Szybki taniec z ideami

"Wesele hrabiego Orgaza" - reż. Jan Klata - Stary Teatr w Krakowie

"Wesele hrabiego Orgaza" Jana Klaty w Starym Teatrze to pierwszy spektakl 3D. Chwilami można dostać oczopląsu. Trawestując to, co mówi Donna Evarista de las Cuebas (świetna Ewa Kaim), że wszystko rozumie, tylko nie chce się jej nad tym zastanawiać - nie wszystko rozumiem, ale bardzo bym chciał. Zobaczyłbym spektakl drugi i trzeci raz. A niektóre sceny - na zwolnionych obrotach, by rozkodować sensy skompresowane w błyskotliwej paradzie konwencji, kostiumów i scenograficznych fajerwerków

Klata, przypominając groteskową powieść Roberta Jaworskiego z 1925 r., pokazał, że był on bliski Witkacemu. Podzielając jego katastrofizm, opisał próbę odrodzenia uczuć metafizycznych, która okazuje się amerykańskim szwindlem. Z "Wesela hrabiego" musiał czerpać Gombrowicz. Oparte jest na motywie świeckiego rytuału z ofiarą, która wieńczy pojedynek miliarderów Yetmeyera i Havemeyera.

Yetmayer Krzysztofa Globisza to obrotny Mr Dollar o kroku Kaczora Donalda, w kiczowatym kowbojskim kostiumie, a potem – niczym raperski menago – w białych najkach i czarnej czapce z daszkiem do tyłu. Chce ożywić fikcję zaklętą w obrazach kolekcjonera Havemeyera (Roman Garncarczyk). I odrodzić ludzkość podczas pantomimy nawiązującej do dzieła El Creco "Pogrzeb hrabiego Orgaza" z Toledo. Słowa Yetmayera są jak credo naszych czasów: tylko fikcja jest praktyczna, poprzez fikcję można zakorzenić ludzkość w rzeczywistości.

Miliarder wykupuje dom Don Kichota w Toledo, organizuje światowy kongres, globalną transmisję i zarabia na tańcu, który staje się substytutem dawnych doznań religijnych.

Refleksja oryginalna 100 lat temu, w czasach marketingowej czarnej magii, mogłaby wypaść banalnie. Ale nie w wykonaniu Krzysztofa Globisza, który stworzył, kolejną po roli Kmicica w "Trylogii", kreację. Jest syntezą stylu Gustawa Holoubka i Tadeusza Łomnickiego. Słowa i treści wyrysowane gestem nabierają żywych kształtów. To aktorstwo trójwymiarowe, o precyzji HD. Artysta obdarzony nieszczupłą przecież sylwetką unosi się ponad sceną i płynie przez cyberprzestrzeń teatralnego matriksu. Świetny jest Juliusz Chrząstowski w roli Igora Podrygałowa, okrutnego baletowego satrapy w kostiumie i z mimiką Iwana Groźnego. Scena "Święta wiosny", gdy Chrząstowski tańczy na czele aktorów Starego postmodernistyczne esy floresy w stylu Diagilewa – z jednej strony zapiera dech w piersiach, z drugiej zaś rozsadza ją niepohamowanym śmiechem. Rewelacyjna parodia i obraz szalbierstwa sztuki w jednym! Choreograf Maćko Prusak roztańczył zespół Starego. W przedśmiertnym dancingu aktorzy pokazują coś więcej niż taniec: sami stali się rytmem skreczowanej płyty. Przenoszą na scenę najmniejsze drżenie gramofonowej igły.

Ewa Kaim bawi się corridą, tańczy flamenco i kokietuje kostiumem, który przypomina królewskie łoże. Jacek Romanowski mówi monolog z balkonu ponad widownią, wisząc głową do dołu. Jego Bramin Onczidaradhe nie wierzy w tybetańskie mądrości tak jak chiński papież taoizmu A-to-tso (Tadeusz Huk). Polskim sposobem na szczęście jest cierpienie. Albo życie z głową w chmurach tytoniowego dymu z cygara kościelnego VIP. I to reżyser pokazał. Chwilami można dostać oczopląsu, bo myśli obrazami. Gombrowicz powiedziałby: koniec i bomba, kto oglądał ten trąba. Witkacy: tak zwana ludzkość w obłędzie. A Klata udowodnił, że najlepiej sprzedaje się iluzja.

Jacek Cieslak
Rzeczpospolita
15 czerwca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...