Szopka lubelska

Okres Bożego Narodzenia był czasem niezwykle ważnym w rocznym cyklu życia gromady wiejskiej.

Religijność ludowa zyskiwała w nim walor wyjątkowej naoczności dzięki udramatyzowanym obrzędom kolędniczym. Nadawano im charakter ludowego teatru o bardzo bogatej oprawie plastycznej. Kolędowanie, oprócz wymiaru sakralnego, wiązało się z potrzebą praktycznego zapewnienia urodzaju, pomyślności i błogosławieństwa gospodarstw i domowników, którzy oczekiwali kolędników.

Początki szopki

Wśród wielu form polskiego kolędowania jedną z najdawniejszych było „prezentowanie" szopki. Zwyczaj ten przywędrował do Polski z Włoch najprawdopodobniej na przełomie XIV i XV wieku. Tradycja organizowania szopki posiada wyraźną proweniencję franciszkańską, gdyż twórcą jej był nie kto inny jak św. Franciszek z Asyżu. W 1223 r. w okolicach Rzymu zbudował on pierwszą szopkę, w której zgromadziwszy żywe zwierzęta kontemplował tajemnicę narodzenia Syna Bożego. Zwyczaj mógł mieć związek z wcześniejszymi średniowiecznym łacińskimi misteriami bożonarodzeniowymi.

Idea przedstawiania miejsca i scenografii, w jakiej wedle opisów biblijnych i apokryficznych narodził się Jezus Chrystus, zyskała aprobatę i wielką sympatię wśród ludu. Z czasem rozpowszechniła się w całej Europie. Popularności jasełkowym przedstawieniom przysporzyła również ich widowiskowość, pozwalająca na głębsze przeżycie swoistych bożonarodzeniowych rekolekcji.

Jednak pierwotny religijny charakter traktowanej z czcią szopki stopniowo tracił na znaczeniu i ustępował miejsca coraz częściej pojawiającym się w niej wątkom społeczno-politycznym. Powodem tej zmiany była niewątpliwie reformacja, której zwolennicy, tworząc przedstawienia jasełkowe, wprowadzali do nich aluzje do ucisku społecznego czy też satyry przeciw katolicyzmowi. Stopniowe upolitycznienie jasełek, ich teatralizacja i odejście od wątków biblijnych doprowadziło do „wyrzucenia" szopki z kościołów przez zakaz jej organizowania. W Polsce stało się to w roku 1736, kiedy wydano oficjalny komunikat biskupi zabraniający wystawiania przedstawień jasełkowych. W kościołach zachowała się jedynie szopka nieruchoma. Zaś przedstawienia, coraz luźniej związane z przekazem ewangelicznym, stały się formą przenośnego, ulicznego teatru ludowego. W tym też czasie, w wieku XVIII, zaczęto wprowadzać do szopki ruchome figurki, animowane przez ukrytego szopkarza użyczającego im także swojego głosu.

Szopka na Lubelszczyźnie

Zwyczaj wykonywania i obnoszenia szopki z kolędą po okolicznych domach znany i popularny był także na Lubelszczyźnie. Dawniej bardzo poważana szopka stopniowo traciła jednak swoją rangę i popularność, aż do momentu, gdy po II wojnie światowej tradycja jasełkowa w regionie zanikła. Przedstawienia szopkarskie nazywano tu: „szopką", „jasełkami" (od „jasła", dawnego polskiego określenia żłóbka), „betlejemką", a na pograniczu wschodnim, gdzie zamieszkiwała ludność polsko-ukraińska, również „wertepem". Okres, w którym kolędowano z szopką, rozciągał się od Bożego Narodzenia (25 XII) lub św. Szczepana (26 XII) do święta Ofiarowania Pańskiego, zwanego też Matki Boskiej Gromnicznej (2 II). Od imienia świętego Szczepana wywodziły się też określenia „szczepanowanie", czyli kolędowanie oraz „szczepanicy" - osoby prezentujące jasełka. Szopkarzami dawniej byli tylko mężczyźni lub nastoletni chłopcy. Często zdarzało się, że wspólnie kolędował ojciec z synem lub syn przejmował te tradycje po swoim ojcu. Jeśli z „betlejemką" chodzili dorośli mężczyźni, wywodzili się najczęściej z cechu murarskiego, gdyż profesja ta nie zapewniała zimą pracy i dochodu. Chłopcy zaś kolędowali najczęściej w grupach dwu, trzyosobowych. Czekali na zewnątrz, aż ktoś zaprosił ich do domu. Zdarzało się także, że kolędowały większe zespoły, które swoje przedstawienia wzbogacały o śpiew chóru i akompaniament muzyczny, który zapewniał skrzypek, harmonista i bębniarz. Za przedstawienie jasełek „szczepanicy" otrzymywali drobne podarki i smakołyki, a niekiedy po zaprezentowaniu szopki wszystkich zapraszano na skromny poczęstunek.
Sama szopka raczej nie przypominała najpopularniejszych dziś, bardzo bogatych szopek krakowskich. Była to raczej prosta drewniana skrzynka, którą stylizowano na podobieństwo ubogiej stajenki ze żłóbkiem dla Jezusa. Zwieńczenie stanowił potrójny daszek bez wieżyczek. Wnętrze również było urządzone skromnie, bez dekoracji części, na której prezentowano wysuwane figurki. Jedynie część przedstawiająca narodzenie Jezusa bywała wyposażona w niewielki żłóbek i nieruchome figurki Świętej Rodziny. Całość malowano lub wyklejano papierem najczęściej w ciemnym kolorze, czarnym bądź ciemnozielonym. Elementem ozdoby bywała umieszczana na szczycie stajenki nieruchoma gwiazda.
Gdy kolędników zaproszono do domu by sprezentowali „niemców" - tak bowiem nazywano gipsowe, drewniane lub tekturowe figurki - szopkę ustawiano na podwyższeniu, którym zwykle było krzesło. W pokoju, w którym gromadzili się wszyscy domownicy gaszono lampę, a szopkarz zapalał dwie świeczki znajdujące się wewnątrz szopki. Sam zaś klękał za szopką. Miał ze sobą kosz, w którym znajdowały się wszystkie występujące w jasełkach figurki, wysuwane na scenę na drucikach. Przedstawienie rozpoczynało się zawsze wspólnym odśpiewaniem kolędy, zwykle „W żłobie leży", „Anioł pasterzom mówił", „Wśród nocnej ciszy" lub „Hej, w dzień narodzenia Syna Jedynego", a kończyło prośbą o jałmużnę dla kolędników, wyrażoną przez postać Dziada, stałego narratora.
Rama kompozycyjna, składająca się z początku i końca, była stałym elementem przedstawienia. Jednak w przypadku szopki ludowej nie możemy mówić o kanonie scen. Szczegółowa analiza tekstów jasełek wyraźnie pokazuje, że ich scenariusz nie zakładał ścisłego powiązania ze sobą scen składających się na akcję dramatu ludowego. Były one raczej luźno powiązanymi ze sobą wariantami motywów i wątków oraz występujących w nich postaci. Zapisy, którymi dysponujemy, wyraźnie pokazują, że lubelscy szopkarze z dużą swobodą reżyserowali swoje przedstawienia i animowali jasełkowych bohaterów. Teksty te pochodzą z XIX w. i opublikowane zostały w miesięczniku etnograficznym „Wisła", ukazującym się w latach 1887-1905 i 1916-1917. Opisy dotyczą szopki pokazywanej pod koniec XIX w. w siedmiu miejscowościach na Lubelszczyźnie: Kornica (koło Konstantynowa), Siedlce, Łuków, Wola Gułowska (koło Łukowa), Lublin, Krasnystaw, Lublin-Bystrzyca. Już pierwszy rzut oka na scenariusze przedstawień szopkowych z tych miejscowości pokazuje, że nie posługiwano się schematem, nie znano kanonu scen. Liczba pojawiających się w szopce postaci także nie była ściśle ustalona i w dużej mierze zależała od inwencji animatora nieruchomych kukiełek.

Postacie

Dowolność komponowania scen, wprowadzania dodatkowych postaci i ich reżyserowania było duża. Jak już wspomniano, nie istniał kanon wyznaczający przebieg scenariusza szopki. Ale istniały pewne elementy obligatoryjne, konieczne, które musiały znaleźć swoje miejsce w toku przedstawienia. Postacią, której nie mogło w szopce zabraknąć był król Herod. Każda z opisanych w „Wiśle" szopek ukazywała historię tej postaci, choć w bardzo różny sposób. Los Heroda zawsze był taki sam - król ginął, ponosząc karę za swoje okrutne i grzeszne życie oraz za rozkaz wymordowania wszystkich dzieci w Betlejem. Historia Heroda była oczywiście podstawą innego ludowego teatru bożonarodzeniowego - herodów. Jednak ten sam wątek - śmierć króla winnego rzezi niewiniątek - inaczej przedstawiany był wewnątrz scenariusza szopki, a inaczej w samodzielnym przedstawieniu herodów. Szopka i herody istniały niezależnie od siebie jako dwa gatunki ludowego spektaklu. Szopkarz, dla zilustrowania losów króla, wprowadzał zwykle około 4, 5 postaci, podczas gdy w herodach było ich zazwyczaj około 8-10. Scenariusz herodów był zdecydowanie bardziej ustalony i trwały.
W szopce lubelskiej Herod był postacią okrutną i bezwzględną. Wydany rozkaz wymordowania dzieci do lat 2 w całym Betlejem powierzał towarzyszącemu mu Feldmarszałkowi. O duszę Heroda walczył przywołany przez króla na pomoc Diabeł i Anioł, który przestrzegał nieludzkiego władcę przed czekającym na niego ogniem piekielnym. Herod zupełnie lekceważył wszelkie przestrogi i groźby. Przedstawiano go jako władcę zaślepionego swoim bogactwem, którym chciał przekupić nawet Śmierć, proponując jej purpurowe szaty. „Dama jasnokoścista", jak mówił o niej Herod, była jednak nieugiętą i bezlitosną egzekutorką kary za niegodziwe życie króla. Śmierć, pozbawiwszy władcę głowy, oddawała jego ciało Diabłu. Ten wynosił je z szopkowej sceny na widłach lub rogach, śpiewając:

„Dręczyłeś matki, córki, a teraz chodź w moje pazurki"
Chodź królu herodzie do piekła
już ci się od trzech lat kukiełka upiekła.
Trzymaj się mego ogona
Pojedziemy do doma."

Zdarzało się, jak na przykład w szopce kornickiej, że Diabeł mówił po rosyjsku. Siła nieczysta nie mogła bowiem posługiwać się językiem polskim. Widać tu konflikt oparty na opozycji „swój-obcy", który dotyczył społeczności kresowej. Szopka była więc przedstawieniem mocno osadzonym w realiach codzienności.
Tak przedstawiał się najogólniej scenariusz scen szopki poświęconych historii Heroda. Jednak w opisach szopki z Kornicy i z Siedlec spotkać można w tym miejscu dwie postaci nietypowe. W pierwszej przed konsekwencjami grzechu przestrzegał króla jego dorosły syn. Zaś w drugiej pojawiła się postać Rachel - żony Heroda, której Feldmarszałek oznajmił wyrok męża na ich syna. Zrozpaczona kobieta wygłaszała profetyczną wizję:

„O Herodzie okrutniku, wielka to wina,
że twego syna między dziatkami zabito.
Co za przyczyna
chciałeś trafić na Chrystusa Syna Bożego
ale nic z tego, nie wykorzenisz z królestwa
boć niebo jego."

Sceny przedstawiające śmierć Heroda nie były powiązane ze scenami poprzedzającymi lub następującymi po nich. Przedstawienie toczyło się dalej, pojawiały się nowe postaci i wątki zaczerpnięte raczej z realiów życia codziennego niż z Biblii. W szopkach jeszcze dawniejszych niż opisane w „Wiśle" mogły istnieć dwie części - poważna, opowiadająca historię narodzin Dzieciątka Jezus i świecka, humorystyczna, nawiązująca do problemów znanych ludziom z życia codziennego. Stąd też w szopce pojawiały się wątki społeczne, środowiskowe, które z czasem zdominowały przedstawienie, zupełnie redukując w nim miejsce dla historii Świętej Rodziny.
Innym oprócz scen o losach Heroda stałym elementem szopki było jej zakończenie, zawsze bardzo podobne. Przedstawienie kończyła postać Dziada-żebraka, który pełnił rolę narratora. Zamykając szopkę, Dziad wykonywał żartobliwą piosenkę, w której prosił widzów o jałmużnę i wynagrodzenie za pokazanie spektaklu. W szopce siedleckiej Dziadka poznajemy nawet z nazwiska:

„Jestem sobie dziadek. Nazywam się Koper.
Więcej nie mam nic dobrego,
tylko chodaczyny z drzewa lipowego (...)
Com się nachodził, Pana Boga nachwalił,
jeszczem dzisiaj papierosa nie popalił."

„Kolęda" śpiewana przez Dziada na zakończenie nie była jak widać kanoniczna, a raczej żartobliwa, czy nawet frywolna:

„Napił się dziaduś ciepłego winka
ganiał babuńkę koło kominka.
Babunia rada, rączkami klaszcze,
Ach, mój dziaduniu, pocałuj jeszcze."

Kończąc przedstawienie szopkarz wypraszał od widzów datki, często kilkakrotnie, zbierając na nowe buty, surdut czy „pieluszki dla Jezusa".
Sceny dotyczące Heroda i zakończenie, w którym Dziad wyśpiewywał humorystyczne przyśpiewki, prosząc o kolędę, czyli datki, to jedyne elementy, które powtórzyły się we wszystkich opisanych szopkach. Poza nimi w całym przedstawieniu spotykamy ogromną galerię postaci. Wiele z nich zmieniało w poszczególnych spektaklach tylko imię, ale w gruncie rzeczy pozostawały tymi samymi bohaterami. Postaci te miały różną proweniencję. Jedne weszły do przedstawienia prosto z życia, z dnia codziennego. Inne pochodziły ze znanych wśród ludu kolęd. Jeszcze inne wkradały się do ludowego przedstawienia z popularnych sztuk teatralnych ówczesnych pisarzy takich jak Anczyc czy Syrokomla. Przeważająca większość z nich przedstawiała nie postać, a jej stereotyp funkcjonujący wśród społeczeństwa. Stąd też tak wielu bohaterów z kategorii „obcy". Szopkarz, wprowadzając poszczególne postaci, zwykle wykorzystywał je do ukazania konfliktów i nierówności panujących w społeczeństwie. Była więc szlachta widziana jako klasa uciskająca, niesprawiedliwa i skupiona na piciu „gorzałki", o której wyśpiewywała rubaszne przyśpiewki. Byli chłopi, biedni i bici przez panów. Był lekarz, Żyd lub Węgier, który nie umiał leczyć. Byli rzemieślnicy różnych cechów. Były wiejskie dziewczęta i chłopcy, którym w głowie tkwiła tylko zabawa i miłostki. Ale znalazło się w szopce także miejsce dla istot pozaziemskich, aniołów, diabłów czy czarownic. Oprócz nich w spektaklu spotykamy także zwierzęta, zwykle kozę i niedźwiedzia. To bardzo dużo postaci jak na tak wydawało by się niewielkie przedstawienie teatrzyku ludowego. Przyjrzyjmy się pokrótce tej galerii bohaterów dramatu jasełkowego.
W szopce lubelskiej nie mogło zabraknąć bohaterów kolęd i pastorałek, czyli pasterzy. Wielu z nich poznajemy z imienia: Wojtek, Jan, Ambroży. Zwykle nie należeli do osób roztropnych, a ich aktywność skupiała się na bijatyce i kłótniach o szkody wyrządzone przez kozę. Tak samo łatwo przychodziło im pogodzić się, użyczając sobie nawzajem tabaki. W szopce kornickiej to właśnie dwaj pasterze otwierali przedstawienie. Otwarcie to jednak nie należało do najłatwiejszych, gdyż okazywało się, że jeden z nich był Polakiem, drugi zaś pochodził zza Buga. To było zarzewiem konfliktu rasowego.
Ale to nie jedyne tło konfliktów szopkowych bohaterów. Jeszcze wyraźniej pokazywano dysproporcje między klasą panów i chłopów. Uciskająca parobków szlachta miała w szopce lubelskiej liczną grupę reprezentantów: Pan Piasecki, Pan Jabłoński, Pan Zabłocki-słynny aferzysta i niespełniony przedsiębiorca, Mełeszko, czyli Jan Kadłubowski, Ekonom Turyński- wszyscy przedstawieni jako dorobkiewicze, uciskający swoich poddanych, stosujący wobec nich kary cielesne, a przede wszystkim ludzie niestroniący od ulubionej „gorzałki", o której śpiewali niewyszukane kuplety:

„Siedzę sobie na kamyku,
gorzalinę łyku, łyku!
Gorzalina przepalona
leci w gardło jak szalona!"

Portret polskiej szlachty wyłaniający się z tekstów lubelskich szopek przypominał raczej stereotyp sarmaty, którego stosunek do poddanych pozostawiał wiele do życzenia. Postacie szlachciców ośmieszały klasę panów i relacje pańszczyźniane z dworem. Ale szopkarz animujący swoich bohaterów mógł sobie pozwolić także na bezpośrednia parodię tych relacji przez wprowadzenie postaci z niedźwiedziem, który niczym w cyrku pokazywał sztuczki drwiące z poddaństwa:
„A nu mysiu borowy jak chłopy z pańszczyzny wracali? (miś ucieka)".

Najczęściej właścicielem niedźwiedzia szopkarz czynił Cygana, a więc osobę spoza społeczności, kogoś obcego. Niedźwiedź na jego polecenia pokazywał kolejno: jak chłopi szli do kościoła, do karczmy, i właśnie jak „uciekali" z pańszczyzny. Być może drwina ta pozwalała widzom rozładować napięcie wynikające z poczucia nierówności społecznych.
Ale zdarzało się, że szopkarz właścicielem niedźwiedzia czynił kogoś innego, tak jak na przykład w szopce z Siedlec był nim Kowal. Otwierał on całą galerię postaci rzemieślników pojawiających się na scenie szopki. Poza nim występowali: Druciarz, który wyruszywszy w świat na zarobek, porzucił matkę i siostry; Grabarz, kopiący groby „pańskie" i „chłopie"; Kominiarz, który śpiewał wesołe piosenki pomimo ciężkiej pracy. Widzimy więc, że szopkowi bohaterowie to zwykli ludzie, tacy jakich najpewniej znali widzowie oglądający przedstawienie.
Z pewnością dobrze znali też kolejną, bardzo popularną w jasełkach postać-Żyda. Najczęściej występował w roli cyrulika, który za leczenie otrzymywał kilka obelg i ciosów. Innym razem Żyd był cymbalistą z Pacanowa. Postać ta przedstawiana była bardzo stereotypowo. Lejbuś, bo takie nosił imię Żyd w szopce z Woli Gułowskiej, został przez szopkarza ukazany w sposób komiczny jako chciwy tchórz bez własnego zdania. Taki wizerunek mógł być zakorzeniony tylko w powszechnej, obiegowej opinii. Żydowi czasem towarzyszyła jego żona, w szopce zwana Surą. Wtórowała mężowi w piosenkach o ich smutnym i ciężkim losie.
„Reżyser" szopki w roli lekarza często zamiast Żyda obsadzał „ Cyrulika Węgrzyna". Ale i on jako medyk nie cieszył się autorytetem. Przez chłopów był oskarżany o oszustwa i pozoranctwo. Nic dziwnego, skoro zalecał im leki określane czymś w rodzaju „senesu menesu".
Oprócz wymienionych już postaci szopkowy tłum stanowiły pary młodych wiejskich dziewcząt i chłopców, rozkochanych w sobie nawzajem. Szopkarze lubelscy pozwalali swoim figurkom kraść pocałunki, składać obietnice bez pokrycia i tańczyć polki, walczyki, oberki... Spotkamy zatem parę Krakowiaków podczas wesela, przekomarzających się w przyśpiewkach:

Krakowianka: „Krakowiaczek to filucik
Pocałował i sam uciekł"
Krakowianin: „Krakowianka więcej winna
Buzi dawać nie powinna."

Podobne miłosne przygody szopkarz przeznaczył postaci wiejskiej dziewczyny - Małgorzatce, która zakochała się w Huzarze. Dziewczyna posłana przez matkę po jabłka nie zdołała ich donieść, bo chłopcy wykradli jej owoce. Bojąc się gniewu matki, Małgorzatka prosiła widzów o podarunki. Miłosne rozterki przeżywała także inna bohaterka szopki nazwana Tęgą Dziewą, silna, młoda, niebojąca się ciężkiej pracy. Towarzyszył jej zwykle Parobek. Dziewczyna zakochała się w Kozaku, ale widzowie nie dowiadywali się czy była to miłość odwzajemniona.
Osobliwościami lubelskich jasełek były figury: Mazura, pokazanego jako chłopa, któremu powodzi się lepiej niż zgromadzonym przed szopką gospodarzom; Matysa, kolejnej postaci z kategorii „obcych", przybyłej bowiem z Rusi z kozą, na którą zbierał datki; oraz niezwykle ciekawy bohater, którym był powracający do domu po długiej morskiej podróży Majtek. Na scenę wprowadził go szopkarz z Woli Gułowskiej. Majtek zastaje swoją żonę z dwuletnim synkiem, o którego istnieniu nic nie wiedział. Zabawnie w kontekście przedstawienia jasełek musiały brzmieć słowa żony, która na swoją obronę mówiła:

„Ach mój mężu drogi jaki z ciebie duda
Czy ty o tem nie wiesz, że Bóg czyni cuda?"

Jednak taka obrona okazywała się nieskuteczna i widzowie szopki byli świadkami wyrzucenia żony przez Majtka.
Pamiętać należy jednak, że te trzy postaci pojawiły się w opisywanych szopkach pojedynczo. Przeciwnie zaś było z figurami pochodzącymi z innego świata. W każdej szopce pojawiła się Czarownica i Diabeł. W jasełkach z Kornicy widzowie poznali nawet nazwisko tajemniczej bohaterki, którą szopkarz nazywał Babą Malinowską. Jak wcześniej już wspomniano, Diabeł kornicki mówił w obcym, „ruskim" języku. Malinowska, która uchodziła także za osobę o mocach nieczystych, również nie mogła mówić po polsku. Animujący figurki kolędnik najczęściej ukazywał wiedźmę w czasie „klecenia" masła dla „braciszka", jak nazywała ona Diabła. Zazwyczaj szopkarz, kończąc scenę spotkania tych dwojga mrocznych bohaterów, pozwalał, by Czarownica trafiła do piekła lub na Łysą Górę, na którą porywał ją Diabeł.
Ta niezwykle bogata galeria postaci lubelskiej szopki nie byłaby pełna, gdyby nie wspomnieć jeszcze o figurkach przeniesionych na ludową scenę ze sceny teatralnej XIX w. Bardzo wyraźnie widać wpływ popularnych sztuk, zwłaszcza komediowych, w szopce z Lublina. Jasełka z pozostałych miejscowości nie znały takich postaci jak: Pani Kogucina, Gruby Pan i Niemiec, dwóch Turków czy Dama. Do przedstawienia pokazywanego w Lublinie weszły one z takich sztuk jak „Łobzowianie", „Chłopi arystokraci" Władysława Anczyca, z utworów Władysława Syrokomli czy z opery Józefa Elsnera „Sułtan Wampum".

Cechy charakterystyczne szopek regionu

Dla szopki prezentowanej w Lublinie charakterystyczna była duża liczba postaci wprowadzanych na scenę. Było ich aż 35, co w żadnej innej szopce się nie zdarzyło. Fakt ten, jak i teatralna proweniencja figur, nadawały jasełkom z Lublina nieco inny charakter od typowo ludowych przedstawień np. z Kornicy. Towarzyszył im również akompaniament harmonii i skrzypiec oraz śpiew poprzedzającej spektakl kolędy „Wśród nocnej ciszy".
Szopka z Kornicy, choć zdecydowanie skromniejsza scenicznie, gdyż na jej scenę szopkarz wprowadził 16 figur, stanowi niezwykle ciekawy wariant jasełek pokazywanych na Lubelszczyźnie. Jej tekst był jedynym, w którym pojawiła się postać starszego syna Heroda. Pouczał on ojca o konsekwencji jego grzechu i ostrzegał przed karą, która na niego spadnie. Syn króla pełnił więc w kornickim spektaklu rolę Feldmarszałka występującego w innych wariantach szopki. W Kornicy jasełka również poprzedzano śpiewem kolęd takich jak „W żłobie leży" lub „Anioł pasterzom mówił".
Z Herodem związana była także postać Rachel, żony króla. I to ona właśnie stanowi o wyjątkowości szopki z Siedlec. Nie spotykamy jej bowiem w żadnym innym przedstawieniu jasełkowym z Lubelszczyzny. Z wszystkich opisanych w „Wiśle" szopek lubelskich to właśnie siedlecka charakteryzuje się najbardziej archaicznym językiem. Wydaje się być również kompletna, a sceny składające się na jej przebieg są ze sobą dość mocno powiązane, co w innych szopkach było raczej rzadkością.
Z kolei szopka z Woli Gułowskiej, której „sprezentowanie" poprzedzała wykonywana przez chór chłopców kolęda „Hej, w dzień narodzenia Syna Jedynego" lub „W żłobie leży", swoją nietypowość zawdzięcza postaci Majtka i jego wiarołomnej żony. Tekst tego ludowego teatrzyku najbardziej ze wszystkich wariantów opierał się na wątkach społecznych i stereotypach myślowych. Scena bójki i pobicia parobka Ambrożego nawiązywała niewątpliwie do uciążliwych dla ludu stosunków pańszczyźnianych. Postać Żyda zaś została ośmieszona i ucharakteryzowana na tchórzliwego chciwca. Nie był on więc postacią przedstawienia, lecz uosobieniem wyobrażeń na temat zamieszkujących Lubelszczyznę Żydów.
W jasełkach z okolic Bystrzycy także pojawiła się niespotykana nigdzie indziej postać, mianowicie chłop Rusin-Matys. Był kolejnym „obcym", przybyszem spoza granicy świata znanego widzom szopki. Zjawiał się, by w szopce lubelskiej kolędować z kozą, na którą zbierał datki. Widzimy więc, że szopkarz, prezentując jasełka, wprowadzał do swojej sztuki figury, które także były kolędnikami. Chodzenie z kozą było bowiem obok chodzenia z gwiazdą kolejnym sposobem ludowego kolędowania.
Szopka z Łukowa była o tyle ciekawa, że łączono ją z herodami. Te dwa rodzaje ludowego teatru prezentowano łącznie, choć istniały one również jako spektakle zupełnie od siebie niezależne.

Mimo przypuszczeń, że dawniej istniała szopka złożona z dwóch części: poważnej, poświęconej wydarzeniom biblijnym i losom Świętej Rodziny, oraz świeckiej, bliższej realiom codzienności, w zapisach, którymi dysponujemy nie pojawiają się już zupełnie wątki związane z narodzinami Jezusa. Jasełka zapisywane w drugiej połowie i pod koniec XIX w. cechują się już całkowicie świeckim charakterem, może nawet „publicystycznym", skoro większość figur to bohaterowie dnia codziennego, zwykli, znani widzom ludzie. Jedynie król Herod z kart Biblii na stałe zagościł w przedstawieniach lubelskich szopkarzy. Istoty pozaziemskie: Anioł, Diabeł i Śmierć mogły wystąpić w jasełkach, tylko w kontekście tragicznego kresu życia Heroda. Postaci występujące w scenach dotyczących króla żyły w zupełnie innym świecie. Z kolei wydaje się, że figury pasterzy, wiejskich dziewcząt i chłopców, Żyda cyrulika, rozpustnych panów i uciskanych chłopów, to wszystko postaci żyjące w tym samym czasie i miejscu co widzowie jasełek, choć żyjący tylko przez chwilę, do momentu, aż przedstawienie dobiegnie końca. Dziad kończący szopkę, który pełnił rolę narratora, może nie był już wcale kolejną postacią przedstawienia, tylko scenicznym wcieleniem szopkarza, reżysera jasełek, istniejącego przecież w realnym, a nie fikcyjnym świecie.
O tym, że szopkowi bohaterowie byli pokrewni patrzącym na nich widzom, świadczyć może także język jakim obdarzył ich szopkarz. Choć była to mowa rymowana i rytmizowana na potrzeby spektaklu, był to wciąż język codzienny. Wydawać mogłoby się, że figurki z przedstawienia bożonarodzeniowego mówić będą językiem podniosłym, wyszukanym. Tymczasem posługiwały się one stylem potocznym, obfitującym w wyrażenia ekspresywne, oddające emocje oraz w wulgaryzmy. Ich rozmowy pełne były humoru, a czasem niewybrednej zabawy. Jednocześnie zauważyć należy, że szopkarze, zwłaszcza na wschodzie Lubelszczyzny (szopka z Kornicy), wartościowali język polski jako lepszy od języka obcego, w tym przypadku „ruskiego".

Na zakończenie wspomnijmy choć o jednym nazwisku wybitnego szopkarza z Lubelszczyzny. Był nim Bronisław Muszyński z okolic Łęcznej. Przewodził on całemu zespołowi kolędującemu z szopką. Przedstawienia jasełkowe z akompaniamentem harmonii prezentował do 1940 roku.

Niestety tradycja prezentowania szopki po II wojnie światowej zanikła, a wraz z nią pewien gatunek ludowego teatru. Zwyczaj ten, dzięki swej plastyczności, intensyfikował czas bożonarodzeniowego misterium. Słowo wypełniające kolędowanie z szopką stanowiło jeden z najwartościowszych darów, jakie otrzymywali domownicy. Stanowiło bowiem znak pomyślności i błogosławieństwa, które towarzyszyć miało całemu gospodarstwu i rodzinie w nadchodzącym roku. I odwrotnie, jeśli któryś dom został przez kolędników pominięty, społeczność odbierała to jako znak nadciągającego trudnego roku. Dlatego tak dbano, by szopkarze, kolędnicy z gwiazdą czy kozą odwiedzili każde domostwo. Zapraszali ich do siebie, by wziąć udział w ludowych rekolekcjach, jakimi był szopkowy spektakl.

Ilona Gumowska
Bestiariusz
24 grudnia 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...