Święta Joanna od Zlewozmywaków

"Shirley Valentine" - reż. Robert Czechowski - Łódzki Festiwal "MONOwMANU"

"Shirley Valentine" to monodram Izabeli Noszczyk opowiadający historię kobiety, która po czterdziestce przeżywa życiowe przebudzenie. Shirley, która na co dzień zajmuje się przede wszystkim dbaniem o dom i przygotowaniem posiłków dla wygodnickiego, wybrednego męża nagle uświadamia sobie, jak niewiele trzeba, by odmienić swoje życie. Wyrwanie się z domowego kieratu sprawia, że może na nowo odkryć swoje "ja", zrealizować pragnienia, których zabijaniem przez lata zajmowała się jej rodzina.

Przy kuchennym stole siedzi 42-letnia kobieta, która rozmawia ze… ścianą. Zwraca się do niej jak do najlepszej przyjaciółki wyrzucając z siebie wszystko, co leży jej na sercu. A nie jest tego mało. Głównym powodem zmartwień są członkowie najbliższej rodziny - syn Brian to uliczny poeta, który nie wie, co to odpowiedzialność (już będąc małym dzieckiem, kiedy grał w jasełkach, potrafił narobić niezłego zamieszania), córka Milandra to rozpieszczona młoda buntowniczka, która wdała się w ojca - wszystko musi układać się po jej myśli, w przeciwnym razie jasno da do zrozumienia, co myśli o adwersarzach. Jednak najgorszy jest Joe, który dawno przestał zauważać w swojej żonie kobietę. Shirley zwierza się ścianie podczas obierania ziemniaków, postanowiła bowiem zrobić pierwszy krok do wyzwolenia - zamiast mielonego, którego w każdy czwartek oczekuje jej małżonek (oddała mięsu psu, ponieważ jego właściciele próbowali wychować zwierzę na swój obraz i podobieństwo robiąc z niego jarosza) na kolację kobieta przygotowuje jajka sadzone z ziemniakami. Oczywiście mąż wpadnie w szał, lecz na tym nie koniec niespodzianek. Shirley bierze w dłonie mazak i na ścianie kuchni pojawia się wielki napis GRECJA. To właśnie tam zamierza na dwa tygodnie wyjechać zmęczona życiem „kura domowa”, którą przyjaciółka namówiła na wakacyjny wypad. Okaże się, że wbrew temu, co wmawiała jej rodzina wino to nie „pierdy, pierdy ciotki Gerdy”, ale doskonały, smaczny i odprężający trunek, a clitoris nie jest tajemniczym, abstrakcyjnym terminem medycznym lub nazwą jakiegoś greckiego specjału, lecz źródłem prawdziwej kobiecej przyjemności. W korzystaniu z życia Shirley nie przeszkodzi nawet Zygmunt Freud, który „wciskał ludziom kit”, bo zapewne - mimo wymyślenia wielu wiekopomnych teorii - nie potrafiłby wskazać drogi do wesołego miasteczka. Proces, podczas którego „Joe stał się tym kimś, a ona tym czymś” można jeszcze odwrócić.

Prócz historii o kłopotach małżeńskich bohaterki doskonale napisany, pełen humoru tekst monodramu wypełniają także zabawne opowieści o przyjaciółce Shirley, feministce, którą mąż zdradził z mleczarzem, wspomnienia z czasów szkolnych, które zweryfikował czas (wzbudzająca powszechną zazdrość szkolna kujonka, którą matka posyłała na lekcje poprawnej wymowy została luksusową prostytutką) oraz historia wścibskiej sąsiadki, która ma więcej najświeższych informacji niż Agencja Reutera. To także satyra na zachowania ludzi, którzy uwielbiają narzekać; kiedy w Grecji Shirley spotyka rodaków prześcigających się w wyszukiwaniu wad państwa, do którego przybyli, bohaterka zwraca się do greckiego kelnera: „A wie pan, co robili Anglicy kiedy Grecy pielęgnowali swoje oliwne gaje, rozwijali kulturę i filozofię? Biegali w przepaskach na biodrach i orali ziemię kością z dupy żyrafy!”. To wystarczający argument, by zamknąć usta rodakom. Cały wyjazd okazuje się na tyle udany, że nawet Joe nie wie, co powiedzieć, jego małżonka nie zamierza bowiem wracać do kraju. Ma dosyć małżeństwa, w którym „dopiero jak coś pierdolnie człowiek leci z gaśnicą”. Teraz, zamiast do ściany, bohaterka przemawia do greckiej skały siedząc na plaży i patrząc w morze. Romans z przystojnym Kostasem, właścicielem baru dla turystów, przyniósł Shirley nie tylko duchowe wyzwolenie, umożliwiał także podjęcie pracy, dzięki czemu mogła zostać w kraju, gdzie nie była tylko kucharką, sprzątaczką i popychadłem, które po wykonaniu zadania przestaje być potrzebne. 

Dwa krzesła, mały taborecik, przykryty obrusem stół, kilka ziemniaków oraz butelka wina to rekwizyty, za pomocą których Izabela Noszczyk zbudowała dwa światy. Jednym z nich była klaustrofobiczna przestrzeń kuchni, w której uwięziona jest bohaterka, drugim natomiast Grecja - miejsce narodzin nowej Shirley. Aktorka sprawiła, że opowieść o kobiecie, która „utopiła się w niewykorzystanym życiu” przepełniona jest humorem i ciepłem sprawiającym, że bohaterka niemalże od razu zyskuje sympatię widzów kibicujących przemianie Świętej Joanny od Zlewozmywaków. Historia angielskiej gospodyni domowej jest przykładem tego, że nigdy nie jest za późno na rozpoczęcie nowego życia. Najtrudniejszy jest pierwszy krok, zboczenie z koleiny, w którą wpadł nasz umysł jednoznacznie klasyfikując nas jako matki i żony. Czasami warto spojrzeć na siebie z boku, z perspektywy kuchennej ściany, by zobaczyć, jak łatwo daliśmy się zamknąć w więzieniu codzienności. I by dostrzec, jak niewiele trzeba, by to zmienić.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
11 grudnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia