Sztuka kochania i z siebie się śmiania
Czy można mówić o kochaniu w charakterze sztuki, mierzyć je i opisywać podobnymi kategoriami? A przecież i w tej dziedzinie mówimy o stylach i modelach, formach i technikach, istnieją mistrzowie i nieudacznicy. Uprawianie sztuki kochania, jak każdej ze sztuk, może dać satysfakcję lub rozczarowanie. Jedno jest pewne, każdy chce się sprawdzić w tym rzemiośle, a jeśli coś idzie nie tak - niechętnie o tym mówi.W spektaklu Teatru Zagłębia poznajemy kilka historii, każda z nich rozpatruje problem kochania. Przedstawione zostają tym samym typy osobowości: doktora filologii, który daje zaliczenie pod wpływem ud studentki, polityka spotykającego prostytutkę, atrakcyjną mężatkę, która chciałaby robić to częściej- "znacznie, znaczniej". Słyszymy o pretensjach żony do męża, że ten jej w trakcie nie całuje oraz męża do żony, że ta uwielbia czosnek. Dowiadujemy się, jak wygląda spotkanie byłych kochanków po latach i co można robić z żoną przyjaciela po kinie. Te i inne problemy uświadamiają nam, że kochanie to nie lada sztuka. Każdą z historii poprzedza zapytanie "gdzie się aktualnie znajdujemy?". Byliśmy oczywiście w teatrze, a scenografię stanowił podest, okryty różowym, kosmatym płótnem, rura i zwisający amorek. Oczyma wyobraźni przenosiliśmy się jednak w różne miejsca, co istotne, osadzone w lokalnej przestrzeni teatru. Jedna z opowieści rozgrywała się na ulicy Modrzejowskiej, inna w prokuraturze, oddalonej o kilka budynków, jeszcze inna na Żytniej, gdzie znajduje się Uniwersytet Śląski, Wydział Filologiczny (ale bez filologii polskiej!!!). W moim odczuciu miało nam to pokazać, że problemy poruszane w spektaklu, nie są wzięte z kosmosu czy telewizji, lecz dotyczą mieszkańców np. Sosnowca, przechodnia na ulicy, mnie, a może sąsiada z prawej. Każdą historię kończył utwór muzyczny, często piosenka, dobra w warstwie tekstu i miła dla ucha. Choreografia stawała się jednak mocno uciążliwa. Przerysowane ruchy, niezrozumiałe gesty, wszechobecna sztuczność - to dało się zauważyć, nie tylko w tańcu. Zresztą utwory miały stanowić rodzaj show, więc przy tego typu temacie, zrozumiały jest taniec na rurze. Niektórych zachowań aktorów, podczas gry nie potrafię jednak nigdzie umieścić i w żaden sposób wytłumaczyć. Przykładem może być lalkowaty chód i mechaniczne ruchy sekretarki z prokuratury. Nakładając na to duży nawias teatralny, nie byłam w stanie pojąć, po co takie gesty. Zatrzymaliśmy się jednak przy muzyce, a tu dobry był utwór otwierający drugą część spektaklu, nawiązujący do praprzodków człowieka. Sztuka kochania została tym samym sprowadzona do poziomu sztuki prokreacji, a jej uprawianie nie ma być źródłem przyjemności, a sposobem zachowania gatunku. Wcielenie się bohaterów w rolę jaskiniowców, uświadamia nam, że obojętnie w jakim czasie żyjemy, kochanie wynika z pierwotnych popędów i tym samym upodabnia nas do zwierząt. To był jeden z wniosków, który nasunął mi się po obejrzeniu spektaklu. Drugim był fakt, że wielu dorosłych ludzi ma na swoim koncie jakiś problem. z kochaniem. Pod tym względem sztuka była lustrem, w którym mógł przejrzeć się każdy z widzów. Ludzie jednak niechętnie przyznają się do niepowodzeń łóżkowych, stąd też może wynikała tak duża interakcja aktorów z widownią, która oprócz dobrej zabawy pokazywała, że wszyscy jesteśmy równi wobec popędów, a często nieumiejętności ich zaspokajania. Idąc dalej, człowiek sam narzuca sobie pewne ograniczenia, Freud powiedziałby coś o kulturze, niektórzy postępują według zasad dekalogu - w przedstawieniu świetnie ukazany został wywód na temat przykazań nie cudzołóż i nie pożądaj żony bliźniego swego - czy jedna zasada istnieje bez drugiej? Oglądając spektakl, zastanawiałam się, jaki będzie finał tych kilku historii o sztuce kochania.. Nastąpiła w końcu zamiana ról, której towarzyszyła zmiana imion, seksuolog stał się pacjentem, a zwyciężyła solidarność jajników. Towarzyszył temu ogromny rozgardiasz na scenie, wszyscy biegali w nieokreślonych kierunkach, fruwały walizki. Jednym słowem zrobił się chaos, który rozbił główną oś"Sztuki kochania", odczuwalną w jej pierwszej części. Szkoda, bo tych kilka historyjek sprawiło, że człowiek delikatnie uśmiecha się na myśl o ars amandi i cieszy się, że nie tylko jemu czasem coś w tej kwestii nie wychodzi. Teatr Zagłębia w Sosnowcu Zbigniew Książek "Sztuka kochania, czyli Sceny dla dorosłych" reżyseria: Krzysztof Jasiński dekoracja i kostiumy: Dorota Ogonowska muzyka: Jakub Przebindowski Obsada: Ewa Kopczyńska, Joanna Litwin- Widera, Zbigniew Leraczyk, Grzegorz Lidera Premiera: 6.01.2006r.