Szansa na teatr, jaki lubię

rozmowa z Jarosławem Tumidajskim

Rozmowa z Jarosławem Tumidajskim, reżyserem spektaklu "Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej" na podstawie powieści Michała Witkowskiego.

Marta Odziomek: Jak to się stało, że został Pan zaproszony do współpracy z Teatrem Śląskim w Katowicach?

Jarosław Tumidajski: Inicjatywa współpracy z katowicką sceną wyszła ode mnie. To ja zgłosiłem dyrektorowi Teatru Śląskiego Tadeuszowi Bradeckiemu chęć wyreżyserowania "Barbary Radziwiłłówny...". Uznałem, że Teatr Śląski jest najlepszym miejscem do wystawienia książki, której akcja osadzona jest w dużej mierze w klimatach Górnego Śląska i Zagłębia.

M.O.: Dlaczego postanowił pan wyreżyserować akurat "Barbarę Radziwiłłównę..." ?

J.T.: Kiedy czytałem książkę Michała Witkowskiego intuicyjnie wyczułem, że jest to bardzo atrakcyjny materiał na spektakl. Jako reżyser rozpoznałem w tej powieści szansę na stworzenie teatru, jaki lubię. Poza tym zafascynował mnie temat przedstawiony w "Barbarze Radziwiłłównie...". To powieść, która opisuje czasy polityczno-gospodarczej transformacji w Polsce, a więc czasy mojego dzieciństwa, czasy, w których dorastałem. Realizowanie tej powieści było zatem rodzajem wspominania. Ponadto zaintrygował mnie sposób, w jaki Witkowski opowiada o przełomie lat 80-tych i 90-tych. Opisuje go w dwóch różnych perspektywach: w ogólnej perspektywie ekonomiczno-politycznej oraz w perspektywie prywatnej - poprzez przytoczenie zwykłych ludzkich historii.

M.O.: Znajdziemy zatem w realizacji "Barbary Radziwiłłówny..." ślady pańskich wspomnień z okresu schyłku lat 80., w trakcie których pan dorastał? Na ile pańskie doświadczenie tamtego czasu determinuje sztukę?

J.T.: Na pewno w jakimś stopniu to moje doświadczenie dookreśla "Barbarę Radziwiłłównę..." Opieram się na scenariuszu wydobytym z powieści Michała Witkowskiego, ale jakość oprawy teatralnej i dopowiadanie świata, w jakim toczy się akcja jest dziełem moim oraz aktorów, z którymi podczas prób dzieliliśmy się wspomnieniami z tamtych czasów.

M.O: Narracja "Barbary Radziwiłłówny..." ze względu na osobliwy język, jakim się posługuje nie należy do najłatwiejszych. W jaki sposób udało się panu z tego trudnego, wielowątkowego tekstu literackiego wydobyć i skonstruować jednolitą akcję dramatyczną oraz przenieść ją na scenę?

J.T.: Wielowątkowość nie była problemem, bo pod nią jest prosta historia - opis pielgrzymki Barbary do Lichenia i upadek głównego bohatera. Ale równie ważny jest język, jakim to jest opowiadane - pełen gier językowych, cytatów, zabiegów polegających na dygresjach i wtrętach. I tak, jak książka ma swoją specyficzną formę, która nadaje jej niepowtarzalną jakość, tak też akcja spektaklu została wyrażona za pomocą odpowiedniej formy: poprzez liczne stylizacje, grę konwencjami, spiętrzenie teatralności.

M.O.: Do jakiego odbiorcy adresowana jest pańska sztuka?

J.T.: Myślę, że bezczelnością byłoby robić sztukę dla określonego typu odbiorcy. Moje spektakle powstają z poszanowania każdego widza.

M.O.: Ta książka z jednej strony jest bardzo żywiołowa w warstwie językowej i stąd można wysnuć wniosek, że adresowana jest głównie do młodego widza, zaś z drugiej strony - poprzez opowiedzianą historię sięga do pamięci widza dorosłego, tym samym wywołując u niego wspomnienia. Można mówić zatem o pewnym uniwersalizmie powieści Witkowskiego, w którym każdy widz/czytelnik odnajdzie coś dla siebie...

J.T.: No tak, naturalnie. Starszy widz ma swoją pamięć tamtych czasów. Młodszy z oczywistych powodów jej nie posiada, ale żyje w rzeczywistości, która jest konsekwencją przełomowego roku 1989. Sądzę zatem, że "Barbara Radziwiłłówna..." jest w stanie zainteresować każdego. M.O.: Dziękuję bardzo za rozmowę.

Marta Odziomek
Dziennik Teatralny Katowice
6 grudnia 2008

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia