Szalona „normalność"
„Kto jest szalony – ja czy świat?" – aut. Michał Pabian - reż. Ruslán Viktorov - Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi„Kto jest szalony – ja czy świat" to kolejny spektakl realizowany przez zespół Teatru Nowego, który pochyla się nad kruchym dobrostanem współczesnego człowieka. Po „Zmęczonych" pracą ludziach teatru, kolejną wziętą na twórczy warsztat grupą są ci, którzy nie chcą lub nie potrafią wpisać się w obowiązujący stereotyp człowieka sukcesu.
Michał Pabian, urodzony w 1988 roku dramaturg, scenarzysta, kurator literacki i pedagog, „otrzymał stypendium artystyczne m.st. Warszawy w dziedzinie teatru na projekt poświęcony tematowi postrzegania kategorii choroby psychicznej i pacjenta w oparciu o historię myśli terapeutycznej psychiatrii warszawskiej. W jego ramach napisał tekst dramatyczny „Wesoło", przeprowadził warsztaty edukacyjno-literackie, a także napisał drugi tekst pod tytułem „Materiał Olgi", w którym wykorzystał technikę terapeutyczną myślenia postacią" informuje internetowy dwutygodnik poświęcony stypendystom.
Michał Pabian często podejmuje tematykę zdrowia psychicznego w swej twórczości i nie raz przyglądał się psychice, w tym traumom i depresji. „Rozmowy i konsultacje prowadzone pod okiem specjalistów psychiatrów z Instytutu Psychiatrii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego stały się podstawą tekstu scenicznego, który poświęcony jest kwestii wcielania się w rolę pacjenta" jak informuje Instytut Polski w Wiedniu w zapowiedzi czytania inscenizacji w ramach ubiegłorocznego 7 festiwalu teatralnego HIN & WEG pod hasłem „Tożsamość i dzielenie się".
Artystyczna ścieżka w poszukiwaniu formy dla swych wnikliwych tekstów o ludzkiej psychice dojrzałego twórczo Michała Pabiana przecięła się na osi teatralnej współpracy ze studentem Ruslánem Viktorovem, reżyserem tworzącym na co dzień w Berlinie. Pod czujną pieczą Jakuba Sierenberga, polsko-niemieckiego aktora, który uczestniczył w tłumaczeniu procesu prób, dynamiczny zespół aktorski Teatru Nowego w pełni przełożył artystyczne doświadczenie autora i twórczą świeżość reżysera na emocjonalną, niebanalną i nienachalną inscenizację, w której można się zatopić i poddać autorefleksji na własnych warunkach. Niepokojąca, mroczna scenografia Maksa Maca, kontrastujące i identyfikujące bohaterów kostiumy jego autorstwa w połączeniu z budującą nastrój i napięcie muzyką Richarda Wolfa i doskonale współistniejącym w warstwie wizualnej i dramaturgicznej światłem wyreżysewanym przez Damiana Pawellę budują klimat hipnotyzujący widza.
Wciąga nas ten tajemniczy świat szpitala psychiatrycznego, odsłania się powoli koronflikt interesów postaci uwikłanych w okoliczności choroby i leczenia. Kto kreuje problemy psychiczne, a kto je ma naprawdę, kto steruje emocjami, co jest prawdą, a co manipulacją, zagrożeniem czy wymuszeniem? Wiele pytań możemy układać w myślach, a próby odpowiedzi dobierać jak puzzle w układance. Dodatkowym zabiegiem podkreślającym korporacyjno-biznesowy model funkcjonowania kliniki są sceny filmowane nasuwające skojarzenia z show o dużym wskaźniku oglądalności, w który rozkłada się problem człowieka na czynniki pierwsze z najazdem kamery na wykrzywioną cierpieniem twarz pokazaną z mimiką uczuć i emocji na wierzchu, sprzedaną obcym ludziom zza szklanego ekranu. To podglądanie przez szybę, także na scenie, towarzyszy bohaterom często i obnaża obojętność personelu i nadaje leczeniu z bycia nieszczęśliwym, charakter ponurego eksperymentu w zakresie inżynierii społecznej.
Tekst Michała Pabiana, który czerpał z doświadczeń ludzi w kryzysie psychicznym oraz personelu medycznego jest ożywczy dla współczesnych widzów, którzy mogą się utożsamiać z zaburzonymi pacjentami na poziomie ich emocji, stresu i podejrzeń wystąpienia choroby psychicznej. Współczesny dyskurs na temat dobrostanu i zdrowia psychicznego inkorporuje nowe pojęcia, dezaktualizuje dotychczasowy stan wiedzy, ale ponieważ jest ciągle w procesie zmian, dezorientuje jednostkę i zakłóca w miarę spójny i akceptujący odbiór społeczny. Dramat Michała Pabiana jest zaczepny i prowokacyjny, inteligentnie prześmiewczy, ale w taki sprzyjający nam sposób pobudzający do identyfikacji własnych problemów i odnalezienia nowoczesnej, ale „nieprzesadzonej" definicji zdrowia psychicznego. Sztuka dotyka wielu aspektów naszego samopoczucia i bezpieczeństwa emocjonalnego.
Niestety codziennie jesteśmy bombardowani złymi wiadomościami, a z drugiej strony skrolujemy radosne migawki z życia celebrytów i znajomych pełne radosnych, kolorowych obrazków. Piękno, młodość, sukcesy i ogólna wszechszczęśliwość wylewają się z mediów społecznościowych, a my wiedząc, że są filtry, sztuczna inteligencja i fake newsy i tak dajemy się złapać w pułapkę doskonałości niedoścignionej. Pacjenci stworzeni przez Michała Pabiana to Żaklina (Karolina Bednarek), Jan (Paweł Kos) i Xanny (Antoni Włosowicz), którzy są zagubieni w świecie, w którym trzeba odnieść sukces, aby być szczęśliwym i spełnionym. Trzeba być pożytecznym i radosnym, dumnym z faktu bycia częścią świetnie zaprojektowanego społeczeństwa. Ta trójka paradoksalnie trzyma się razem, chociaż wcale im nie po drodze w postrzeganiu własnej choroby. Uruchamiają się w nich różne mechanizmy obronne w procesach diagnozy i leczenia np. akceptacji, wyparcia czy dostosowania.
W trupio zielonkawej scenerii ośrodka, bladzi, niepewni, zdezorientowani pacjenci potrzebują nazwania ich problemu i leków na całe zło. Ich pragnieniem jest zdusić i stłamsić negatywne emocje, beznadzieję, pustkę, lęki, stres. Aktorzy swą ekspresją i mimiką (niesamowita Karolina Bednarek) oddają ładunek emocji, aż powoli, światło na scenie z trupio zielonkawej, jednolitej, onirycznej wizualizacji wewnętrznego świata bohaterów, zmienia się w żywsze, chociaż ciemne, ale przynajmniej „prawdziwsze" barwy. Mirosława Olbińska jako Matka, taka bardziej trzy po trzy, dopełnia galerię pacjentów swoim bezradnym poszukiwaniem syna w urojonym świecie. Wszyscy są przekonujący w swym cierpieniu, epatują smutkiem lub porażają zagubieniem, czasem panikują, zdradzają swe lęki, a zdarza się nierzadko, że pozwalają nam zaśmiać się by rozładować nieco napięcie, bo i sami siebie odkrywamy w tym wykreowanym na scenie świecie utraty psychicznej równowagi. Barbara Dembińska jako zrezygnowana Doktor Wanda Czujnik jest psychiatrą i coraz bardziej pojmuje mechanizmy manipulacji Menedżerki zdrowia Zosi (Halszka Lehman) oraz Matthiew Richarda.
Doktor Wanda jest w wewnętrznej sprzeczności potrzeby kierowania się etyką lekarską a standardami wyznaczonymi przez zarząd ośrodka. Przejmująca i symboliczna scena z peruką podkreśla rolę masek w życiu człowieka. W roli perfidnego coacha Matthiew wystąpił gościnnie Maciej Bisiorek –student Wydziału aktorskiego PWSFTViT w Łodzi, który w znakomitej charakteryzacji, z niebywałą dojrzałością i talentem uosabiał ten wredny typ karierowicza mówiącego o empatii, a bezwzględnie czerpiącego korzyści ze słabości innych. Zimna, zaprogramowana w swych działaniach na sukces Menedżerka Zosia świetnie uzupełnia skład liderów, których skalkulowane na zysk strategie szefów firm, klinik, biznesów i pseudo biznesów żerują na naszym strachu wobec chorób, starości, osamotnienia czy porażki w sferze zawodowej. Efektowna, pewna siebie, rzutka, zdolna i nieomylna Halszka Lehman jako menedżerka da się poznać także jako Zosia.
W prowadzeniu terapii pacjentów przewodzi charyzmatyczna Dolores, którą brawurowo zagrała Paulina Walendziak. Jej siła i dominacja wybrzmiewają zarówno zadziwiającymi dźwiękami jakie potrafi wyartykułować jak i niesamowitą ekspresją ciała. To bardzo zdolna i wszechstronna aktorka, która każdym swoim pojawieniem się na scenie wypełniała ją zaskakującą i nieszablonową interakcją z bohaterami lub eksplodowała nieoczekiwanymi emocjami. Starając się okiełznać demony chorych pacjentów sama jest kwintesencją szaleństwa, esencją groteski, zaprzeczeniem wszelkiej równowagi. Czerwone elementy strojów dopełniają temperamentną osobowość Dolores, a imię zdradza drugie oblicze właścicielki o zwodniczej, porcelanowej twarzy. Niewątpliwie w zjawiskowo-demonicznej kreacji Dolores i nie tylko, duży udział ma ruch sceniczny, za który odpowiada Zuzanna Kasprzyk.
Ogromną zaletą tej tragifarsy jest otwartość na interpretację, przestrzeń dla widza. Wspólna oś, którą są problemy ze zdrowiem psychicznym ma cały zbiór krążących wokół niej wątków, za które można złapać jak za nić i podążać w kierunku własnych doświadczeń. Nie ma ocen, są reakcje i wyznania. Terapie ze sceny, które słyszymy i obserwujemy, poruszają dysproporcją zaangażowania w relacji pacjent- terapeuta, wstrząsają płycizną, prowokują do gorzkiego śmiechu, ale i zatrważają infantylizacją, uogólnieniem, standaryzacją potrzeb, kalibracją uczuć i emocji. W nomenklaturze psychologii i psychiatrii mnożą się nowe nazwy zaburzeń i chorób. Niestandardowe zachowania dostają identyfikator, a pacjent paradoksalnie poczucie ulgi, że jest chory, a nie, że „dziwnie" się zachowuje. Recepta dopełnia diagnozę, „etykieta nazwanej choroby" daje poczucie uporania się z problemem, jest kolejnym małym zwycięstwem. Kiedyś „miało się doła", teraz obniżony nastrój lub depresję. Kiedyś chciało się „mieć spokój", teraz można być uznanym za leniwego przegrywa, czy ładniej: mieć deficyt motywacji, aby osiągać wyznaczone przez innych cele.
Zarówno ryzyko zbagatelizowania problemu jak i wyolbrzymiania go są niebezpieczne. Czasami potrzebujemy leczenia, czasami po prostu odpoczynku, czy bliskiej relacji z drugim człowiekiem. Z jednej strony występuje lęk przed stygmatyzacją, z drugiej często zbyt natarczywa dla bliskiego otoczenia próba ekshibicjonistycznego podkreślania własnego ego wspartego retoryką nadmiernie eksponowanych praw i własnej przestrzeni z nonszalanckim podejściem do cudzej. Kiedy dbamy o siebie, a kiedy nasz egocentryzm staje się męczący dla innych? Czy terapia i leki to zawsze rozwiązanie? Sztuka pobudza też do refleksji w aspekcie poszukiwania pomocy. W pędzie codzienności i dostępności social mediów do głosu dochodzą pseudo specjaliści bez kwalifikacji i uprawnień, internetowi guru bez dyplomu, dla których klikalność, a w efekcie pieniądze są celem nadrzędnym. Wmawiają nam poważny problem, niedostosowanie, a tymczasem zwykłe zmęczenie, stres, opozycja wobec ogólnie przyjętych standardów czy kanonów czegokolwiek budzi potrzebę zwyczajności, czasu, powolności i to jest „normalne".
Nieoczekiwanie sukcesu, które może być nazwane w pędzącym świecie lenistwem lub brakiem ambicji wzbudza podejrzenia i obniża atrakcyjność człowieka w postrzeganiu go przez innych. Zwykły stan rzeczy, czy nasilająca się choroba, kwestia temperamentu, cech indywidualnych lub potrzeb, czy niepokojące symptomy? Lęk przed wykluczeniem społecznym, wyrażaniem odrębnych poglądów, strach przed posądzeniem o brak talentu czy wiedzy powodują, że zaciera się granica między „normalnością" a szaleństwem w pogoni za wpasowaniem się w wizerunek człowieka sukcesu.
Czy na pytanie, które zadaje autor w tytule sztuki przyjętej owacjami na stojąco znajdziecie Państwo odpowiedź, musicie sami sprawdzić w Teatrze Nowym w Łodzi.