Sztuka nieprzyjemna
„Heksy" - reż. Monika Pęcikiewicz - Teatr Polski w Podziemiu we WrocławiuKolejna edycja Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych przybyła do Teatru Powszechnego w łodzi z barwnym repertuarem. Pośród różnorodnych przedstawień moją uwagę złapały między innymi wyreżyserowane przez Monikę Pęcikiewicz „Heksy", które miały zaprezentować na scenie kobiecą narrację w patriarchalnym świecie.
Przede wszystkim należałoby tu zaznaczyć, że spektakl ten nie jest dla każdego - było to oczywiste już po przeczytaniu opisu przedstawienia, ale nie przygotował on widza na to, co nastąpiło na scenie. Tytułowe czarownice mają "wyskakiwać z polszczyzny", używać kobiecego języka w opozycji do wszechobecnej mowy mężczyzn i krytykować niesprawiedliwości i nierówności. Niestety to, co ukazano na scenie niewiele miało wspólnego z głosem kobiet, a przynajmniej takim, który miałby szansę cokolwiek zmienić na lepsze. Wręcz przeciwnie. Może jedynie zaszkodzić.
Przed występem spodziewałam się mocnego widowiska, które mnie poruszy, opowie o czymś ważnym, a ostatecznie zaczęłam zastanawiać się, do kogo to przedstawienie jest kierowane. Obraża ono absolutnie wszystkich: kobiety, mężczyzn, matki, kościół, a nawet żeńskie przedstawicielki społeczeństwa które mają czelność skupiać się na swojej karierze. Szczerze mówiąc nigdy tak bardzo nie miałam ochoty opuścić teatru.
„Heksy" nie są, przynajmniej dla mnie, ukazaniem kobiecości, a próbą pompatycznego nadania patosu bardzo prostej myśli i to w sposób skrajnie nieudolny. Rozumiem, co twórcy chcieli pokazać i pochwalam pomysł eksplorowania seksualności, mówienia o tym w sposób otwarty i nieskrępowany, a także ukazania reprezentacji "kobiecego gniewu". Kultura potrzebuje dzieł o takiej tematyce. Problem polega na tym, że kiedy forma staje się nie do zniesienia to intencje nie mają większego znaczenia, bo zostaną przykryte przez bezpodstawną wulgarność.
Scena rządzi się swoimi prawami i osobiście uważam, że używanie przekleństw oraz poruszanie trudnych tematów to narzędzia, które mogą, a nawet czasem powinny zostać użyte, jednak musi to sensowny cel. W „Heksach" niestety tego celu nie zauważyłam. Mam wrażenie, że przesadna kontrowersja miała tylko i wyłącznie zaszokować widza, zupełnie tak jakby wulgarność sama w sobie czyniła twór kultury wartościowym, przez co wydała mi się najzwyczajniej w świecie pusta. Niezmiernie trudno przyswajało się treści zaprezentowane na scenie, głównie dlatego, że dotyczyły one praktycznie tylko i wyłącznie seksu ukazanego w bardzo niezdrowy sposób.
To ironiczne, że Heksy mają piętnować niesprawiedliwość, odbiegać od "męskiego" opisywania rzeczywistości, a w świecie nieustannego uprzedmiotowienia kobiet tworzy się spektakl oparty tylko i wyłącznie na kobiecym ciele. Nie znajdziemy tutaj najmniejszej wzmianki o sile kobiet, o ich inteligencji, o ich charyzmie czy ambicji, ponieważ wszystkie bohaterki Szpili interesują się tylko i wyłącznie tym, co mają między nogami.
Do jaśniejszych punktów przedstawienia zaliczyłabym interesujące użycie światła oraz niekonwencjonalne rozwiązania sceniczne, które niestety szybko zostają położone przez bełkot wypowiadany ustami bohaterów. Doceniłabym też, mimo wszystko, próbę (niestety nieudaną) opowiedzenia co nieco o potrzebach seksualnych kobiet za pomocą "kobiecego" języka oraz liczne nawiązania do jedności z naturą, ale na tym pozytywy się kończą. To nie jest feministyczne przedstawienie. Feminizm polega przecież na dążeniu do równego traktowania niezależnie od płci, wyznania, orientacji czy upodobań.
I nie chodzi tutaj tylko o szeroko zastosowaną kontrowersyjną formę czy słownictwo używane przez bohaterów, ale to, co się za tym wszystkim kryje. Czy naprawdę tak chcemy ukazywać feminizm? Robiąc z niego ideologię pełną nienawiści? Wyśmiewając kobiety, które pragną macierzyństwa? Sprowadzając wszystkie ich potrzeby do seksu? Spłycając wszystkich mężczyzn do jednej kategorii samców alfa, których celem jest tylko i wyłącznie płodzenie potomstwa? To brzmi raczej jak zaprzeczenie idei równości.
Pokazujmy, że kobiety mają prawo eksplorować swoją seksualność. Że powinny walczyć z seksizmem i nierównością. Że mogą (choć nie muszą) pragnąć płodnej kariery zawodowej i dążyć do samorozwoju, ale również bycia matkami lub żonami i nie ma w tym nic złego.