Świat łagodnie nierealny

"Między nami dobrze jest" w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa.

Między nami dobrze jest" może powiedzieć sobie TR Warszawa po premierze tekstu Doroty Masłowskiej w reżyserii Grzegorza Jarzyny. Kończy świetny sezon dla tego teatru.

Niezwykły, skupiony "T.E.ORE.M.AT." samego Jarzyny, dekadencki "Portret Doriana Graya" Michała Borczucha, teraz polsko-niemiecka prapremiera tekstu Doroty Masłowskiej. TR Warszawa w tym sezonie zdecydowanie stanął mocno na nogi i od nowa przyciąga tłumy widzów. Zrealizowane na zamówienie Thomasa Ostermeiera "Między nami dobrze jest" najpierw na festiwalu "Digging deep and getting dirty" zobaczyła publiczność berlińska. Od niedzieli mogą oglądać ją warszawiacy.

Tekst musi wybrzmieć

Dramat Doroty Masłowskiej jest niepokornym rozgrzebaniem polskiej rzeczywistości. Niechlujnej jak przepocone ciuchy "bezpośrednich ambasadorek zapachu starej baby". Nienawistnej i głupiej jak język internetowych czatów, które - jak autorka sama przyznała - czytała niemal z niezdrową fascynacją w trakcie pracy nad dramatem i które aż nadto wyraźnie słychać w języku jej bohaterów.

Trzy bohaterki z trzech pokoleń gnieżdżące się w maleńkim mieszkaniu odbijają polskie frustracje, splątane kompleksy wyższości i niższości, ale też funkcjonującą traumatyczną pamięć wojny.

Jarzyna robi rzecz reżysersko najmądrzejszą - pozwala czysto wybrzmieć tekstowi Masłowskiej niemal w całości. Buduje rzeczywistość sceniczną wypreparowaną z naturali-stycznych szczegółów. Osadza bohaterów w pustej białej przestrzeni, wyprowadzając ich na początek jako zarysowane na ścianie cienie sylwetek. W kontraście do mocnego tekstu wprowadza ich w świat łagodnie nierealny, trochę jak z bajki czy komiksu, wykreowany przez komputerowe animacje i podkład dźwiękowy przypominający bezpłciową muzykę w windzie.

W starym, dobrym Nigdzie

Polska to dziwna kraina Nigdzie, świat oparty na braku. "Stare, dobre nigdzie, to stamtąd mam wszystkie wspomnienia" - mówi w pewnym momencie Halina o miejscu, do którego jak co roku nie pojedzie na wakacje. Bo kim jest ona i wszystkie te karykaturalne postacie na scenie: upiornym portretem rzeczywistości czy bohaterami kolejnego - po "Koniu, który jeździł konno" - niezrealizowanego filmu sfrustrowanego reżysera w świetnej roli Adama Woronowicza, który w małym mieszkaniu usiłuje stworzyć nowy scenariusz?

Śmiech widowni, który rozbrzmiewa niemal przez całe przedstawienie, ucicha raptownie w finale. Pojawiają się już tylko we dwie: Metalowa Dziewczynka i Babcia, w identycznych sukienkach. Babcia w ciszy opowiada o pierwszym huku niemieckich samolotów nad Warszawą, na ekranach walą się domy. Nagle niewysoka, krucha, ale bardzo mocno istniejąca na scenie Danuta Szaflarska kładzie się na kolanach wnuczki (Aleksandry Koniecznej). Znika, staje się własną nieobecnością. Zasypaną pod gruzami, nieistniejącą dziewczynką. Jeśli jej tak naprawdę nie było, kim w takim razie jesteśmy my?

(zs)

Agnieszka Rataj
Zycie Warszawy
10 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia