Szekspirowsko z mafią w tle

"Makbet" - reż: Rafał Matusz - Tarnowski Teatr im. Ludwika Solskiego

Ostatnią premierą w starym roku Tarnowski Teatr wprowadził do swego repertuaru tragedię - tuż przed świętami, na deskach miejskiej sceny Rafał Matusz zaprezentował inscenizację jednej z najbardziej znanych sztuk świata - Szekspirowskiego "Makbeta"

Historię sięgania po władzę szkockiego feudała, osadzoną w XI wieku, od wielu lat obowiązkowo studiują licealiści, więc średnio wykształcony Polak powinien mieć o niej pewne wyobrażenie, które warto skonfrontować z tarnowskim spektaklem.

Mimo popularności tekstu w skrócie przypomnę, iż tytułowy bohater to człowiek, w którym drzemią wielkie ambicje i żądza władzy. Mimo to wiernie służy królowi Dunkanowi do momentu, aż odpowiednio obudzone i podsycone obie te cechy zaczynają kierować jego życiem, wpływając na podejmowane decyzje, a w konsekwencji czyny. Przepowiednia Wiedźm i namowa spragnionej zaszczytów żony popychają Makbeta na drogę zbrodni, z której nie ma już odwrotu - każdy niecny czyn pociąga za sobą następny. Makbet staje się królobójcą, bezwzględnym mordercą, ale też moralnym bankrutem i nieszczęśliwym człowiekiem. Szaleństwem i śmiercią okupuje swój współudział w zbrodni jego żona, on pustką i cynizmem.

Tak też jest w inscenizacji Rafała Matusza, choć próżno spodziewać się w niej średniowiecznych realiów. Reżyser poszedł bowiem w ślady amerykańskiego reżysera Baza Luhrmanna, który w 1996 roku zekranizował "Romea i Julię", osadzając akcję miłosnej tragedii w gangsterskim półświatku Florydy. Tarnowski "Makbet" rozgrywa się właśnie w podobnych klimatach. Dunkan nie jest głową państwa, ale mafii, a tytułowy bohater jest jego zaufanym zausznikiem czyhającym na przejęcie władzy w organizacji. Ze sceny płynie cały czas Szekspirowski dialog, choć bohaterowie nie toczą go na zamku Inverness czy Forres, ale w kasynie gry w sąsiedztwie ruletki i "jednorękiego bandyty". Miotają jednak nimi te same żądze i emocje - ludzkie, ponadmiejscowe, ponadczasowe.

Przy czym słowo "miotają" w odniesieniu do spektaklu Rafała Matusza ma szczególne znaczenie, gdyż dużo w nim efekciarstwa: nadmiernej gestykulacji, wrzasków i rzucania się aktorów po scenie, czasem nawet ze szkodą dla tekstu, który w takim zamieszaniu niekiedy z trudem dociera do publiczności, jakby reżyserowi przyświecały słowa Makbeta z V aktu, porównującego życie do powieści idioty, głośnej i wrzaskliwej. Jak na gangsterskie środowisko przystało, sporo też w przedstawieniu wymachiwania bronią - nawet finałowy pojedynek Makbeta z Macduffem nie jest walką na miecze, lecz.rosyjską ruletką.

A jednak, choć ta agresywna formuła nie wszystkim się spodoba, w inscenizacji widać pomysł i przemyślaną koncepcję, którą reżyser konsekwentnie zrealizował. Po pierwsze, udowadnia, że tekst Szekspira wybrzmi nie tylko w średniowiecznych realiach; po drugie, posługując się agresywną poetyką współczesnej pop-kultury, którą atakowani jesteśmy przez media, obnaża jej ekspresję, której szczególnie chętnie poddaje się młodzież; po trzecie, kładzie nacisk na prywatny dramat małżonków - Makbeta i Lady Makbet - ich relacje i psychologiczne perypetie, oraz na rolę losu i przypadku w naszym życiu. Dlatego bardzo wyrazistymi i zindywidualizowanymi postaciami uczynił czarownice, które ów los uosabiają, stąd też rosyjska ruletka, w której gracze zdają się na ślepy traf, stosowna zresztą w scenografii "jaskini hazardu".

Ponadto w inscenizacji jest sporo drobnych "smaczków" jak choćby zabawki-symbole, odnoszące się do roli dziecka w ludzkim życiu (małżeństwo Makbetów jest bezdzietne), czy wody, która leje się obficie po scenie - bohaterowie nie tylko zmywają nią z siebie ślady zbrodni, ale także piją i polewają się nią wzajemnie - jest woda żywiołem oczyszczającym, życiodajnym, ma moc inicjowania działań, kumulowania energii.

Niewątpliwie mocnymi stronami spektaklu są scenografia i muzyka. Centralne miejsce na scenie zajmuje konstrukcja ze schodami prowadzącymi na wiążący całość balkon. Pod nim stosownie do akcji dramatu przesuwa się przejrzysta kabina - łazienka. W niej rozgrywają się epizody z życia osobistego Makbetów, a specyfika i charakter tego miejsca podkreślają ich intymność i prywatność. W miarę potrzeby kabina odjeżdża w głąb sceny, tworząc przestrzeń dla innych zdarzeń - może to być np. uroczy dziedziniec, na którym Lady Macduff bawi się ze swym synkiem, prowadząc z nim dowcipny dialog, lub podest typowy dla nocnych klubów, na którym "spiskują" niezbyt trzeźwe Wiedźmy itp. Prawe i lewe skrzydło sceny zarezerwowane są dla kasyna - stół do ruletki i automaty do gry. Autorką tej wielofunkcyjnej i przemyślnej scenografii jest Hanna Szymczak i tu ukłon w kierunku artystki.

Równie głęboki ukłon należy się też Łukaszowi Borowieckiemu, kompozytorowi muzyki do spektaklu. Wpadająca w ucho, lekko jazzująca muzyka wprowadza publiczność w niesamowity nastrój, jej rola nie ogranicza się jedynie do tła scenicznych wydarzeń - raz nostalgiczna, raz bardziej żywiołowa współtworzy widowisko. Songi z tekstem sonetów Szekspira i muzyką Borowieckiego pięknie śpiewa Ewa Cypcarz-Bogucka. Zgrabne wplecenie ich w fabułę dramatu to zresztą kolejna niespodzianka, jaką zaserwował nam reżyser i trzeba przyznać całkiem udana.

Niezbyt natomiast trafione okazało się przeniesienie sceny uczty z III aktu do foyer. Przejście publiczności z widowni do teatralnych korytarzy niestety nie odbywa się sprawnie, rozbija ciągłość akcji, wprowadza chaos, w wyniku którego ważna scena umyka. Część widzów traktuje opuszczenie widowni jako antrakt i snuje się za plecami pozostałych, przeszkadzając. Inni chętnie skupiliby się na spektaklu, ale mają ograniczoną widoczność, więc rezygnują zawiedzeni. W efekcie wspomnianą scenę śledzi garstka osób, którym udało się przepchnąć do przodu i zająć dogodną do oglądania aktorów pozycję. Idea włączenia do spektaklu całej przestrzeni teatru, choć nienowa, jest ciekawa, ale też ryzykowna. Wyreżyserowanie zachowań publiczności jest trudne, premiera w Tarnowskim Teatrze pokazała nawet, że w tych okolicznościach niemożliwe.

Aktorstwo w przedstawieniu jest na dobrym poziomie. Szczególnie zwraca uwagę trafne obsadzenie Ireneusza Pastuszaka w roli Makbeta i Katarzyny Janykowicz (gościnnie) jako Lady Makbet. Ona bardziej twarda i powściągliwa w wyrażaniu emocji i gestykulacji, on żywiołowy i ekstrawertyczny - stanowią na scenie świetnie uzupełniający się duet. Z pozostałych aktorów warto wyróżnić Jerzego Pala, który znakomicie bawi publiczność w komediowych epizodach. Obserwując cały zespół Tarnowskiego Teatru w sztuce, z satysfakcją można stwierdzić, że w obecnym składzie sprosta niejednemu wyzwaniu.

"Makbet" w reżyserii Rafała Matusza w Tarnowskim Teatrze jest inscenizacją kontrowersyjną, więc nie wszystkich zadowoli. Ale nawet jeśli gangsterskie realia czy nadmiar egzaltacji i dynamiki na scenie lub inne pomysły twórców wydadzą się komuś drażniące, to i tak będzie musiał przyznać, że przedstawienie wzbudza emocje, nie pozostawia widza obojętnym. I o to właśnie chodzi. Bo sztuka, także teatru, nie jest od tego, by odbiorców zadowalać, lepiej gdy ich porusza, zachęca do formułowania i wyrażania opinii - im więcej sprzecznych, tym nawet lepiej. A ten cel niewątpliwie twórcy spektaklu osiągnęli.

Aby się o tym przekonać osobiście i wyrobić własne zdanie, trzeba zobaczyć tarnowskiego "Makbeta", do czego szczerze zachęcam Czytelników.

Beata Stelmach - Kutrzuba
Temi
13 stycznia 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...