Szmery, kroki, światła

„Komediantka" – reż. Anita Sokołowska – Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy

Siedząc na widowni, czekamy na to, jak zgaśnie kolumna ze świetlówek. Jednak to się nie dzieje. Aktorzy wchodzą z kulis na scenę tak po prostu. Sztuka nie ma granic. Miękko przenika do rzeczywistości. Zagarnia ją czasem nagle, czasem niepostrzeżenie. O tym, jaką siłę ma sztuka teatru opowiada najnowszy spektakl Teatru Polskiego w Bydgoszczy "Komediantka" w reż. Anity Sokołowskiej.

Na początku widzimy aktorów, którzy po wejściu na scenę powoli formują się w grupę. Każdy z nich wykonuje jakiś określony, mechaniczny ruch. Przypomina to bardzo spektakle Piny Bausch, ponieważ poruszanie się aktorów ma dużo wspólnego z symboliką i specyfiką teatru tańca. Tak jak u Piny - dostrzegamy zarówno indywidualność, jak i zbiorowość. W pewnym momencie rytm zaczyna być coraz szybszy. Teatr wymaga od aktorów od początku skupienia i przygotowania fizycznego i psychicznego na wysokim poziomie.

Całość odbywa się w sali, która bardziej przypomina miejsce prób, niż regularną scenę. Nie ma podestu, podłoga jest czarna, pokryta rysami, odbija światło. Wokół sceny widzimy czarne okotarowanie. Kulisy są tylko z lewej strony, gdzie mamy wydzieloną przestrzeń, która jest jednocześnie wejściem na scenę dla widzów. Ta mała scena TPG przypomina "czarną skrzynkę" teatru, w której kondensują się zachowania i emocje. Nie tylko te, dotyczące prób czy spektakli, ale też prywatne przeżycia aktorów.

Spektakl opowiada o Orłowskiej - młodej dziewczynie, która mimo prowincjonalnego, wręcz chłopskiego pochodzenia, chciałaby zostać aktorką. Marzenie o zostaniu aktorką staje się wręcz jej obsesją i czymś, do czego dąży wbrew wszystkim (sprzeciwia się głównie ojcu). Jej historię można skojarzyć z bohaterką "Czarnego łabędzia" w reż. Darrena Aronofsky'ego. Obserwujemy podczas spektaklu niemal podobne jak w filmie zatracenie się dla sztuki i gotowość na zrobienie dla niej wszystkiego. Bohaterka "Komediantki" jak Nina Sayers poświęca się sztuce właściwie w całości, a ona sama (jej osoba) schodzi gdzieś na dalszy plan.

Sam spektakl jest bardzo autotematyczny: w symboliczny i przerysowany sposób pokazuje neurotyczność aktorów, która jest konsekwencją ich pracy. W przepięknie tworzonych planach świetlnych (reżyseria światłą: Jędrzej Jęcikowski) oraz przy bardzo klimatycznej muzyce (muzyka: Krzysztof Kaliski) obserwujemy symbolicznie pokazany cały proces tworzenia spektaklu: od prób, aż do czytania recenzji. Aktorzy zmieniają kostiumy na naszych oczach, nieruchomo też czekają w "kulisach" na swoją kolej. Do tego dochodzą emocje, związane z ich prywatnym życiem, które też przecież każdy z nich ma.

Sokołowska w "Komediantce" pokazuje teatr jako dziedzinę sztuki, która wymaga wielu poświęceń i dużego zaangażowania emocjonalnego. Obojętnie, czy mamy do czynienia z reżyserem, aktorem czy garderobianą: oni wszyscy niezwykle mocno przeżywają proces tworzenia spektaklu. Całość grana jest na praktycznie na pustej scenie: jedynym rekwizytem jest wniesiony w pewnym momencie dywan. Zmiany zachodzą natomiast w kostiumach aktorów, które podkreślają ich charakter (scenografia i kostiumy: Wojciech Faruga). Wydaje się, jakby cały czas grali oni jakieś role, w tym: samych siebie, częściowo kreując się wobec kolegów i koleżanek.

Aktorstwo w spektaklu jest na wysokim poziomie: mimo neurotyczności nie ma tu przesady. Jest natomiast empatia, wrażliwość, ale też swego rodzaju gry na emocjach. Teatr sięga do tego, co jest w ludziach najgłębiej, żeby mogli się tym posłużyć przy budowaniu kolejnych ról. Sam w sobie natomiast jak każda sztuka może zagarnąć człowieka dla siebie. Każda postać jest wyrazista.

W spektaklu mocno podkreślona jest wrażeniowość, jaką niesie ze sobą teatr: słyszymy kroki, szmery, widzimy światła, słyszymy głosy. Taką formą rozpoczyna się spektakl. Na początku nie ma muzyki. Są głównie dźwięki, wydawane przez grupę, które dopiero z czasem się indywidualizują. Dopiero po jakimś czasie możemy usłyszeć rozróżnić głosy, osobno poznawać bohaterów. Nie chodzi o to, żeby zostać aktorem w ogóle, ale żeby w teatrze mimo wszystko zachować siebie. Warto skonfrontować się z tą wizją i móc refleksyjnie podejść do teatru, pokazanego w „Komediantce" „od kuchni".

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
24 stycznia 2023

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...