Świetny dyplomowy kryminał klasy C

"Podpucha" - reż: Beata Dzianowicz - Studium Aktorskie w Katowicach

Reżyserująca "Podpuchę" - tegoroczny spektakl dyplomowy Studium Aktorskiego przy Teatrze Śląskim - Beata Dzianowicz określiła sztukę Pata Cooka mianem "kryminału klasy C, który się tego nie wstydzi". Na scenie natomiast zobaczyłem spektakl, który - oprócz intrygi kryminalnej - porusza kilka ważnych kwestii i jest znakomicie zagrany

Siedmioro studentów zdaje u profesora Kleina egzamin z literatury kryminalnej. W położonym na odludziu domu pedagoga zostało popełnione morderstwo, a młodzi mają dowiedzieć się, kto jest ofiarą, kim jest morderca i w jaki sposób zabił. Początkowo wydaje się, że rozwiązanie zagadki jest tylko kwestią czasu – młodzi znajdują kolejne ślady (marynarka z dziurą po kuli, pistolet, krawat, leki na astmę) i tworzą różne wersje wydarzeń. Kiedy jednak ktoś przecina kabel telefonu, nagle gaśnie światło, a w ciemności padają strzały, studenci zaczynają mieć wątpliwości, czy to nadal część zaliczenia. Gdy jedna z dziewczyn zostaje znaleziona w kałuży krwi, a druga z nożem rzeźnickim w głowie, przestaje być zabawnie. Teraz każdy może być mordercą – nie jest tajemnicą, że ofiary nie były zbytnio lubiane przez swoje koleżanki z grupy. A może to profesor Klein morduje swoich studentów? Albo sam już nie żyje, zabity przez swoją brzydką i grubą żonę, która – zazdrosna o młode, śliczne dziewczyny – poluje teraz na jego studentki?

Na scenie – wnętrze domu profesora: kanapa, biurko, krzesła, półki z książkami, maszyna do pisania, na ścianie tablica. Po prawej stronie – drzwi wejściowe, w głębi – prowadzące do kuchni. Pierwsze z nich będzie własnym ciałem zasłaniać Didi, gdy ktoś zacznie się dobijać z drugiej strony, za drugimi z nich zniknie szukający alkoholu Bojo, tamtędy studenci wyniosą również pijaną Margaret, by zrobić jej płukanie żołądka. Na kanapie będzie miał miejsce pocałunek Didi i Bojo, tam też chłopak zobaczy zwłoki Lynn. Na początku drugiego aktu miejscem akcji będzie nie tylko scena, ale również balkon. Jeśli chodzi o warstwę dźwiękową, to słyszymy jazz lub „groźną”, mającą stopniować napięcie muzykę.

Na pierwszy rzut oka kostiumy definiują bohaterów: okularnica Lynn to kujonka, skromnie ubrana Mary Jane – „szara myszka”, a Bojo w spodniach z krokiem na wysokości kolan – miłośnik hip-hopu. Jednak gdy poznajemy ich lepiej, okazują się dalecy od jednowymiarowości. Didi pod przebojowością i wulgaryzmami skrywa potrzebę bliskości, co widać najpełniej w lirycznej scenie z Bojo. On natomiast ma świadomość, jak jest postrzegany przez otoczenie, więc gdy w końcu odważy się zapytać dziewczynę, czy nie umówiłaby się z nim, nie mamy wątpliwości, jak wiele kosztowało go to wyznanie. Dla Margaret - córki pastora – katalizatorem, pokazującym jej prawdziwe „ja”, będzie alkohol. Wtedy ta dziewczyna, która nie pije, nie pali i nie uprawia seksu, zaproponuje Rudy’emu, by skorzystali z faktu, że są sami. Kiedy patologicznie nieśmiała, płaczliwa Mary Jane stanie w obronie profesora i krzyknie, by Rudy nie myślał sobie, że wszystkie się w nim kochają, potwierdzi jedynie po raz kolejny, że durzy się w swoim wykładowcy. Przystojniak Rudy początkowo wydaje się być bardziej zainteresowany Kate niż zdaniem egzaminu. Być może nie lubi się zbytnio uczyć, ale z pewnością nie jest nieskażonym myśleniem mięśniakiem. 

Profesor Klein w wykonaniu Romana Michalskiego to początkowo sympatyczny, starszy pan, który żartuje, że studenci wybrali jego przedmiot, bo zabrakło już miejsc na zajęciach „Nagość w filmie”. Wyznaje, że jest tylko teoretykiem zbrodni, bo nigdy nie było mu dane zobaczyć prawdziwego morderstwa. Lubi czarny humor - gdy jedna ze studentek pyta, po co mu czarne, skórzane rękawiczki, odpowiada ze śmiechem: żeby cię zabić. Zaskakujący finał należy do Romana Michalskiego i jest pokazem naprawdę wielkiego aktorstwa, a zakończenie na długo zostaje w pamięci. Anna Tarnawska jako Margaret jest znakomita. Aktorce udało się zagrać osobę pijaną w sposób, który nie budzi w widzu uczucia zażenowania – bez popadania w kabaret i nadmiernego eksponowania „pijackich efektów specjalnych”. Postać jest wiarygodna, a każda jej kwestia wywołuje na widowni wybuch śmiechu. Adelajda Konieczna przez prawie dwie godziny gra przerażoną otoczeniem i przepraszającą za wszystko Mary Jane, by w finale pokazać, co tak naprawdę siedzi w tej dziewczynie. Aktorce należą się wielkie brawa – z zaciekawieniem obserwowałem jej bohaterkę, zastanawiając się, jak daleko wykonawczyni jest w stanie się posunąć. W trakcie ukłonów widać było wyraźnie, jak wiele emocji kosztowało Adelajdę Konieczną zagranie końcowych scen. Nie można nie wspomnieć o niesamowitej metamorfozie Malwiny Motyki. Bojo musiał być od początku do końca wykreowany, co wiązało się m.in. z męskim sposobem chodzenia, charakterystycznym, przypominającym rżenie śmiechem i zmianą barwy głosu. Oglądając Bojo – zdaniem koleżanek, zdolnego zabić za piwo i paczkę papierosów – mamy wrażenie, jakbyśmy obcowali z prawdziwym blokersem. Małgorzacie Nowak wierzy się w stu procentach zarówno wtedy, gdy Didi stwierdza, że nieobecna Lynn teraz pewnie „bzyka się” z jakimś przystojniakiem w trawie, jak i w scenie, w której bohaterka wpada w histerię na widok zwłok. Z zainteresowaniem śledziłem, jak pewna siebie Didi w miarę upływu czasu zmienia się w przerażonego dzieciaka. Izabela Ziembik jako pani Hacker ma możliwość zaprezentowania swojego talentu wokalnego, a także sprawdzenia się w niełatwych scenach damsko-męskich. Szkoda, że rola Lynn ograniczała się właściwie jedynie do opowieści dziewczyny, dla której spóźnienie się na wykład jest końcem świata i która nie tyko ma świadomość, że otoczenie uważa ją za „zimną sukę”, ale jest również z tego dumna. Podobnie rzecz ma się z Kate, graną przez Paulinę Binkiewicz – bohaterka klnie, deklaruje, że nie nosi bielizny, profesora nazywa „staruchem” i jest typową „szkolną miss”. Monolog, w którym ma możliwość powiedzenia czegoś szczerze, tylko potwierdza, że nie sposób polubić tej postaci. Nie zmienia to faktu, że Kate jest bardzo wiarygodnie zagrana. Kojarzący mi się z młodym Wojciechem Brzezińskim Artur Smołucha gra chłopaka, który mógłby być kapitanem uczelnianej drużyny koszykówki. Wygląd Rudy’ego to jednak nie wszystko – bohater jest inteligentny i ma poczucie humoru (opowieść o białych myszkach, które uciekły z terrarium). Ten – początkowo odważny - chłopak jest przerażony widokiem trupa, mało tego – gdy robi się groźnie, jako jeden z pierwszych rzuca się do drzwi. Jak już wspomniałem wyżej – postaci ewoluują i dalekie są od stereotypów.

„Podpucha” nie jest kolejną wersją opowieści o tym, jak to jakiś psychopata eliminuje po kolei grupę młodzieży, przebywającą w domu na odludziu. Pochodząca z połowy lat 90. sztuka Pata Cooka pokazuje, jak zachowują się ludzie, którzy są na siebie skazani, a także co może się stać, gdy klasowa ofiara zechce się zemścić na swoich prześladowcach (w ostatnich latach media nierzadko donosiły o tego typu wydarzeniach). Beata Dzianowicz w swoim przedstawieniu skupia się również na spiętrzeniu poziomów gry – dyplomanci grają studentów, którzy zdają egzamin. Bohaterowie są oceniani przez profesora Kleina, a wykonawcy – przez siedzącą na widowni komisję. Tego typu zabiegów jest w spektaklu więcej. Na pochwałę zasługuje przekład (również autorstwa Beaty Dzianowicz) – młodzi na scenie rozmawiają klarownym (mimo zawikłania fabuły), współczesnym, nie stroniącym od wulgaryzmów językiem (niczym w sztukach Davida Mameta). Niecenzuralne słowa nie powinny jednak nikogo razić – w ten sposób mówią w dzisiejszych czasach nie tylko młodzi ludzie, poza tym bohaterów usprawiedliwia ekstremalna sytuacja, w której się znaleźli.

W jednej z ostatnich scen przedstawienia profesor wpisuje swoim studentom oceny. Stopnie są różne. A jak poradzili sobie grający ich młodzi ludzie? Moim zdaniem zdali swój egzamin celująco.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
18 czerwca 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...