Sztuka wywołała u mnie mieszane uczucia

J. Polak o spektaklu "Miłość w König-shütte" reż. Ingmar Villqist

Internetowa wojna między hanysami a góralami - tak można określić to, co dzieje się ostatnio wokół wystawionego na deskach bielskiego Teatru Polskiego spektaklu Miłość w Königshütte, mówiącego o powojennej historii Górnego Śląska, którego autorem i reżyserem jest pochodzący z Chorzowa Ingmar Villqist. Setki komentarzy na dziennikzachodni.pl, wymiana oświadczeń i emocje rozgrzane do czerwoności.

Heca polityczna - mówi historyk dr Jerzy Polak, honorowy prezes Bielsko-Bialskiego Towarzystwa Historycznego. - Sztuka wywołała u mnie mieszane uczucia. Dość zręcznie zagrana, ale treść jest rezultatem przeinaczeń i wybiórczego spojrzenia na historię Górnego Śląska. I to w jednostronny sposób, wyolbrzymiający krzywdy Górnoślązaków, pokazująca prawie że dobrych Sowietów, a złą nauczycielkę Polkę. W moim odczuciu wpisuje się w aktualną politykę Ruchu Autonomii Śląska, czyli żonglowania historią, licząc na to, że ludzie nie pamiętają. Na takie manipulowanie to się nie zgadzam. A kiedy na końcu aktorzy pojawili się z opaskami RAŚ, to przypomniała mi się scena z filmu Boba Fosse'a "Kabaret", gdzie pewien młodzian śpiewał o jelonku, a zakończył włożeniem opaski ze swastyką - komentuje swoje wrażenia z przedstawienia dr Polak.
Jerzy Pieszka, naczelnik wydziału kultury bielskiego Urzędu Miejskiego, także uważa, że opaski, które założyli aktorzy na końcu spektaklu, są niepotrzebne. - Takie jest moje osobiste zdanie - stwierdził Pieszka, dodając, że bielski Teatr Polski (podlegający miastu) przyzwyczaił widzów do tego, że prezentuje sztuki dyskutujące ze współczesnością.
Spektakl ma dobre i złe strony. Pan Villqist podjął się bardzo trudnego tematu i przedstawił nam osobistą koncepcję tego, co działo się na Górnym Śląsku w latach 1945-1946. Teatr powinien robić spektakle, o których się mówi, a o tym przedstawieniu już się dyskutuje. Wolałbym jednak, by był oceniany w warstwie artystycznej, a jak najmniej politycznej, choć tego nie da się uniknąć przy tej sztuce - dodaje Pieszka.
Jestem z Katowic, ale czuję się już góralem z Podbeskidzia. Spektakl jest mi bliski, bo moja żona lata temu przyjechała do Katowic i podobnie jak bohaterka w spektaklu, odbierała tamtą rzeczywistość. Ale u nas skończyło się happy endem - mówi Franciszek Kopczak, dyrektor bielskiego Miejskiego Domu Kultury Włókniarzy. - A sama sztuka? Jest interesująca, bo jest o czymś, ale reżysersko słaba. No i te opaski. Fatalny pomysł. Zepsuły przesłanie i przekreśliły cały obraz finału. To było głupie - uważa Kopczak.

Na łamach "DZ" nasza recenzentka red. Henryka Wach-Malicka też uznała, że sztuka nie udźwignęła tak trudnego tematu, a jej zakończenie jest kuriozalne, bo miesza sztukę z polityką spoza teatru.

Głos zabrał Jerzy Gorzelik, lider RAŚ. Stwierdził, że taka sztuka była potrzebna i odciął się od tego, iż autonomiści wykorzystują teatr do politycznych celów.

Przeciwko wykorzystywaniu przedstawienia do walki politycznej zaprotestowali dyrektor bielskiego teatru Robert Talarczyk, i jej autor Ingmar Villqist.

Miłość w König-shütte to opowieść o tym, co działo się w Chorzowie (niem. Königshütte) w 1945 roku. Na tle powojennej zawieruchy autor stara się pokazać trudną miłość pomiędzy głównym bohaterem, czyli chorzowskim lekarzem Janem Schneiderem (Artur Święs), a jego żoną, nauczycielką Marzeną (Anna Guzik).

Dyrektora Teatru Polskiego Roberta Talarczyka i autora sztuki Ingmara Villqista:
Spektakl nie wyraża poglądów żadnej grupy czy partii (...), a jedynie jego twórców. Teatr ma nie tylko prawo, ale i obowiązek włączać się do publicznej debaty (...).

Red. Henryki Wach-Malickiej, recenzentki DZ:
(...) Tak, jak też napisałam, że teatr musi mówić o powojennym dramacie Ślązaków. Chciałabym jednak, żeby robił to z godnością, powagą i w piękny artystycznie sposób (...).

Jacek Drost
Dziennik Zachodni
7 kwietnia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia