Szekspir w dobie kryzysu

"Kupiec wenecki" - reż. Nora Somaini - 13. Festiwal Szekspirowski w Gdańsku

Nie chodzi bynajmniej o kryzys twórczy, ani brak pomysłu na realizację. Kiedy rynki nieruchomości przeżywają stagnację, indeksy giełdowe pikują, a administracja wielu światowych rządów próbuje pobudzać gospodarkę, Bremer Shakespeare Company przedstawia współczesny pomysł na odczytanie "Kupca Weneckiego".

Istotą spektaklu z Niemiec jest ukierunkowanie uwagi widza na wątek finansowy. Wszyscy bohaterowie przedstawieni są jako więksi lub mniejsi przedsiębiorcy we współczesnym kostiumie. Reżyserka Nora Somaini umieściła swoich bohaterów w saunie, typowym dla załatwiania dzisiejszych interesów miejscu. Antonio i Shylock dywagują o istocie procentów i długach podczas zwiększania temperatury i ochładzania wodą. Trzeba przyznać, że to uwspółcześnienie udane. Do oryginalnego tekstu dodano kilka żartów, będących satyrą na quasi-businessmanów, żyjących m.in. według zasad nouvelle couisine. Porcja poczęstowana przez Shylocka przekąską, odpowiada: „Jestem bezglutenowcem”. Samoini świetnie pointuje nienaturalne zachowania swoich bohaterów.

„Kupiec Wenecki” nie funkcjonuje jednak tylko na płaszczyźnie ironii. Kryje się w nim diagnoza w duchu brytyjskiego powiedzenia: money is the root of all evil (pieniądze są źródłem wszelkiego zła). Wszelkie działania związane pierwotnie z miłością, w niemieckiej interpretacji mają tylko błyszczący odcień monety. Nie tylko relacje Shylocka z innymi mieszkańcami Wenecji są zbudowane na dominacji finansowej. Podporządkowuje sobie także córkę. Wymusza na niej  ubieranie go, choć ona robi to wręcz z odrazą. Para Jessica i Lorenzo także nie jawi się tak niewinnie jak w tekście oryginalnym. Ona dokładnie obmyśla, co zabrać z domu, a on wyznaje miłość do dziewczyny zwrócony do skrzyni z bogactwami. Nie tak wygląda romantyczna ucieczka. Emocje schodzą tu na zdecydowanie dalszy plan. Shylock nie rozpacza po stracie córki, ale, jak rasowy bankier, po prostu żąda spłaty długu od Antonia. Reżyserka wykorzystuje panujący kryzys, żeby zaznaczyć, jak bardzo nasze decyzje spaczone są zimną kalkulacją.

Nie jest jednak tak, że „Kupiec...” to przedstawienie bez wad. Nie obyło się bez zabiegów, które u swych źródeł miały szokować, ale obecnie pozostają już tylko manierą. Chodzi oczywiście o obligatoryjne wręcz współcześnie, interpretowanie wszelkich relacji międzyludzkich poprzez  jakiekolwiek kompleksy seksualne, tu homoseksualne. Ani z tekstu Szekspira, ani nawet z pozostałej części realizacji Samoini nie wynika, że Antonia i Bassanio łączy coś więcej niż przyjaźń, szczególnie że drugi z nich wyznaje przyjacielowi miłość do Porcji. A jednak reżyserce udało się znaleźć miejsce na owe bezcelowe dwuznaczności. „Niemiecka maniera”, chciałoby się powiedzieć, ale ten trend zawitał już na polskie sceny, nie zawsze z konkretnego powodu interpretacyjnego.

Pomijając kilka błędów i skupiając się na idei realizacji śmiało można zaliczyć spektakl Bremer Shakespeare Company do ważnych. Zimny styl gry aktorów, ostry niemiecki język, formalizm ruchów i ascetyczna, szpitalna dekoracja tworzą spójną całość. „Kupiec Wenecki” budzi refleksję na temat konsumpcjonizmu i stawia odważne pytania o prawdziwe fundamenty, na których opiera się dziś nasze globalne społeczeństwo.

Mateusz Jażdżewski
Gazeta Festiwalowa 6/09
7 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...