Sztuka dla sztuki?

felieton o trudnej sztuce performance\'u

Performance jest stosunkowo nową dziedziną sztuki będącą zarówno rozwinięciem idei teatru, jak i swego rodzaju buntem przeciwko jego sformalizowaniu. Na wstępie muszę zaznaczyć, że ani nie jestem orędownikiem tego fenomenu, ani nie podejmę się jego obrony. Skoro jednak nie da się zaprzeczyć jego istnieniu, warto się nim zainteresować. A okazja do tego nie byle jaka.

Od pierwszego do piątego sierpnia, z inicjatywy profesora Jerzego Limona, odbyła się w Gdańsku konferencja „Blending Media”, podczas której o multimediach we współczesnym teatrze i performance właśnie debatowały autorytety światowej teatrologii. Wśród nich Delibor Martinis, Christopher Balme, piewczyni twórczości Castorfa Erika Ficher-Lichte, autor terminu „postdramatyczny” Andrzej Wirth, Marvin Carlson, Mateusz Borowski i „papieżyca” polskiej teatrologii Małogrzata Sugiera. Różnorodność wykładowców gwarantowała wielobarwne spojrzenie na nowe zjawiska w światowych trendach teatralnych. 

Próba definicji

Czym więc jest performance według uczestników konferencji? Ile głosów tyle odpowiedzi, co świadczy o niezwykłym zatomizowaniu działań wrzucanych do jednego worka, w którym mieszczą się manifesty polityczne, happeningi, ruch Flexus i wiele innych pokrewnych zjawisk. – Moje kryterium tworzenia performancu to próba odkrycia prawdziwego doświadczenia. Prawdziwego, bo nie do końca zaplanowanego – tłumaczył Dalibor Martinis. Maria Shevtsova i Marvin Carlson niezależnie od siebie wspominali o performatywnym charakterze dzisiejszej produkcji muzycznej – szczególnie w wydaniu Madonny i Michaela Jacksona. Szczególnie ciekawe okazało się spojrzenie prof. Małgorzaty Sugiery i dr. Mateusza Borowskiego na teatralny charakter catwalk, stylu poruszania podczas pokazów performatywnych pokazów mody. Jak widać, możliwe jest mówienie o zjawisku w kontekście konkretnych wydarzeń artystycznych. 

Gdański dom performansu

„Teatr w oknie” to inicjatywa związana z otwarciem nowej siedziby Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego przy ulicy Długiej 50/51. W trzech futrynach prezentowane są różnorodne eventy twórcze. Szczególnie aktywnie działają tu członkowie Grupy Sfinks, która zaprezentowała półgodzinny pokaz różnorakich postaci z Szekspira poruszających się w takt psychodelicznej muzyki. Minispektakl był estetycznie sprawnie zaplanowany. Ruch sceniczny i stroje zasługują na uznanie. Specjalnie na XIII Festiwal Szekspirowski swój performance „Coded Confessions” przygotował również Chorwat Dalibor Martinis. W jednym z okien siedzi młoda ruda dziewczyna skupiona na pracy z laptopem. U jej stóp widnieje kartka z napisem „Spowiednik”. W drugiej ramie stoi puste krzesło czekające na odważną osobę gotową publicznie wyspowiadać się ze swoich grzechów. Przed ekshibicjonistycznym charakterem przedsięwzięcia chroni pomysł Martinisa, by zapis rozmowy trafiał do publiczności w postaci śpiewu ptaków. A teraz czas na moje ulubione pytanie: co autor miał na myśli? Nie wiem. Tym większą frajdę czerpię z próby interpretacji tego, co zobaczyłem. Opcja numer jeden – Martinis chciał uświadomić zebranemu pod Teatrem w Oknie tłumowi, jak silną cechą jest u człowieka skrywany voyeryzm. W tym przypadku raczej, przepraszam za neologizm, écouteryzm. Publiczność dowiedziała się, że rozmowa dwóch osób przyjmie formę spowiedzi. A jednak zostaliśmy posłuchać. Opcja druga – bawmy się dalej w zgadywanie – twórca chciał pokazać, jak dziwne formy przybiera próba pogodzenia zsekularyzowania społeczeństwa przy jednoczesnym zachowaniu wiary. Spowiedź przez internet, kluby różańca na czatach, kaplice na lotniskach i Biblia w hotelu. To dlaczego nie spowiedź w oknie przy akompaniamencie gdańskich artystów ulicznych i muzyce Jacksona brzmiącej pod fontanną Neptuna? Możliwości można wyliczać w nieskończoność. Pole interpretacyjne każdego performancu jest więc pozbawione granic.

Wyspa Wilsona

„Wilson’s Island” to kolejny projekt performatywny pokazany na Festiwalu. Andrzej Wirth i Thomas Martius stworzyli wideoesej ukazujący relacje między architekturą i teatrem, filmując Watermill Center zbudowane przez Roberta Wilsona. Złożona z kilku etapów praca nie tyle dokumentuje teatralną działalność centrum, co próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie o relację między miejscem pracy a efektem artystycznym, który powstaje w konkretnej przestrzeni. Poznając zakamarki budowli, oglądając zabytkowe krzesła i specjalny ekran zrobiony ze zlepionych kartek papieru, powoli uświadamiamy sobie, jak ważna w zrozumieniu działalności Wilsona jest rola przestrzeni, w której się porusza i tworzy. 

Kim jest odbiorca?

Nie można mówić o performance i nie zadać tego pytania. Ex definitione ów fenomen artystyczny tworzony jest z myślą o publiczności, by zaszokować ją i zmusić do refleksji. Stojąc przez godzinę w zmieniającym się tłumie odbiorców „Coded Confessions”, zacząłem mieć co do tego wątpliwości. Pierwszym ze „spowiadających się” był podchmielony chłopak wciąż szczerzący się zza szyby do swoich kolegów. Później z braku chętnych spowiadali się wolontariusze i osoby zaprzyjaźnione z Festiwalem. Na końcu do „konfesjonału” weszła nieświadoma, co ma robić grupa hiszpańskich turystów. Uczestnictwo w performance jest więc czysto przypadkowe. Martinis, prawdopodobnie chcąc dotknąć prawdy, nie obsadził w żadnej roli nikogo poza spowiednikiem. Nie wiem jednak, czy publiczność była gotowa na to, co zobaczyła podczas „Coded Confessions”. Wśród komentarzy królowała pogarda pt. „To jest bez sensu”. Inne ciekawsze: „To jest teatr. Tu o nic nie chodzi”, „Spowiednik siedzi na naszej klasie”, „To spektakl o niewidzialnym ptaku”. Jak w takiej sytuacji mówić o zrozumieniu. No chyba, że performance tego nie potrzebuje. Wtedy sytuacja staje się jasna. Publiczność i twórca pozostają w swoich światach. Tylko komu wtedy służy bądź co bądź sztuka?

Mateusz Jażdżewski
Gazeta Szekspirowska
8 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...