Szekspir i bezwzględna władza

22. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski

Polscy reżyserzy, będący ofiarami polityki rządu, mówią do nas z zagranicy jak w czasach Radia Wolna Europa.

Dzisiejszy teatr jest tak samo globalny jak Facebook czy Instagram. Nie trzeba być dyrektorem Narodowego Starego w Krakowie, jeśli nie chce tego obecna władza, jak było to w przypadku Jana Klaty, by wypowiadać się na temat Polski.

Można zrobić "Miarkę za miarkę" w czeskiej Pradze, mając niemal stuprocentową pewność, że każdy intrygujący spektakl zostanie najpierw "polajkowany" przez specjalistów, a potem trafi do kraju na festiwal, co w przypadku zakończonego właśnie Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku jest oczywistą oczywistością.

POLITYCZNA HIPOKRYZJA

Mam wątpliwości, czy Czechów interesuje hipokryzja polityków związana z deklarowanym publicznie katolicyzmem lub innego typu religijnością. Trzeba jednak pamiętać, że premiera "Miarki za miarkę" przypadła u naszych południowych sąsiadów na czas wyborów prezydenckich.

Zmierzył się w nich naukowiec i liberalny inteligent Jiři Drahos oraz były komunistyczny aparatczyk Milosz Zeman, który nie ukrywa pociągu do alkoholu i Putina. Krytycznie oceniła to członkini zespołu Divadlo Pod Palmovkou, wychodząc w Gdańsku do braw w koszulce z napisem "Zeman dz...wką Putina".

Klata w Pradze mówił jednak zdecydowanie o problemach kumulujących się w Warszawie. Jego interpretacja ostatniej komedii Szekspira pokazuje wiedeńskiego księcia Vincentia (Jan Vlasak), który przekazuje władzę ortodoksowi Aniołowi (Jan Teply), a choć ogłasza, że wyprawia się do Polski, pozostaje w mieście za zasłoną mnisiego habitu, by śledzić Anioła i społeczeństwo w czasach religijnego szaleństwa.

Kanwę historii stanowi niezgodny z kościelnym kanonem pozamałżeński związek Klaudia i Julii. Anioł na podstawie niepraktykowanego przez lata prawa skazuje ich na śmierć, zaś wcześniej na karę pręgierza, która ma kształt krzyża. Klaudia może uratować siostra, tak się złożyło, że również zakonna - pobożna i piękna Izabela.

Po wiernym Wyspiańskiemu "Weselu" w Krakowie i "Wielkim Fryderyku" w Poznaniu, podążającym tropem powieści teatralnej Nowaczyńskiego, praski spektakl przypomina o Janie Klacie, didżeju, który wysyła dźwiękowego mema do Polski. Reżyser przygotował znakomity zestaw piosenek, remiksów, motywów muzyki współczesnej, a także filmowych, mówiących o upokorzeniu kobiet i dominacji mężczyzn. Soundtrack Klaty wciska w fotele. Słyszymy m.in. gregoriańską wersję "Losing My Religion" R.E.M. i "Angel" Massive Attack. Muzyka zdominowała spektakl, a dialogi praskich aktorów są mniej wymowne niż poruszająca choreografia Maćko Prusaka.

Elektryzujące są zwłaszcza sceny egzekucji Klaudia na fotelu elektrycznym w świetle pulsujących stroboskopów oraz modlitwy Izabeli, która pokazuje chorą ekstazę religijnych praktyk rodem z "Matki Joanny od Aniołów" Iwaszkiewicza. To majstersztyk pięknej i znakomitej Terezy Dockalovej, nagrodzonej w ostatnim sezonie prestiżową czeską nagrodą Thalia za rolę w "Domu lalki". Jednocześnie mamy paradę erotycznych upodobań mieszkańców "Wiednia", pośród których jest drag queen i obywatel z fallusem na wierzchu.

Jak się można było domyśleć, Anioł jest diabłem podszyty, a scena, w której ortodoksyjny moralista domaga się za uratowanie brata seksu z jego siostrą, zabije wiarę nawet u wyznawców ojca Rydzyka. Myliłby się jednak ten, kto by pomyślał, że książę Vincentio wraca po władzę na białym koniu jako niepokalany wybawiciel ojczyzny w opałach. Klata nie zrobił spektaklu o Donaldzie Tusku, który oddał rządy tylko po to, żeby partia Jarosława Kaczyńskiego skompromitowała się w czasach nieograniczonej władzy.

Finał przynosi mocny suspens. Po scenach, w których bohaterowie zabawiali się dmuchaną lalką, oglądamy sekwencję ze sztucznym penisem. Klata zrobił rzecz o politykach, dla których wykorzystywanie społeczeństwa jest równie atrakcyjne jak seks. Tymczasem to zwykły gwałt.

SEN Z BOTTICELLEGO

Na gdański festiwal Ewelina Marciniak przywiozła z Freiburga "Sen nocy letniej", którego niemiecki sukces sprawił, że dostała zaproszenie do jednego z najlepszych europejskich teatrów, Thalii w Hamburgu, kierowanej przez słynnego Luca Percevala.

Wielkim atutem tej inscenizacji jest scenografia Katarzyny Borkowskiej zainspirowana "Narodzinami Wenus" Botticellego, z obowiązkową muszlą i nagimi aktorkami z rudowłosymi perukami. To spektakl o wojnie płci i erotycznych fantazjach w czasach bezwzględnej władzy.

Splecione w miłosnych aktach nagie ciała aktorów są cytatem z wrocławskiej "Śmierci i dziewczyny", wokół której rozegrał się konflikt między dyrektorem Krzysztofem Mieszkowskim a wicepremierem Piotrem Glińskim, po którym nowym dyrektorem Teatru Polskiego we Wrocławiu został Cezary Morawski. Najbardziej dojmujące jest prostactwo Tezeusza, księcia Aten, który nie rozumie teatru i gardzi artystami.

Po zeszłorocznej edycji, kiedy zrezygnowano z konkursu o Złotego Yorricka na polskie wystawienia sztuki szekspirowskiej z powodu niskiego poziomu spektakli, w tym roku organizatorzy i jurorzy wybierali między dżumą a cholerą.

W finale znalazły się dwa wrocławskie spektakle: "Hamlet - komentarz" Grzegorza Brala z Teatru Pieśń Kozła i "Makbet" Agaty Dudy-Gracz z Capitolu. Zdecydowano się przyznać dwa wyróżnienia. Nie ma co hamletyzować. Lepsze to niż Yorrick z fałszywą pozłotą. Szekspir i festiwal przetrwają.

Jacek Cieślak
Rzeczpospolita online
10 sierpnia 2018

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...