Szary człowiek

"Rewizor" - reż. Nikołaj Kolada - Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Warszawie

"Rewizor" według Nikołaja Kolady, wybitnego rosyjskiego dramaturga i reżysera, stanowi nie tylko opowieść o ludzkich przywarach, lęku przed zdemaskowaniem prawdy, kwitnącej korupcji, układach, o których nie potrzeba mówić, ale także stanowi ciekawe widowisko pod względem scenografii. Przygotowana z niespotykaną dbałością o szczegóły, tworzącą barwną rzeczywistość zacofanej wsi rosyjskiej egzystującej w latach 30. XIX wieku. Tekst Gogola opowiada o człowieku niedoskonałym, jego nadziejach, lękach i beznadziejnym poszukiwaniu szczęścia, za którym tęskni i którego często nie znajduje.

"Rewizor" to jedna z najsłynniejszych komedii Mikołaja Gogola, której tekst był wielokrotnie zmieniany z powodu nie do końca właściwych interpretacji i pojawiających się trudności z pożądanym odczytaniem jej treści. Prapremiera miała miejsce w 1836 r. w Petersburgu i Moskwie. Tekst wybitnego dramaturga plasuje się na najwyższym miejscu, co do najbardziej kontrowersyjnych w Rosji.

Nikołaj Kolada, to także słynna postać w świecie rosyjskich twórców. Współczesny dramatopisarz jest laureatem wielu krajowych i międzynarodowych nagród. W Polsce najbardziej znane są jego sztuki: "Merylin Mongoł" i "Martwa królewna". Ten człowiek miesza różne gatunki i podejrzewam, że wpisze się na trwałe w historię teatru poprzez niekonwencjonalność i nieszablonowe podejście do sztuk już wystawionych.

Do zacofanej wsi rosyjskiej ma zawitać Rewizor, aby sprawdzić, czy nie zachodzą żadne nieprawidłowości w funkcjonowaniu administracyjnym. Mała wiejska społeczność jest podekscytowana i poddenerwowana, bowiem każdy z wpływowych mieszkańców zna swoje większe i mniejsze grzeszki. Horodniczy szczególnie się obawia (brawurowo zagrana rola Krzysztofa Stelmaszczyka), rozmawia nawet w tej sprawie z naczelnikiem poczty, sugerując mu, aby sprawdzał korespondencje, która wpływa na pocztę, by w porę ostrzec o wszystkich mających znaczenie sprawach, a szczególnie o oczekiwanej niechętnie i z trwogą wizyty Rewizora. Mieszkańcy żyją jednym tematem. Wszystkie sprawy koncentrują się wyłącznie na wizycie, do której każdy ma się przygotować.

Tymczasem do wsi zawitał Chlestakow (w tej roli Eryk Klum), młodzieniec, stanowiący karykaturę człowieka zamożnego. Owszem jest odziany w piękne i gustowne szaty, ale choć marzy o pełnej sakiewce, kieszenie ma puste. Nonszalancko nosi futro, którego uzupełnieniem jest nieco za duża futrzana czapa, całość komponuje się bardziej jak przebranie, aniżeli strój na co dzień. Persona przyodziewa czasem też bogato zdobiony płaszcz, spod którego wygląda ciało młodzieńca, co przypomina nam o tym, że to człowiek. Hulaszcze, beztroskie życie, nałóg i przegrana w gry karciane, sprawiły, iż nie ma nawet za co jeść. Wykorzystując wizerunek bogacza, sprawia pozory osoby wpływowej, której należy się przypodobać. Panisko przeobraża się w żebraka, który kombinuje, w jaki sposób zdobyć uznanie, profity i wszystko czego mu brakuje, aby znów się poczuć człowiekiem na odpowiednim miejscu. Gra tak przekonywująco, iż nawet najprzebieglejszy spośród przebiegłych, daje się zwieść, choć nikomu nigdy nie dał się oszukać. Horodniczy zawsze oszukiwał wszystkich, swoje błędy zrozumiał w momencie, gdy ktoś zabawił się jego zaufaniem i sam padł ofiarą sprytniejszego.

Chlestakow naśmiewa się z nowych wiejskich znajomych, a miejsce, w którym przebywa mocno go "uwiera". Jest obrzydliwy w swoim postępowaniu, dopuszcza się nawet gwałtu infantylnej osiemnastoletniej córki Horodniczego ( w tej roli młodziutka Natalia Rybicka), która wszędzie targa usmarowaną błotem lalkę. Po jednym gwałcie dopuszcza się kolejnego, na jej matce, twierdząc, że jest nią równie mocno zafascynowany. Żona Horodniczego (Doroa Landowska) mocno ewaluuje od rozwrzeszczanej i karzącej matki po pełną ogłady damę, chcącą przypodobać się przyszłemu zięciowi. Owa metamorfoza jest komiczna. Próba budowy mądrych i bardzo uniżonych kwestii wywołuje salwy śmiechu publiczności.

Scenografia odzwierciedla realia ówczesnej Rosji. Sztachety, przyozdobione dziełami sztuki, z którymi wiejska społeczność nie wie jak się obchodzić, brudząc błotem to, co mogłoby być nieskażone i dobrze przechowane. Uwagę zwracają powieszone garnki, miski, łopaty, kosy
i inne pomoce do prac w polu. Zagęszczenie różnych przedmiotów tworzy chaos i obrazuje ruski folklor. Złowieszcze drzewo bez jednego zielonego liścia z porożem zawieszonym na gałęzi przypomina o ciemnocie i zacofaniu tamtego świata. Za reżyserię, scenografię, oprawę muzyczną oraz kostiumy odpowiadał Nikołaj Kolada. Trzeba przyznać, że wykazał się dużą wyobraźnią.

Usypane grzędy z błota są wszędzie. W pewnym momencie to ono staje się głównym bohaterem i niestety nieco przysłania grę aktorską. Być może, był to celowy zabieg, aby uwypuklić fakt, jak tego błota jest dużo w relacjach międzyludzkich i w różnych warstwach społecznych. Każda z postaci, czy to jest gromada młodych panienek, czy starszych wiekiem, aby przejść w wybrane miejsce, musi się przeprawić przez jego zwoje. Obserwujemy ile razy myją swoje stopy, do czysta, aby za chwilę znowu utaplać się w tym samym brudzie. Pod koniec spektaklu, każdy z bohaterów tej niebohaterskiej jakże opowieści ma ubrudzoną twarz. Mając ją w błocie, jakże chętnie obdarzamy nim innych. Nie starcza czasem sił, aby wspiąć się ponad wyżyny tego, co nas spotkało i nie obrzucić nim bliźniego. Gogol nie pozostawia nam złudzeń. To ludzkie i wpisane niejako w nasze człowieczeństwo. Jedynie Bobczyński zachowuje swoją wewnętrzna niewinność.

W pewnym momencie nie ma już ani jednego czystego skrawka ścierki, wolnego od błota. W przerwie, której nie powinnam interpretować, pojawiła się na scenie kobieta wyznaczona do sprzątania sceny i choć nie brała udziału w przedstawieniu, wydała mi się najbardziej prawdziwą postacią widzianą w Teatrze Studio tego wieczoru. Tej kobiecie rzeczywiście zależało, aby rozrzucone błoto szybko i bezszelestnie sprzątnąć, a nie rozrzucać. To była jednak fikcyjna postać, nie biorąca udziału w przedstawieniu. Jakaż to wieka szkoda, bo to od niej należałoby się uczyć.

Aktorki bardzo płynnie, lekko i równo wykonywały wszystkie ruchy. Przygotowywane były pod okiem Maćko Prusaka. Dużą ilość rekwizytów, tworzących klimat rosyjskiej wsi przygotowała Ewa Janikowska.

Mocny punkt spektaklu stanowiła oprawa muzyczna. Był to co jakiś czas rosyjski romans "W blasku księżyca". Piosenka znajdująca się w repertuarze m.in Mariny Devyatovy. Delikatne dźwięki rosyjskiej muzyki oraz anielski głos, stały się jedyną okazją, aby znaleźć wytchnienie pomiędzy jedną a drugą serią obrzucania się błotem.

W 2002 r. w Teatrze Dramatycznym widziałam spektakl „Rewizor" w reżyserii Andrzeja Domalika. W roli Chlestakowa wystąpił od niedawna debiutujący wówczas Maciej Stuhr. Byłam pełna zachwytu dla gry aktorskiej, chłonęłam wypowiadane kwestie i od tamtej pory zachwyciłam się teatrem, nie wiedząc, że będę kiedyś o nim pisać. „Rewizor" w reżyserii Kolady na pewno miał bardziej wyeksponowaną scenografię, głośną, huczną oprawę, ale wszędobylskie błoto przysłoniło wypowiadane kwestie. Teksty też były bardziej skrócone. Błoto, czyli symbol upokorzenia jest, było i będzie, pytanie tylko, czy naprawdę mamy go aż taki nadmiar?

Puenta spektaklu, mieszcząca się w wypowiedzi Horodniczego "Z kogo się śmiejecie, z samych siebie się śmiejecie" to nieodłączne zdanie, kojarzące się z Rewizorem Gogola. Z osoby, której nieobce jest słowo człowieczeństwo, łatwo zrobić człowieka szarego, ubłoconego. Wystarczy go do końca nie wysłuchać albo po prostu nie słyszeć. 

Kinga Woźniak
Dziennik Teatralny Warszawa
5 marca 2015

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia