Sztuka, miłość i nienawiść

"Powidoki" - reż. Maciej Wojtyszko - Teatr Telewizji

"Sztuka, miłość i nienawiść" to tytuł książki napisanej w 2001 roku przez Nikę Strzemińską. Trudno w lepszy sposób ująć relacje, łączące jej rodziców - Władysława Strzemińskiego i Katarzynę Kobro. Historia ich życia stała się kanwą najnowszego spektaklu Teatru Telewizji zatytułowanego "Powidoki". Reżyser, Maciej Wojtyszko, do cytowanej triady wprowadza jeszcze czwarty element - politykę i historię

Tytułowy powidok to zjawisko z dziedziny optyki. W ogromnym skrócie polega ono na tym, że jeśli intensywnie wpatrzymy się w kształt o jakimś kolorze, po przesunięciu wzroku zobaczymy jego odbicie (o przeciwstawnej barwie). Pojęcie to wykorzystuje się często w wiedzy o sztuce,  korzystał z niego również Strzemiński, tworząc cykl obrazów solarystycznych. Metaforę tę trudno wykorzystać do ukazania przejścia od miłości do nienawiści, gdyż uczucia te są zazwyczaj jednakowo intensywne, a powidok stanowi rodzaj niewyraźnego cienia. Choć tytuł sztuki sugeruje mglistą, oniryczną atmosferę, po obejrzeniu spektaklu trudno zaprzeczyć, że Teatr Telewizji stawia jednak na konkret.

A konkretem tym są losy dwojga wybitnych artystów, którym przyszło  żyć „w ciekawych czasach”. Borykają się oni nie tylko z wojenną rzeczywistością i, później, PRL-owskimi realiami, lecz również ze sobą nawzajem. Postaci Katarzyny Kobro i Władysława Strzemińskiego to bardzo silne charaktery, które na potrzeby Teatru Telewizji nie zostały w żaden sposób wybielone. Między nimi toczy się nieustanna i bezpardonowa walka. Jej ukazaniu sprzyja znakomita gra aktorska Niny Czerkies i Mariusza Wojciechowskiego. Na dużą pochwałę zasługują również  młode aktorki wcielające się w rolę córki artystów, Niki – Oliwia Warnel i Julia Woronowicz. Doborowa obsada zawsze była ogromnym atutem Teatru Telewizji.

„Powidoki” to zatem opowieść o miłości i nienawiści. Ale również o państwie i o systemie, który na różne sposoby niszczy ludzkie życie. Problem w tym, że aspekty historyczno-polityczne przysłaniają nieco jednostkową historię artystów. Oglądając spektakl, można odnieść wrażenie, że ich życie jest jedynie pretekstem do ciekawego pokazania mechanizmów działania PRL-owskiej władzy. I to mechanizmów odsłanianych już wielokrotnie – również przez Teatr Telewizji.

Spektakl ten ma charakter filmu biograficznego. Podobno scenariusz „Powidoków” nie był pierwotnie przygotowywany dla Teatru Telewizji, lecz właśnie pod kątem dokumentu.  Szczególnie wyraźnie widać to w sposobie myślenia o przestrzeni – akcja dzieje się tu w bardzo różnych miejscach, od wysypiska śmieci, przez galerie i prywatne mieszkania, po sale wykładowe a nawet tramwaje. W XXI wieku trudno postulować zachowanie antycznej zasady trójjedności (miejsca, czasu i akcji), ale nie sposób również zaprzeczyć, że „Powidoki” są mniej teatralne a bardziej filmowe.

Nie oznacza to, oczywiście, że przestrzenie pokazane w „Powidokach”  nie są dobrze zorganizowane. Szczególnie pięknie zaaranżowany został niebieski pokój, w którym mieszkała Katarzyna Kobro. Gra światła i plastyka tego obrazu to nie tylko jakość sama w sobie, lecz również ukłon w stronę sztuki, która przecież była dla bohaterów tego spektaklu niezwykle istotna. Można się jednak zastanawiać, czy gdyby ograniczyć przedstawienie tylko do kilku zamkniętych przestrzeni, jego wymowa nie zyskałaby na sile.

„Powidoki” w realizacji Teatru Telewizji oczywiście nie mają zadania poszerzenia wiedzy na temat malarstwa awangardowego czy rzeźby współczesnej – prace artystów pojawiają się jedynie migawkowo, stanowią niezbyt istotne tło.  Miejscami, niestety, do rangi tła spychani są również oni sami: Władysław Strzemiński i Katarzyna Kobro. Tak czy inaczej, spektakl ten warto zobaczyć – chociażby dla gry aktorskiej, wstrząsającej historii artystów czy zapadających w pamięć scen w niebieskim pokoju.

Barbara Englender
Dziennik Teatralny
28 lutego 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia