Świat to taka wielka biblioteka

rozmowa z Januszem Głowackim

Z Januszem Głowackim - pisarzem, gościem Literaturomanii Nagrody Literackiej Gdynia rozmawia Gabriela Pewińska.

Dlaczego koty na Manhattanie są w ciągłej depresji? 

- To trudne pytanie. 

To zdanie z książki, którą Pan właśnie pisze, poświęconej, po części, Jerzemu Kosińskiemu. 

- Dlaczego koty na Manhattanie są w depresji? Cóż, wszyscy jesteśmy w depresji. Koty to są bardzo wrażliwe stworzenia. Wyczuwają ogólne napięcie, natężenie, strach i się nerwicują. 

Pana koty też? 

- Jeden, ten z Brooklynu, jest chamski i nic go nie bierze, a kotka z Manhattanu to chodząca wrażliwość. 

Koty dla Pana, pisarza, mają jakieś szczególne znaczenie? Dla Hemingwaya miały. 

- Mają, ale nie do tego stopnia! On miał 20 kotów, ja - tylko dwa. I to wystarczy. Ale lubię koty. 

Koty mają depresję, pisarze również. W jednym z ostatnich opowiadań Artura Millera stary pisarz cierpiący na niemoc twórczą wynajmuje młodą kobietę, by pisać na jej nagim ciele... Pan ma jakieś swoje sposoby na brak natchnienia? 

- (śmiech) Rozmawiam z kotami. Wzajemnie podnosimy siebie na duchu. A co do opowiadania Millera, to bardzo interesująca metoda... Kobiety są zawsze natchnieniem. A jeżeli nie kobiety, to mężczyźni. Zawsze jakaś żyjąca istota jest nam potrzebna. Stworzenie, na które człowiek patrzy, którym się fascynuje, które chce kochać albo zniszczyć, albo przez które jest niszczony. To wszystko razem tworzy życie i sztukę. Na tym to życie polega, że przegrywamy, wygrywamy i umieramy. A na razie jeszcze żyjemy, czego i Pani życzę. 

Tak, takie życzenia zawsze się przydają. Czy Pan został pisarzem przez Teresę Iżewską? 

- Bez przesady! Jeszcze jako student szkoły teatralnej kochałem się w niej platonicznie. Była prześliczna, fascynująca. Miała znakomity start rolą Stokrotki w "Kanale" Wajdy. Mareczek Hłasko przychodził do niej i mówił, że nie ma w Polsce ani jednego aktora, który mógłby zagrać w filmach na podstawie jego książek. Okazało się, że kilku się znalazło. Choćby Gustaw Holoubek w "Pętli". 

Pamięta Pan pierwszą książkę, którą Pan przeczytał? 

- Niestety nie. Matka czytała mi Prousta, ale ja zasypiałem przy tym. 

Ambitna mama! 

- Przede wszystkim szalona na punkcie francuskiej literatury. A z tych moich pierwszych książek pamiętam chyba najbardziej "Księgę dżungli". W tym wieku chłopcy mają marzenia, by zostać królem wszystkich zwierząt. Przeżywałem tę książkę bardzo i nawet dziś pamiętam imiona tych zwierząt, które były jej bohaterami. Pamiętam, choć nie miałem tej księgi w ręku blisko pół wieku. 

Książki są Panu do życia niezbędne? 

- Och tak! Świat to jest taka wielka biblioteka. Bierzemy z niej, czytamy, fascynujemy się, nienawidzimy. Są książki, do których wracam stale, i są takie, które odrzucam po 10 stronach, by nigdy do nich nie powrócić. Są też takie, które czytam zawsze wtedy, gdy robi mi się smutno. Bez książek nie byłoby życia, świata. Czy ktoś dziś pamięta, jak nazywał się mer Paryża w czasach, kiedy tworzył Balzac? Przypomniało mi się, gdy pierwszy raz wszedłem do księgarni amerykańskiej, w Los Angeles. To była gigantyczna księgarnia, kilka pięter. Przemierzało się je, jadąc windą. Dość przerażające i zniechęcające przeżycie... Tylko piętra, piętra, piętra, piętra obłożone książkami... Ale nie zniechęciło mnie to do książek, jak widać... 

Być pisarzem w Warszawie, a być pisarzem w Nowym Jorku. Jest jakaś różnica? Oprócz widoku z okna, oczywiście... 

- To naprawdę ma związek z widokiem z okna! Ja te wszystkie krajobrazy wożę ze sobą. To, co teraz piszę w Warszawie, dzieje się gdzieś w Nowym Jorku. Wszystko gdzieś człowiek za sobą wlecze, niesie na plecach. Jak u Kantora niosło się wspomnienia w "Umarłej klasie", tak i ja noszę z sobą po świecie i Warszawę, i Nowy Jork, i Polskę, wszystko, o co się zahaczam. Noszę to albo na plecach, albo w sercu, albo w kieszeni... 

Co Pan teraz "nosi" w kieszeni? 

- Swoją nową książkę, którą muszę skończyć w lipcu. Wyjdzie jesienią. 

Jaki tytuł? 

- Chyba "Pod ścianą". Ale nie jestem pewien. W tej chwili mi się podoba - Janusz Głowacki "Pod ścianą". 

Brzmi nawet lepiej niż "Z głowy". 

- W tej książce rzeczywiście wszyscy są pod ścianą... 

Ale Pan nie? 

- Ja tam stoję cały czas. Tylko że się od tej ściany wciąż odbijam.

Gabriela Pewińska
POLSKA Dziennik Bałtycki
15 czerwca 2009
Portrety
Janusz Głowacki

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...