Sztuka emocji

rozmowa z Anną Augustynowicz

Mam wrażenie, że w świecie, w którym społeczne normy próbuje się zastąpić powszechną moralnością warto przywołać dramat Baala, żeby rozmawiać o tym, że istnieje, powodowane przez akt woli, prawo moralne człowieka do własnego wyboru - przed premierą "Baala" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym rozmawiamy z reżyser Anną Augustynowicz.

Agnieszka Charkot: Brecht pisał, że "od fabuły zależy wszystko, jest ona krzyżowicą w przedstawieniu teatralnym. Wielkim dziełem teatru jest fabuła". O czym w takim razie chce Pani dyskutować z widzem tekstem Brechta? Jaką fabułą rozdrapywać rzeczywistość?

Anna Augustynowicz: "Baal" jest historią wyobraźni poety. Odnosi się do prawdziwego życia młodego Brechta w takim stopniu, jak zdolność człowieka do fabularyzacji pozwala na projektowanie świata. Bohater dramatu uwikłany w powołaną przez siebie społeczność, wykorzystuje swój „boski” status uśmiercając swoich bohaterów albo stwarzając w innych niż dotychczas rolach. Jego postaci domagają się od niego kolejnych wątków, w których mieliby szansę na kontynuację swojego uczestnictwa w „boskim” życiu.

Gra będzie się więc toczyła o sprawy natury ogólniejszej niż troski i grzechy doczesne głównego bohatera?

Chwilami postaci zdają się przejmować panowanie nad kreatorem ich egzystencji szczególnie, kiedy trudno im przeżyć w ustanowionych przez Baala warunkach. Historia Baala nie jest linearnie opowiedzianą fabułą. Składa się z wielu historii, którymi poeta gra, przypisując je w różnym czasie poszczególnym postaciom. „Baal” to zabawa na temat stwarzania świata – teatru, gdzie wszystko zdaje się zależeć od człowieka i jednocześnie niewiele od niego zależy.

Ale jak się otworzyć, jak odbierać teatr epicki, gdzie zasady iluzji scenicznej, do której jesteśmy przyzwyczajeni, są łamane? Co osobliwego może zaoferować widzowi taki sposób podjęcia dyskursu?

Teatr Brechta jest grą z publicznością, w której każdy odbiorca dostaje prawo do stworzenia własnej fabuły w swojej wyobraźni. W jego dramat wpisany jest mechanizm gry, który próbujemy uruchomić na scenie, po to, żeby widzowie w przytomności tej gry mieli czas na własne fabulacje i układanie własnych historii. W relacjach pomiędzy aktorami ta zasada przekłada się na stwarzanie ról z wkalkulowaną świadomością gry. Aktor nie utożsamia się z postacią – on „gra rolą”. Mam wrażenie, że w świecie rzeczywistym poprzez intensywną obecność w naszym życiu ekranów obcujemy z iluzją rzeczywistości, za którą stoją operatorzy kamer czy wynalazcy gier komputerowych. Teatr Brechta łamie zasady iluzji, przez co pokazuje parodię społecznych schematów. „Baal” jest wczesnym utworem dramaturga. Jest poezją, w której tytułowy bohater próbuje odnaleźć swój sens. Filozofią rozpisaną na głosy, z którą się zmaga. Baal – bóg, poeta, stwórca – powołuje „role” i przygląda się im jak staja się kalectwem

Baal pożąda życia w perspektywie śmierci. Czy taki iście antyczny konflikt jest dzisiaj w stanie chwycić?

Baal pożąda miłości. Jego istotą jest niespełnienie. Pożądając miłości zdąża ku śmierci. Wierzę, że dramat Baala jest dramatem człowieka, a teatr staje „pomiędzy” ludźmi.

Chodziło mi raczej oto, dlaczego śmierć spycha się na margines życia społecznego, albo traktuje się ją jak problem. Tworzy się kolejne domy opieki dla starców, jakby zmiana prześcieradeł i pieluch były ich jedynymi potrzebami. Chciałabym wiedzieć, czy w tym społecznym kontekście jest możliwa komunikacja na tej płaszczyźnie? Jak o tym mówić w tak specyficznym miejscu, jakim jest teatr?

W „Baalu” w różnych kontekstach przywoływana jest śmierć. W inny sposób przywołana zostaje śmierć matki, w inny sposób śmierć Ekarta, który trudno powiedzieć, czy jest przyjacielem, czy jest częścią Baala. Bo przecież Baal nadaje tym wszystkim postaciom byty, czyli postaci są przez niego samego napisanymi tekstami. A to, w jaki sposób Baal uśmierca Ekarta, to jest tak, jakby uśmiercał część siebie. I to tę część, której nie chciałby dopuścić do publicznego głosu. Jest to także przedstawienie o ogromnej potrzebie miłości, o zatraceniu się w tej potrzebie. Tutaj miłość i śmierć idą w parze. To, co do człowieka trafia niezależnie od niego samego to jest miłość i śmierć. Według nietzscheańskiej koncepcji to są te dwa stany, nad którymi człowiek nie jest w stanie zapanować.

W Pani wypowiedziach często możemy usłyszeć, że teatr to sztuka emocji. Jak sztuka Pani emocji ma się do koncepcji Brechta, który kładł nacisk na dystans, nie chciał przeżywać – chciał unaoczniać?

Dla mnie emocje dzieją się jako wyładowania pomiędzy ludźmi. To nie aktor ma przeżywać jakieś emocje, tylko one się mają stawać, jakby w rozmowie, albo jak w walce. Stają się wtedy energią. Teatr nie jest sztuka pokazywania emocji, czy też z drugiej strony nie jest sztuką odbierania emocji. Sztuka emocji to stawanie się między. To jest, jakby to przekładając na teorię wektorową, napięcie w przestrzeni międzyludzkiej. Emocje stają się w każdym z nas inaczej. Nie ma możliwości zadekretowania emocji w teatrze.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Dziękuję również.

Anna Augustynowicz - reżyser i dyrektor artystyczny Teatru Współczesnego w Szczecinie. Absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz Wydziału Reżyserii krakowskiej PWST. Należy do pokolenia twórców, którzy kształcili się po okiem Krystiana Lupy. Z imponującą konsekwencja i sukcesem wprowadza na polskie sceny współczesna dramaturgię poruszającą ważne problemy społeczne i etyczne. Laureatka wielu prestiżowych nagród za reżyserię. W 1998 r. otrzymała Paszport „Polityki” oraz Laur Konrada. W 2007 r. Nagrodę im. Tadeusza Żeleńskiego.

Agnieszka Charkot
Independent
28 listopada 2008

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia