Szlachetna rozrywka: Felieton obok tematu

"Czarodziejska góra" - reż. Andrzej Chyra - Aula Collegium Da Vinci

Powszechne zachwyty nad "Czarodziejską górą" Mykietyna/Sikorskiej-Miszczuk/Bałki/ Chyry trochę zaczęły mnie już niepokoić. Kiedy wszyscy zaczynają się zgadzać w ocenie sztuki współczesnej, ba, chóralnie ją chwalić - robię się podejrzliwy. Twórcom spektaklu życzę jak najlepiej, ich dziełem jestem poruszony, ale krytyka i debata o sztuce nie polegają na śpiewaniu unisono. W kuluarach pojawiły się wprawdzie jakieś nieśmiałe dyskusje, w prasie znalazłem jednak tylko jeden wyjątek. Niestety. Posłana z grubej rury kula rąbnęła w płot... - pisze Adam Suprynowicz w Ruchu Muzycznym.

W numerze 27 "Polityki", w felietonie pod tytułem "Opera nie na temat", Ludwik Stomma skrytykował sam zamiar stworzenia opery na podstawie dzieła Manna ("Libretto z Czarodziejskiej góry, jakiekolwiek by muzycznie było, zdaje mi się błazeństwem"), działanie Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk uznając wręcz za bezczelność poniżającą i Hansa Castorpa, i jego (Ludwika Stommę) samego. Otóż, jak wykrył znakomity felietonista (a przecież i wybitny humanista, o czym nie zapominam), Sikorska-Miszczuk nie zrozumiała nic z arcydzieła, które wzięła na warsztat. Stomma poczuł się "rozżalony i przeciwny" istocie jej adaptacji, o której wiedzę pozyskał z bliżej nieznanych źródeł. Poszło mianowicie o spór Settembriniego i Naphty, który, wedle organizatorów Festiwalu Malta (?), miał być "jedną z głównych osi Czarodziejskiej góry", sporem do dziś "zaskakująco żywym".

Niestety, autor felietonu nie podaje źródeł przytaczanych cytatów, nie wiemy zatem, czy są to faktycznie słowa autorki libretta, czy, na przykład, działań PR. Małgorzata Sikorska-Miszczuk w opublikowanym w programie spektaklu wywiadzie mówi wszak, że dla niej Czarodziejska góra jest "historią przebudzenia" i "książką o transformującej sile miłości". Ani słowa o Settembrinim. Stomma grzmi, że "zasadniczymi problemami Hansa Castorpa są życie i śmierć", a dyskusje Settembriniego z Naphtą to "przebrzmiały spór dni minionych, od dawna unieważnionych przez historię". Tego właśnie, według felietonisty "Polityki", ma nie rozumieć librecistka, która tymczasem w rozmowie z Agnieszką Drotkiewicz ("Czarodziejska góra: podróż inicjacyjna", dwutygodnik.com nr 162) mówi o owym sporze: "dla mnie to jest nieaktualne"...

Ludwik Stomma polemizuje ogniście z gruntownie zmyślonym przeciwnikiem. Jak wiemy, ma tę przewagę, że opery nie widział. Nie wie zatem, iż Sikorska-Miszczuk wespół z Mykietynem i Chyrą ze sporu Settembriniego i Naphty uczynili istotne, ale jednak tło, opowiadając tyleż o miłości, co o pojmowaniu śmierci. Świadczy o tym dobitnie libretto, ale też scenografia Mirosława Bałki: mroczna rzeźba o zmaganiu z tym, co ostateczne. Hans Castorp przechodzi w interpretacji Szymona Komasy fundamentalną przemianę. Dźwięki skomponowane przez Pawła Mykietyna podkreślają także inne istotne wymiary powieści - choćby kwestię czasu. Która ze sztuk mogłaby to pokazać lepiej, niż muzyka? Kto mógłby dostarczyć jej lepszej inspiracji niż Mann?

Cóż, niektórzy miłośnicy literatury zawsze zazdrośnie będą bronić swoich przemyśleń i wyobrażeń. Ukochana książka jest dla nich świętością i najlepsze adaptacje nigdy im nie dogodzą. Jeszcze zacieklej potrafią jednak walczyć z autonomią innych sztuk. Tymczasem Sikorska-Miszczuk mówi w rozmowie z Drotkiewicz, że "Czarodziejska góra" to książka, w której możesz łowić ryby. Ta kontemplacyjna uwaga (z Thoreau w domyśle) dobitnie wskazuje, że poruszamy się w przestrzeni autorskiej interpretacji, a nie szkolnego bryku. To zaproszenie do dialogu, pod warunkiem, że słucha się z życzliwą ciekawością: co też ci inni u Manna wyłowili?

Zabawne, że felieton Ludwika Stommy stał się niezamierzenie pastiszem typowego dla muzyki klasycznej i opery dyskursu - tych wszystkich "trzeba tak", "tak nie wolno", "reżyser służy muzyce" itp. Tymczasem sztuki performatywne dawno już przestały służyć literaturze, a muzyka współczesna, jak mówi sam Mykietyn, wzięła rozbrat z filharmonią. Opera staje się Gesamtkunstwerk bardziej niż kiedykolwiek, bo jest miejscem przecięcia perspektyw, ciągłej negocjacji poglądów i postaw. Mało w niej zrozumienia dla ścisłych zasad i nieprzekraczalnych granic. Nie wiem, czy to jej przyszłość, ale na pewno teraźniejszość. Można się z tym nie zgadzać, ale nie zaszkodzi wcześniej obejrzeć.

Adam Suprynowicz
Ruch Muzyczny
29 sierpnia 2015
Portrety
Andrzej Chyra

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...