Świecie nasz...

SAM ZE SOBĄ …

Wielokrotnie pisałem o złym świecie, o nieodwracalnych zmianach cywilizacyjnych, o zagrożeniach zarówno mentalnych, jak i biologicznych dla gatunku ludzkiego, które z tym się wiążą. Wiem, że skończył się nieodwracalnie mój czas, nasz czas (myślę o pokoleniu moich rówieśników).

A skoro zmiany być muszą i są funkcją przemijania, zapewne trzeba byłoby je zaakceptować, ba! nawet pokochać. Ale jak? Już w sposobie formułowania myśli jestem niezrozumiały dla najmłodszych pokoleń. Oni też wyrażają sprzeciw, kontestują, buntują się, często znacznie ostrzej niż ja. Im też coś uwiera. Kłopot w tym, że nie mają skali porównawczej, przecież nie znając tego co przeminęło, nie potrafią znaleźć nazwy i zinterpretować głębiej, przez co ich diagnozy stają się powierzchowne. Jeśli ja analizowałem zły świat traktowałem go jako ciąg zjawisk poddanych mechanizmowi skutkowo- przyczynowemu. Starałem się pisać zamkniętymi zdaniami, zrozumiałą frazą. Szukałem odpowiedzi dlaczego tak się dzieje. Dzisiaj młodzi wstydzą się takiego sposobu wyrażania myśli.

Wszystko to przyszło mi do głowy podczas słuchania i oglądania 678 (34 online) Krakowskiego Salonu Poezji pt. „Mówienie nie. Instruktaż" przygotowanego i rekomendowanego przez Annę Marchewkę. Obcowaliśmy z poezją dwojga młodych twórców Agaty Jabłońskiej i Pawła Harlendera. Ich wiersze są buntownicze, pełne pesymizmu, epatują brakiem zgody. Na co? Na zły świat. Dlaczego zły? Brak odpowiedzi. Jak zły? Tu przytoczę skróconą listę określeń, raczej epitetów, taki kosz z nieczystościami i jak to bywa zderzonych czysto przypadkowo. A więc: przemoc, uderzenie, hodowla organów, nieśmiertelny kałasznikow, radioaktywny teść, poprawianie przyrody, nie hakujmy biologii, spanie z księdzem, tępe poranki, niezgoda, dwutlenek węgla, ataki hakerskie itd., itp. Racja, ja też protestuję! Tylko co z tego wynika? Niewiele.

Może jakaś konstrukcja? Chyba nie. Przecież świat został zdekonstruowany, „jego nie da się zmienić przez poezję, dlatego trzeba najpierw zmienić poezję, a potem świat" – deklarują ci młodzi. A Paweł Harlender dodaje (za Tadeuszem Paiperem): „nowe czasy wymagają nowej wrażliwości". Mądrze, ale pachnie mi to sztuką dla sztuki. Z jednej strony niezgoda i bunt, z drugiej deklaracja podporządkowania i szukanie nowej formy dla nowej rzeczywistości. Czyli w gruncie rzeczy akceptacja. A może zacytowane przeze mnie epitety celowo pozbawiłem kontekstu, żeby wykazać ich przypadkowość? Obnażyć pseudorewolucyjne ple-ple? Najlepiej sięgnijcie do wierszy, zwłaszcza Agaty Jabłońskiej, bo ona już drukowała. Osądzicie sami. Nie mam nic przeciwko młodym poetom. Zasadniczo się z nimi zgadzam. Ale odnoszę wrażenie, że są tak samo porozbijani i niekonsekwentni, jak to co ich otacza i przeciwko czemu protestują.

Paweł Harlender i Agata Jabłońska współpracują ze „Stonerem Polskim". Pan Paweł jest jego redaktorem naczelnym. Nie jest to gazeta „na papierze". Funkcjonuje w sieci i jest cyfrowym magazynem artystyczno-kulturalnym o wywrotowych ambicjach, miejscem, które gromadzi określone środowisko. Psychodelia, dziwność, surrealizm, queer, ecco, vege – taki worek zjawisk i gatunków bez prób ich cenzurowania, odlotowa przestrzeń, gdzie powinno zakręcić się w głowie, poczuć jak na haju. Nawiasem mówiąc grafika prezentowana podczas Krakowskiego Salonu Poezji, pochodząca zapewne od stonerowego kręgu twórców (również
Pawła Harlendera) była bardzo interesująca!

„Arianie" spektakl Beniamina M. Bukowskiego (tekst i reżyseria), nowego dyrektora artystycznego Narodowego Starego Teatru, wpisuje się w rozmowę o złym świecie, a właściwie w tym wypadku o złej Polsce, tej z pierwszej połowy XVII wieku, a także tej dzisiejszej, do której najwyraźniej opowieść Bukowskiego aluzyjnie się odnosi. Szóstka aktorów na małej scenie „Starego" (ja oglądałem niedzielny streaming) pokazuje jak zawiązała się ta zdumiewająca religijna wspólnota (ok. 1562) i jak upadła na mocy dwóch decyzji sejmu polskiego (1658, 1662) wzmocnionych postawą króla i innych, którzy orzekli, że dla myślących inaczej nie ma w Najjaśniejszej miejsca, posługując się pretekstem rzekomego wspierania przez nich szwedzkiego „potopu". Cóż, szalały najpierw reformacja, potem kontrreformacja, każda akcja niesie przecież reakcję.

„Arianie" to niewątpliwie spektakl polityczny, ale miękki (Anglicy powiedzieliby „soft"). Przekazuje zasadniczą niezgodę przede wszystkim na brak tolerancji, którą w jakimś stopniu moglibyśmy zaliczyć do naszych narodowych cech. Bracia polscy zwani przez oponentów arianami mieli arcyciekawy program społeczny akcentujący bezwzględną równość i sprawiedliwość, postulujący zniesienie kary śmierci, bezwarunkowy pacyfizm, zrównanie praw kobiet i mężczyzn. W dziedzinie religijnej, jeśli odrzucić uregulowania dogmatyczne, pozostaje problem najważniejszy: zderzenia indywidualnej wiary z instytucjonalną religijnością. W ciągu stu lat ten prężnie rozwijający się ruch, również intelektualny, został unicestwiony w majestacie prawa. Nie chcę pisać o spektaklu, ani go recenzować. Moje uwagi w kontekście idei, która przyświecała inscenizacji nie miałyby znaczenia. Podobała mi się zwłaszcza druga połowa przedstawienia, kiedy wspólnota okrzepła jako wspólnota i zaczęły się nad nią zbierać chmury. Podobało mi się zakończenie, kiedy autor i reżyser z udziałem świetnych aktorów kazali mi zastanowić się nad tym co nas otacza i odpowiedzieć na pytanie dlaczego w dzisiejszej Polsce również nie ma miejsca na arian.

Przed moimi oczyma rozgrywa się upiorny sen. W wielu obrazach przygasa światło i półmrok pozbawia twarzy Irinę, Tuzenbacha, Olgę, Maszę, Czebutykina i innych. Pozostają sylwetki. Ciała pełne bólu z trudnością pokonują przestrzeń. Każdy ruch rozciągnięty w czasie, nadmiernie przetrzymany. Nagle spazm, skurcz, niespodziewane napięcie, gwałtowne przyspieszenie. Są w jakimś innym, obcym świecie, przekroczyli granicę życia i śmierci, działania, zniszczenia, może raczej samozniszczenia. Jak kochać? Jak być? Gdzie jest Moskwa? Co dokonało takiego spustoszenia? Choroba? Wojna? Krach? Przedstawienie Luka Percevala jest skrajnie pesymistyczne. Jego „3Siostry" odbijają się od Czechowa w głąb, w głąb i jeszcze w głąb, są skrojone na miarę naszej rzeczywistości, jako diagnoza?, może przestroga? Trudno wytrzymać napięcie. Ale jak oni grają?! Jak on ich wyreżyserował?! Co za artyści! Co za świat!

maj, 2021

Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
22 maja 2021

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia