Swoje brudy pierz u siebie

"Moralność..." - reż: A. Augustynowicz - Teatr Współczesny, Szczecin

Moralność powszechnie uznajemy jako przejaw wszelkich cnót. Jest to zespół cech, których posiadanie darzone jest aprobatą i uznaniem, zaś ich brak potępiany i ganiony. Problem w tym, że nie istnieje złoty środek, który odbiłby się w społeczeństwie obojętnością. Każdy z nas przywołując moralność kojarzy z nią sumienie i etykę, świadomość swoich czynów i ich skutków dla otoczenia, a za jego pośrednictwem i dla nas samych. Gdyby pojęcie to mogło być precyzyjnie zdefiniowane zredukowano by możliwości manipulacji i naciągania rzeczywistości -jak nam jest wygodnie - do minimum, jednak różnorodność ludzka i prawo każdego do własnej interpretacji świata pozwala nam na subiektywne postrzeganie tego, co moralne, a co nie.

Tak oto dochodzimy do wniosku, że Dulska – bohaterka dramatu Gabrieli Zapolskiej, a jednocześnie adaptacji teatralnej w reżyserii Anny Augustynowicz, również takie prawo posiada. Dla właścicielki kamienicy sumienie to echo, które słyszy w mieście na temat jej domu, lokatorów oraz rodziny. Wszystko, co robi i do czego zmusza dzieci jest podporządkowane opinii publicznej. Wszelkie cechy moralne przyjmuje dosłownie i bez zastanowienia. Skromność kojarzy jej się ze skąpstwem do tego stopnia, że chodzenie do teatru uznaje za rozpustę i bezmyślne trwonienie pieniędzy. Wszystko co złe, dla Dulskiej złe staje się dopiero, gdy wychodzi poza cztery ściany i sufit jej własnego domu. Ponadto dopuszcza się łapówkarstwa, płacąc Hance (służącej, która nosi w sobie dziecko panicza) za trzymanie języka za zębami. 

Tego wieczoru Scena Teatru Współczesnego była klatką. Prowadziły do niej korytarze, które przypominały mi Colloseum. Metalowe szczeliny prowadziły do centrum rozwścieczone, głodne zwierzęta. A w środku trwała walka. Wrzaski, krzyki, kłótnie. Kłamstwo, zawiść, spryt złodzieja, który przesiąkał wszystkie emocje, nawet te pozornie dobre. Aktorzy ubrani byli w trzech kolorach. Czarnym, czerwonym i białym. Swoimi gwałtownymi ruchami wyrażali walkę niewinności z rozpustą, co widać było w poszczególnych scenach. Gdy Zbyszko decyduje się na ślub z Hanką, ma na sobie białą koszulę, lecz gdy pod wpływem przebiegłej ciotki zmienia zdanie, koszulę zamienia na czerwoną podkoszulkę.

Jedyną ostoją cnót w tym domu jest właśnie służąca Hanka, która jednak po konfrontacji z rzeczywistością i prawdziwymi zamiarami państwa zaczyna mówić i pojmować świat jakby faktycznie została młodą, „nową” panią Dulską i chyba w tym dopatrzeć można się tej prawdziwej krzywdy Hanki, bo zadawala się rekompensatą pieniężną za poniesione straty moralne. Wina Dulskich staje się dla niej podstawą roszczeń i wybicia się z nizin bogactwem, oraz zaspokojenia swojej chęci zemsty na stanie wyższym społecznie, aniżeli sprawia jej wewnętrzny ból. Wszyscy na scenie włącznie z Hesią i Melą- młodszymi córkami państwa Dulskich mają usta wysmarowane czerwoną szminką i roztarte tak jakby przed chwilą skończyli namiętne pocałunki, co jeszcze bardziej podkreśla zepsucie i hipokryzję postaci oraz potęguje wymowę spektaklu. Muzyka oddaje fakt, że wszyscy na scenie skradają się, skrywają przed kimś tajemnice, jednocześnie próbując wydobyć od innych ich sekrety, żeby zabezpieczyć ewentualnym szantażem swoje własne interesy. Utwory wzbudzają adrenalinę i trzymają w napięciu, przy okazji bawiąc skocznymi dźwiękami, co podkreśla komiczny charakter przedstawienia.

Dulska daje łapówkę i po niewielkich przeżyciach związanych ze stratą pieniędzy, których i tak nie wydaje, dostaje potwierdzenie na piśmie, że jej sumienie, czyli opinia mieszkańców miasta nie zostanie naruszona. Możemy mieć tylko nadzieję, że dziecko, które nosi Hanka, jak zapowiedziała samo wywalczy zadośćuczynienie za straty moralne, przed czym jednak główna bohaterka broni się, zapowiadając swoją rychłą śmierć.

Dramat jest krytyką stanu mieszczańskiego, przedstawienie w ogóle krytykuje ludzi, których cechuje fałsz, obłuda, skąpstwo i ograniczenie intelektualne. I mimo że na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że cel uświęca środki, bo taki morał na upartego można wyciągnąć ze sztuki, milcząca dezaprobata – ta płynąca z sumienia, nie noszona na językach obcych ludzi, wydaje się nagle być ważna. O wiele ważniejsza niż opinia publiczna i o dziwo o większym wydźwięku.

Aleksandra Osojca
Dziennik Teatralny Szczecin
23 stycznia 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia