Sztuka kochania czy przetrwania?

28. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Malta: "Another One" Lobke Leirens & Maxim Storms z Belgii

Grunt niby zbadany, więc i ja w tym roku zdecydowałam się na "skok w Maltę". Zapomniałam jak bardzo ryzykowna bywa to "rozrywka".

"Miłość cierpliwa i łaskawa jest". Ale widz już niestety nie. Wielu z nich wystawionych zostało na próbę podczas piątkowego pokazu "Another One" belgijskiego duetu Lobke Leirens & Maxim Storms w CK Zamek. Spektakl rozpoczął się z opóźnieniem, jednak informacja nie dotarła do wszystkich. Sytuacja, jak na traktat "o tolerowaniu i byciu tolerowanym" - o czym dowiadujemy się z zapowiedzi spektaklu - wyjątkowa. Nie ważne czy mowa o miłości do teatru czy tej, jaką darzą się ludzie.

Punktem wyjścia do realizacji "Another One" są słowa "Jeśli ty złamiesz moje serce, ja złamię twoje". Ale te niestety padają dopiero w ostatnich minutach spektaklu. Zdecydowanie za późno, bo bez didaskaliów nie wszystko jest jasne. Bohaterów jest dwóch: ona - lubiąca lilie i dotyk, oraz on - pasjonat muzyki klasycznej i lasu. Kobieta jest nieco wyższa. On natomiast na pierwszy rzut oka wydaje się być sympatyczniejszy. Wyjęci z innej dekady odgrywają wspólne życie - według pospolitego scenariusza, w myśl znanej idei Arystotelesa, że miłość to jedna dusza w dwóch ciałach.

Leirens i Storms mają do dyspozycji dużą, wyścieloną bielą scenę. Tipi zbudowane w jej lewym rogu oraz ustawione po przeciwnej stronie niewielki karciany stolik i dwa krzesła. Twórcy jednak oszczędnie korzystają z tego teatralnego zaplecza, bo ich głównym narzędziem wyrazu jest ciało. To cios dla tych, którzy wyczekują skomplikowanych układów choreograficznych. Bo na spektakl składa się kilka sekwencji, których dominantę stanowią niepewne spojrzenia i chwiejne kroki artystów. Powtarzając ciągi prostych, ale precyzyjnych ruchów, przedstawiają schemat, w którym po zauroczeniu, przychodzi rutyna.

W paśmie wzajemnych relacji bohaterów zdawkowa już czułość (para jak sądzę ma za sobą wiele wspólnych dni i przepracowanych codziennych traum) przeplata się z agresją. On wymierza jej policzki, które zarezerwowane są w zasadzie dla kobiet. Sam z kolei systematycznie "wpada" na ścianę. Sytuacje nie pozostawiają zbyt wiele wyobraźni. Para jednak nie daje za wygraną i honorowo walczy - zarówno o związek (a raczej to, co z niego zostało), jak i zachowanie w nim swojej odrębności.

Ten punkt można poddać dyskusji - bo w dobie szybkich rozstań i czasów, w których liczy się efektywność, jedni uznają te działania za przejaw heroizmu. Dla innych będzie to zachowanie patologiczne z dużą dawką fanatyzmu. Ambiwalentne reakcje widzów towarzyszą również innym działaniom artystów - choćby przedłużającemu się rozdaniu kart. Śmiech konkuruje ze wzdychaniem. A nerwowe zerkania na zegarek z dużymi oczyma zaciekawionej części publiczności.

Posłowie do spektaklu - myślę, że tak właśnie można potraktować ostatnią prostą, na jakiej znajdujemy się po tej godzinnej wizualnej wędrówce - tłumaczy wiele. Niemniej jednak kilka wątków pozostaje wciąż niejasnych albo nawet niepotrzebnych. Jedyna piosenka, jaką wykonali artyści nie została przetłumaczona. A ten pozornie radosny utwór mógł nieść ze sobą dawkę okrucieństwa, której tylko przyklejono uśmiech. Spójną bądź co bądź wizję spektaklu z kolei burzą m.in. scena z indiańskiej wioski oraz ta nasuwająca jednoznaczne skojarzenia z mitycznym aktem scenicznej makabry - odgryzienia gołębiowi głowy przez Ozzy'ego Osbourne'a podczas jednego z koncertów w latach 80.

Monika Nawrocka-Leśnik
kultura.poznan.pl
29 czerwca 2018

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...