osaczony przez swoje demony. Te intensywne obrazy są jednak dopełniane przez przejmujące fragmenty wypowiedzi osób zmagających się z depresją/kryzysem podawane przez Iwę Pytiak. Głosy wskazują choćby na trudy walki z podstępnie przejmującą życie chorobą, jaką jest depresja.

Z wielu z padających tam zdań wynika to, co możemy usłyszeć w wierszu Wisławy Szymborskiej „Do zakochanej nieszczęśliwie": „Wiem jak ułożyć rysy twarzy/ by smutku nikt nie zauważył". Często bowiem osoby cierpiące na tę chorobę zadają sobie trud funkcjonowania w życiu codziennym „jak zawsze". Stygmatyzacja problemów psychicznych (czy bycia w kryzysie w ogóle) powoduje, że nierzadko podejmowana jest tytaniczna praca ukrycia tego, że coś się z człowiekiem dzieje. Leczenie psychiatryczne wciąż jeszcze bywa uznawane za powód do wstydu – mimo iż od dłuższego czasu stopniowo się to podejście zmienia. Jak wielu ludzi dotyka temat, możemy się tylko domyślać z wybrzmiewających ze sceny wyznań. W moim odczuciu całość spektaklu koresponduje z hiphopową EPką „Młody Hamlet" (autorzy: Deny, Pinki), która stanowi bardzo mocny słowno-muzyczny zapis zmagań jednostki z kryzysem właśnie. Wskazano w nim także, gdzie i jak szukać pomocy.

„RAW" to nie tylko teatr tańca. To widowisko interwencyjne, które piękną i wzruszającą formą - łączącą tekst, muzykę i ruch - wskazuje na konieczność dialogu i zmiany postrzegania osób w kryzysie – tak psychicznym, egzystencjalnym, jak i społecznym. Obnażona zostaje tu surowa prawda o człowieku współczesnym - o jednostce, ale też o społeczeństwie. Physical ArtHouse za pośrednictwem tego spektaklu przypomina, jak istotna jest uważność na drugiego człowieka. Często bowiem ze sceny pada głos o osamotnieniu, o tym, że nikogo nie ma obok, gdy tego najbardziej potrzebujemy.

Po obejrzeniu „RAW" pojawia się wniosek, że warto tak po prostu być uważnym na ludzi wokół nas – nie tylko tych bliskich, ale po prostu na każdego – ponieważ nie zawsze widać, że ktoś się z czymś zmaga. Natomiast może się okazać, że czasem zwykła rozmowa, w której przypomnimy, że są inni oraz że istnieje pomoc, wiele zmieni. Wrócę tu do przytoczonego na początku wiersza Stachury, którego dalsze wersy dopowiadają do tych wniosków, że: „Nie brookliński most ale przemienić/ W jasny nowy dzień/ Najsmutniejszą noc/ To jest dopiero coś".

Agata Kostrzewska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
10 czerwca 2025
Portrety
Marek Zadłużny

Książka tygodnia

Trailer tygodnia