Sztuka równowagi

8. Międzynarodowy Festiwal Teatralny BOSKA KOMEDIA

8. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia po tygodniu zakończył się zwycięstwem "Apokalipsy" Michała Borczucha, ale może nie sam werdykt jury jest tu najważniejszy - pisze Przemysław Skrzydelski w tygodniku wSieci.

Krakowska Boska Komedia ma swój, wypracowany już przez tych parę lat, specyficzny kontekst. To raczej święto polskiego teatru, w którym jeśli jakakolwiek wewnętrzna rywalizacja daje się wyczuć, to tylko w ograniczonym stopniu, by nie powiedzieć, że to po prostu rywalizacja jedynie deklarowana. Ale konkurs podnosi temperaturę - zarówno w czasie przeglądów filmowych, jak i teatralnych, więc zawsze powinien być. Poza tym to impreza wyjątkowa jeszcze z innego powodu: jury, które ocenia zaproszone przez szefa festiwalu Bartosza Szydłowskiego spektakle, to goście z zagranicy, i to często z zupełnie odległych miejsc, z zupełnie innych teatralnych tradycji. W tym roku byli to Słowenka Alja Predan, Carena Schlewitt i Stefan Schmidtke, oboje z Niemiec, Ramon Simó z Hiszpanii, w końcu Ahmed El Attar przybyły aż z Egiptu i Brazylijczyk Celso Curi. Wszyscy z ogromnym doświadczeniem przede wszystkim w organizowaniu przedsięwzięć teatralnych - na różnym poziomie: od dyrektorowania na prestiżowych festiwalach, działalności okołoteatralnej po bezpośrednie zaangażowanie w wystawianie przedstawień jako reżyserzy, scenografowie czy dramaturdzy, często poza oficjalnym nurtem. Od razu przyznam bez bicia, że o dzisiejszym teatrze w Egipcie, gdzie na co dzień działa El Attar, nie wiedziałem dosłownie nic, tymczasem sam dorobek tego twórcy wprawia w zakłopotanie. Z Brazylią jest nieco łatwiej, to przecież ojczyzna Augusto Boala, twórcy współczesnej dramy - teatru, który ma odmieniać życie indywidualnie i społecznie, działając na zasadzie terapii, pracując z odbiorcą jak ze współtwórcą dzieła.

Skład jury zatem powinien przekonać każdego, kto mniej więcej wie, na czym polega organizowanie międzynarodowych przeglądów teatralnych. Poza tym - to najistotniejsze - zapewnia pluralizm poglądów na dzisiejszą, zwłaszcza europejską, scenę. Z wypowiedzi Bartosza Szydłowskiego wynikało zresztą, że to bardzo dla niego ważne.

Gorzej wygląda wybór spektakli do części konkursowej, czyli Inferno - tu zawsze pojawiają się kontrowersje. To istotne, bo po doświadczeniach poprzednich odsłon Boskiej nietrudno zauważyć, że wyniki konkursu służą potem jako naczelne argumenty w środowiskowych dyskusjach o polskim teatrze. Odnotujmy jednak, że festiwal to także pozakonkursowy cykl Paradiso - pokazy młodych twórców już z sukcesami na koncie i o rozpoznawalnej stylistyce (choćby prace Anny Smolar, Moniki Strzępki czy Marcina Libera), i Purgatorio - wydarzenia specjalne i towarzyszące, np. w tym roku pokaz wspaniałego "Placu Bohaterów" Bernharda w reżyserii Krystiana Lupy przywiezionego z Litewskiego Narodowego Teatru Dramatycznego.

Skąd kontrowersje w Inferno? Przede wszystkim znów w rywalizacji pojawił się Krzysztof Warlikowski, co zamazuje sam obraz naszej sceny. Trudno założyć, że jury nie zna dokonań reżysera, który w kontekście innych propozycji z Inferno po prostu nie ma konkurencji. Jak zestawić w równej walce "Hamleta" Krzysztofa Garbaczewskiego (Narodowy Stary Teatr) i "Francuzów" Warlikowskiego? (Nowy Teatr). Ta pierwsza realizacja stanowi pokaz jedynie tego, że na scenie nagle można zacząć się bawić na całego, a zamiast za pomocą Szekspira zszywać dialogi na kanwie dowolnych skojarzeń, i to raczej ze sfery snu reżysera pojętej tylko dla niego samego. Spektakl Warlikowskiego zaś - przy wszystkich, nie tylko moich, zastrzeżeniach co do powtarzalności środków jego teatru, poruszania tematów wygodnych dla reżysera - to jednak skala teatru europejskiego: adaptacja tekstu Prousta, aktorstwo zespołowe i indywidualne, epicki rozmach przestrzeni i scenografii Małgorzaty Szczęśniak (na Boskiej nagrodzonej w tej kategorii). Jednak można się przy takich zestawieniach pogubić; naturalną rzeczą jest, że trzeba na tym przeglądzie pokazać naszych najważniejszych twórców, problem jednak w tym, czy koniecznie w części konkursowej. Historia Boskiej Komedii pokazuje w tej kwestii, przynajmniej raz, inne rozwiązanie: w edycji trzeciej (2010) "Koniec" Warlikowskiego zaproszono tylko do Purgatorio. Być może to jakiś trop? Dla jury mogłoby to stanowić ułatwienie, gdyż przedstawienia tego reżysera są wystawiane na najważniejszych festiwalach europejskich, szeroko komentowane, dlatego trudno, aby stawały do konkurencji w tej samej grupie co realizacje wręcz balansujące na granicy komunikatywności, także dla polskiego widza. Wówczas nie wiadomo, jak porządkować własne decyzje w czasie oceny. Uznać klasyka i jego dokonania czy też udawać, że go nie ma, i stawiać na to, co nieznane? A co wtedy, gdy brak konkurencji, punktów odniesienia? Takich przedstawień było na Boskiej kilka. Nie chcę mówić o tych, których nie udało mi się zobaczyć, również wcześniej na scenach, na których pierwotnie zostały wystawione. O "Apokalipsie" [na zdjęciu] z Nowego Teatru czy np. "Podróży zimowej" Pawła Miśkiewicza z wrocławskiego Teatru Polskiego, z nagrodzoną za rolę pierwszoplanową Haliną Rasiakówną (uznano także jej postać w "Apokalipsie") i drugoplanową Małgorzaty Gorol, pisałem zaraz już ponad rok temu, zaraz po premierach obu tych tytułów. Jednak szczególnie niezrozumiale wyglądała obecność w programie "Murzynów" Igi Gańczarczyk z bydgoskiego Teatru Polskiego. Pojawia się pytanie, czy jeśli codzienna polska publiczność ma kłopot z ich odbiorem (z "Murzynów" uciekała ochoczo podczas pokazu), to czy tym bardziej nie są niezrozumiałe dla odbiorcy z zewnątrz, nawet tak zaznajomionego z wszelkimi postdramaturgicznymi formami jak członkowie jury, lecz przecież oceniającego istnienie dzieła w kontekście publiki i możliwości recepcji. Może w przyszłości warto przyjąć jakieś nowe podziały, dokonując selekcji i klasyfikacji do festiwalowych nurtów? Może niech pokazy mistrzowskie, artystów z ogromnym dorobkiem, biją się o laur w oddzielnej kategorii? Choć pojawia się rzecz jasna kontekst wspólnych tematów. Zwycięska "Apokalipsa" Borczucha przez dyskusję o upadającej Europie jakoś współgra z "Francuzami", zauważył to Bartosz Szydłowski: "Mapa tematyczna układa się w smutny i katastroficzny obraz świata. Coraz więcej widać na scenie powątpiewania w sukces naszej cywilizacji". Jednak sam Szydłowski w programie Boskiej deklaruje też, że nie lubi szufladkowania teatru wedle idei czy wyszukiwania na siłę patetycznych określeń dla tego, co po prostu chciał na swój festiwal sprowadzić. Tożsame wątki chyba po prostu ujawniają się same.

Dlatego ostateczny werdykt zaskakuje i jakoś unaocznia ten problem. "Apokalipsa" jako najlepszy spektakl (i zwycięstwo Krzysztofa Zarzeckiego rolą główną) obok nagrody za reżyserię "Francuzów" dla Warlikowskiego (Mariusz Bonaszewski wygrał też swoją postacią drugoplanową).Wyróżnienia w innych kategoriach pokazują z kolei, że była jakaś próba pogodzenia osiągnięć wszystkich: z jednej strony zadekretowanie wielkości mistrza, z drugiej akceptacja jego epigonów? W moim przekonaniu rozmawiamy mimo wszystko często o teatrach nie tylko z innych, lecz także bardzo od siebie odległych półek.

Wątpliwości nie zmieniają jednego: Boska Komedia to dziś przede wszystkim szansa spotkania ludzi teatru na jednym gruncie mimo różnic i ostrych podziałów. To jeden z niewielu festiwali sztuki, które żyją swoim życiem, promują nas na świecie i nie pozwalają nikomu pozostać obojętnym. Bo to byłoby zdecydowanie najgorsze.

Przemysław Skrzydelski
wSieci
8 stycznia 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...