Ta publiczność jest szalona

Klub Miłośników Teatru Muzycznego w Gdyni

"Nas poznać bardzo łatwo, znak rozpoznawczy pokrzykujemy i podniecamy się niezdrowo" - tłumaczy na internetowym forum Enid z Klubu Miłośników Teatru Muzycznego w Gdyni. Bez głośnych okrzyków i obowiązkowych braw na stojąco żaden spektakl z udziałem klubowiczów się nie obędzie. Większość klubowiczów to młodzież szkolna, kilka osób dopiero rozpoczęło studia. Rodzice na ich teatralne szaleństwo reagują różnie .

Ostatni pokaz spektaklu "Chicago", niedziela 31 stycznia. Widownia wypełniona po brzegi. Wśród prawie 700 widzów grupa sześciu tych najwierniejszych. Wszyscy mają przypięte plakietki "Klub miłośników Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej". 

- Fundusze na znaczki członkowskie otrzymaliśmy od dyrektora Macieja Korwina - mówi Jacek Wester, opiekun klubu i aktor znany m.in. z roli Pana Zegara w "Pięknej i Bestii", Papieża Innocentego III we "Francesco" i Lejzor Wolfa w "Skrzypku na dachu". - Oprócz tego klubowicze mają swoje miejsce w teatrze. Powiesiliśmy ich logo na foyer przy wejściu na scenę kameralną, dzięki temu łatwiej mogą się spotykać. 

Ale nie to jest najważniejsze. Liczy się przede wszystkim obecność w teatrze. Najlepiej jak najczęściej, i to w pierwszym rzędzie. Jest im łatwiej, bo na legitymację członkowską każdy może w miesiącu zakupić dwie wejściówki pracownicze. To nie tylko niższa cena, kosztują 27 zł, ale i gwarancja, że przy braku biletów będą mogli wejść na spektakl i usiąść na schodach. 

- Kiedy zaczyna się chodzić do Muzycznego, trudno przestać. Widziałam większość spektakli po kilka razy. Bilety są ostatnio drogie, ale nadal jestem na kilku spektaklach w miesiącu. Przed podwyżką bywało, że pojawiałam się w teatrze raz w tygodniu. Teraz ustaliłam sobie limit: trzy spektakle miesięcznie i najwyżej dwa "Francesca" w secie. "Francesca" widziałam już 10 razy, to mój ulubiony musical i teraz staram się go ograniczać, żeby nie przejadł mi się za szybko - mówi Alicja Pek (Enid), uczennica I klasy liceum, która w weekendy jako hostessa na promocjach zarabia na bilety na Festiwal Teatrów Muzycznych. 

Żeby mama nie wstydziła się córki 

Bez głośnych okrzyków i obowiązkowych braw na stojąco żaden spektakl z udziałem klubowiczów się nie obędzie. 

- My z dziewczynami chcemy na koniec krzyczeć "dziękujemy", no bo przydałoby się podziękować za taki fajny sezon - pisze na forum Kuncyfuna, umawiając się na nieoficjalny zlot wyznaczony na ostatni spektakl zeszłego sezonu, "Piękną i Bestię" 15 czerwca 2008 r. 

Większość klubowiczów to młodzież szkolna, kilka osób dopiero rozpoczęło studia. Rodzice na ich teatralne szaleństwo reagują różnie. 

- Jak jedziemy z którymś rodzicem, to oczywiste będzie to, że po Gdyni musimy sobie z nimi pochodzić, w teatrze musimy koło niego siedzieć i udawać grzeczniejszych niż w rzeczywistości. Dlatego musimy jechać na coś bez rodziców - tłumaczy Vi^^. 

- Nie wyobrażam sobie, żebym mogła być równie rozentuzjazmowana i piskliwa przy moim tacie nie mogłabym nawet pójść po autografy. Więc co to za zabawa? - zastanawia się Enid. Problemu nie widzi Alagashka. - Sama mamie zamawiam miejsce, byleby gdzieś daleko od nas, na jej własne życzenie "żeby nie musiała się wstydzić córki". 

- Kochani, czy ktoś dysponuje kamerką i ma zamiar nagrywać oklaski? - martwi się przed "Francesco" Enid. Nagrywanie braw i bisów to ważny element obecności w teatrze. 

- Co do nagrywania, to już ustalone, ale przydałby się z kamerką ktoś jeszcze, bo jak wiadomo kręcąc jedną, zawsze coś się ominie - zaznacza Kuncyfuna. 

Klubowicze spotykają się w teatrze nie tylko na spektaklach. - Raz w miesiącu widzimy się na oficjalnych zjazdach. To okazja do lepszego poznania się, ale i odwiedzenia zakamarków teatru. Wszyscy pracownicy z sympatią reagują na klubowiczów - mówi Jacek Wester. 

Dotychczas odbyły się trzy oficjalne zjazdy, na których klubowicze oglądali "Klatkę wariatek", "Scrooge\'a" i "Nędzników". Za każdym razem czekają na nich dodatkowe prezenty, np. archiwalne plakaty i programy. Mogą też zwiedzić kulisy teatru. 

- W pracowniach krawieckich: damskiej i męskiej królowały niepodzielnie projekty do "My Fair Lady". W stolarskiej nie zastaliśmy nikogo, ale zachwyciły mnie pełne humoru wywieszki na drzwiach. Ach, po drodze do stolarskiej można było pomiziać łódkę z koncertu noworocznego, która bezceremonialnie zaparkowała sobie w szerokim korytarzu - składowisku wszelkich teatralnych dóbr. Była też, a jakże, pracownia tapicerska, w której meble zyskują nowe obicie, a tak naprawdę nowe życie. Najbardziej jednak nie chciało się wychodzić z magazynu kostiumów. Bo któż chciałby opuszczać półki pełne butów, kapeluszy i rzędy wieszaków zapełnionych dosłownie wszystkim - wspomina ostatnie spotkanie Findurka, czyli Paula Białczyk (19 lat), studentka architektury na Politechnice Gdańskiej. 

- "Teatr dużo dla nas, więc i my chcemy dla Teatru", dlatego już nie mogę się doczekać jakiegoś powierzonego nam zadania. Nie lubię jakoś dużo otrzymywać bez możliwości rewanżu - stwierdza Brutus. 

I klubowicze w miarę możliwości wykonują na rzecz teatru małe zadania. Wszystko w ramach wolontariatu. Pierwsza praca: nowych egzemplarzy kwartalnika teatralnego "Antrakt". A w czasie ferii kilka osób pracowało w rekwizytorni, gdzie pomagali w gruntownych porządkach. Podczas charytatywnego przedstawienia "Skrzypek na dachu" 15 lutego wspomagali zbiórkę funduszy na chorą na raka baletnicę z Gdańska Izę Sokołowską. 

- A nie przydałoby się może roznieść ulotek z repertuarem na luty po jakimś centrum handlowym? - proponuje na forum Mateuo. 

- Tu pojawia się problem, te materiały przychodzą do teatru na ostatni moment. W przyszłości jest na to szansa. Myślę o sprawowaniu opieki przez klubowiczów nad punktami kolportażu - mówi Wester. 

Raczej dominują dziewczyny 

Pierwsze spotkanie klubu odbyło się w grudniu 2008 r. Nie doszłoby do tego, gdyby nie forum internetowe www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl. - Forum powstało rok temu w marcu. Na początku udzielało się może z pięć osób. Stopniowo dochodziło coraz więcej - mówi Paulina Grygier (Kuncyfuna), 16 lat, absolwentka szkoły muzycznej. 

Po kilku miesiącach odkrył je Dendron, czyli Jacek Wester. 

- Sygnały o tym, że aktorzy czytają forum, doszły do mnie od Michała Kocurka [odtwórca roli Francesca w spektaklu o tym samym tytule - red.]. Później na forum zarejestrował się Dendron i od początku większość podejrzewała, że to ktoś z teatru, ale nikt nie był do końca pewny, kto to - wyjaśnia Paulina (Kuncyfuna). - Słyszałam, że sam dyrektor Korwin do nas zagląda, ale nie wiem, na ile jest to prawdą. Ostatnio z aktorów zarejestrowała się Ania Urbanowska i Michał Kocurek. Wcześniej jeszcze Magda Smuk. 

- Grupa teatralnych fanów to dla mnie rzecz całkowicie nowa. Na razie to wąskie grono, 15 osób - mówi Wester. Zaznacza jednak, że o członkostwo nie jest tak łatwo. Należy zdobyć poparcie dwóch posiadaczy legitymacji. To zapewnia elitarność klubu i dostęp tylko tym najwierniejszym wielbicielom. To prawdziwi zapaleńcy. Oglądają wszystkie obsady, komentują, piszą swoje recenzje. Opiekuję się nimi z czystej sympatii, bezinteresownie. Nie zająłem się klubem, bo wystawiali mi dobre recenzje. Wręcz przeciwnie wystawiali mi takie średnie - wybucha śmiechem. 

- Powołanie klubu było dużym zaskoczeniem dla wszystkich na forum. Chyba wielu z nas nie dowierzało, póki nie przyszliśmy na pierwsze spotkanie. Cieszymy się niezmiernie, jednak nadal wydaje się to wszystko zbyt niemożliwe, by było prawdziwe - mówi prezes klubu Joanna Komorowska (Wilhelmina), 21 lat, studentka II roku filologii angielskiej na Uniwersytecie Gdańskim. 

W klubie przeważają osoby w wieku 15-19 lat. Większość to dziewczyny, jest tylko trzech chłopaków. - Nie wiem, czy jest to efekt mniejszej wrażliwości na tego typu sztukę wśród mężczyzn, czy po prostu zbieg okoliczności. Na egzaminach wstępnych na uczelnie teatralne dominują mężczyźni, bo i takich ról w teatrach dramatycznych jak i musicalowych jest więcej. Generalizując, to faceci chyba do pewnego wieku nie są w stanie zauważyć musicalu-spektaklu jako formy rozrywki i spędzania wolnego czasu - dodaje Bartek Ratajczak (Brutus), 19-latek, student Akademii Medycznej w Gdańsku, na forum często tytułowany "doktorkiem". 

- Mało kto z moich znajomych interesuje się musicalami, więc tutaj mogę porozmawiać o swoim hobby z ludźmi, którzy naprawdę się tym pasjonują - wyjaśnia Mateusz Dzierżawski (Mateuo), 16 lat, uczeń trzeciej klasy gimnazjum. 

Duża część klubowiczów pochodzi spoza Trójmiasta. Silną reprezentację stanowią dziewczyny z Olsztyna. Jest wśród nich mieszkająca obecnie w Glasgow forumowa Draco, są ludzie z Krakowa, Konstancina i okolic Trójmiasta. Mateuo przyjeżdża z Ustki: - Pół godziny jadę do Słupska, później dwie godziny do Gdyni SKM-ką. Z dojazdem problemu raczej nie ma, ale z powrotem jest gorzej. Pociąg dojeżdża tylko do Lęborka. Najczęściej odbiera mnie któryś z rodziców, co średnio lubią. Zdarza się, że nocuję u forumowej Polajdy. 

Kiedy drży lewa noga 

- Zaczynam tracić nadzieję, że się uda siedzę właśnie cała we łzach i próbuję znaleźć najtańsze połączenie Glasgow - Polska i niestety, kosztuje ok. 900 zł, co oznacza, że raczej nie będzie mnie stać - rozpacza na forum Draco tuż przed wyjątkowym wydarzeniem, które przygotowali dla aktorów. Draco ma 20 lat, nazywa się Monika Drzewiecka, studiuje w Szkocji. 

Forumowicze postanowili sprezentować aktorom "Francesco" pluszowego misia w habicie. - Kilka dni przed spektaklem miałyśmy dużo obaw, czy go wręczać. Wydawało nam się, że możemy wyjść na idiotów - wspomina Paulina-Kuncyfuna. - Chciałyśmy dać go na oklaskach, ale jest zakaz wnoszenia na scenę czegokolwiek poza kwiatami. Miś został pozostawiony z boku sceny. Podczas ukłonów zobaczył go Mateusz Deskiewicz, który gra Filipa i potem podawali go sobie wszyscy, aż dotarł do odtwórców głównych ról, w tym Doroty Białkowskiej grającej Klarę. I aktorzy reagowali entuzjastycznie. 

Planując spotkanie z okazji kolejnego spektaklu, nie może zabraknąć stałego elementu - czyli wizyty na "tyłach". Większość miłośników czeka na swoich ulubieńców przy pracowniczym wyjściu. - Zdjęcia i autografy to stały punkt wyjazdu do Gdyni. Pędem do szatni po kurtki, potem ubieranie się w biegu do tylnego wyjścia, żeby nam artyści czasem nie uciekli. Najczęściej zatrzymuję Tomka Więcka i Łukasza Dziedzica. Miłe jest to, że aktorzy już nas rozpoznają, sami nieraz zaczynają rozmowę i są bardzo sympatyczni. Podziwiam ich za to, bo chyba niestety potrafimy być namolne - mówi Draco. 

Wizyty na tyłach mają swoją dramaturgię. Szczególnie gdy to pierwszy kontakt z ulubieńcami. - Pierwsze zdjęcie z Kasią Kurdej i Karoliną Trębacz po "Chicago". Trzęsła mi się lewa noga. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, gdy pani Karolina spytała, co się dzieje. Powiedziałem, że noga boli mnie cały dzień - wspomina Mateuo. 

W łowach na ulubieńców nie ma żadnych granic - Kuncyfuna wyhaczyła Kocurka w charakteryzatorni, więc musiałam stać z nią pod oknem i udawać, że rozmawiamy, żeby mogła sobie popatrzeć na ukochany profil, kiedy pudrują mu twarz - pisze Enid. 

Pasja nie zawsze jednak musi iść w parze ze zbieraniem autografów. - Mam pewną teorię, której trzymam się bezwzględnie. Aktorzy na scenie, a ja na widowni. Dopóki są po drugiej stronie orkiestry, mam prawo pokazywać, że ich uwielbiam, ale kiedy schodzą ze sceny, a ja wychodzę z widowni, kończy się relacja aktor-fan - wyjaśnia Joanna-Wilhelmina. - Chociaż raz udałam się na tyły, podekscytowana spotkaniem zapomniałam o autografie i zdjęciu a przecież po to tam poszłam - dodaje z uśmiechem. 

- Zauważam u nas na forum, że wiele osób dostaje palpitacji i innych reakcji organizmu na widok pewnych artystów, ja zastanawiałem się ostatnio, kogo musiałbym spotkać, by doznać takiego szoku... Potrafię docenić i pozazdrościć warsztatu wielu artystom, ale czy jest to zaraz powód do mdlenia na ich widok? Chyba jednak nie - mówi Bartek (Brutus). 

- Jedyne co robię regularnie, to przekazuję swoim ulubieńcom czerwoną różę. Niech kwiat wyrazi wszystko, co myślę i czuję. Po co autograf, zdjęcia i spotkania? Wspomnienia nie wystarczą? - dodaje Joanna-Wilhelmina. 

Gdynia na tle USA 

Droga klubowiczów do Teatru Muzycznego wyglądała różnie. Ale w kilku przypadkach powtarza się ten sam scenariusz. Fascynacja musicalem rozpoczęła się po wizycie w warszawskim Teatrze Roma. 

- Zaczęło się po pierwsze od wyjazdu na "Romeo i Julię" do Buffo w Warszawie, a potem przypadkowego wyjazdu na "Taniec Wampirów" do Romy - wspomina Kuncyfuna. - Jeździłam właściwie tylko do Warszawy, aż usłyszałam, że w Gdyni robią "Fame" i że ma tam występować dwóch aktorów z Romy: Łukasz Dziedzic i Marcin Wortmann. Udało mi się pojechać na ten spektakl oraz na "Kiss me, Kate" , aż w końcu pojechałam na "Francesco". No i wtedy wpadłam już zupełnie. 

- Pierwsze przebłyski pasji pojawiły się jakieś 7 lat temu, gdy do "Gazety Wyborczej" dołączono płytę z "Metra". Słuchałam jej tak długo, aż zupełnie się zniszczyła i przestała cokolwiek odtwarzać. Polubiłam musicale, zaczęłam szukać coraz głębiej. W końcu wybrałam się do Teatru Muzycznego na "Kiss me, Kate", "Chicago", "Francesco". Wsiąkłam na dobre - mówi Enid. 

"Francesco" to tytuł, który osiągnął wśród klubowiczów status kultowego. - Jak siedzi się na widowni, słyszy początkowe dźwięki fortepianu i obserwuje Francesca siedzącego pod ścianą Ten spektakl ma w sobie po prostu magię - tłumaczy Kuncyfuna. 

- Bywam w innych teatrach, ale rozmach, możliwości tej sceny i aktorów są wyjątkowe - uważa Brutus. - Zachwycił mnie sam układ budynku, wystrój sali. Na pierwszy musical "Footloose" poszedłem bez specjalnego entuzjazmu. Ot, coś innego niż w teatrach dramatycznych, ale byłem pewny, że ani śpiew, ani muzyka mnie nie zachwycą. Myliłem się bardzo. Doskonale zgrana orkiestra, wokale, taniec, scenografia, po tym musicalu nie mogłem dojść do siebie przez tydzień. Cały czas nuciłem fragmenty, szukałem jakichś opinii na temat tego musicalu w internecie, patrzyłem na filmiki z wersji zagranicznych. 

- W Londynie widziałam "Upiora w Operze", w USA "Spamalot", "Rent" i "Hairspray". Gdynia wypada na tym tle bardzo korzystnie. Spektakle są porywające i wykonane z głową, co nieraz nie wychodzi ludziom z West Endu czy Broadwayu - mówi Draco. - Moim zdaniem Baduszkowa stoi wyżej niż wiele teatrów muzycznych w Polsce. Tu jest klimat, pasja i dobre pomysły. 

- Teatr daje emocje i przeżycia, jakich często brakuje w życiu codziennym. I to chyba w nim najbardziej lubię. Z chwilą gdy zamykają się drzwi, gasną światła, jestem w innym, lepszym świecie - stwierdza Wilhelmina. 

Edukacja w przyszłości 

Klubowicze mają ambitne plany. - Jak byliśmy w Szwajcarii i graliśmy "Drakulę", to było widać, kto idzie do teatru. Widzowie byli przebrani, wymalowani. Wszystko w klimacie przedstawienia - wspomina Jacek Wester. - Zaproponowałem na forum, aby też tak chodzili na spektakle. To fajny socjologiczny eksperyment. 

Okazuje się, że dla miłośników przebieranie się do teatru nie stanowi problemu. - Sam pomysł podoba mi się, ale nie sądzę, aby aktorzy i pracownicy teatru byli już na to gotowi. Nie są przyzwyczajeni do takich akcji - pisze Draco. - Lepiej już powoli wyrabiać sobie własne zwyczaje, coś co by się przyjęło i było naszym znakiem rozpoznawczym. 

Jacek Wester: - Myślę również o tym, aby włączyć działalność edukacyjną. Taki projekt ma szanse w walce o dofinansowanie. Jeżeli uda nam się to zrobić w przyszłym sezonie, będzie to sukces. Nie na zasadzie warsztatów aktorskich, które kształtują umiejętności. Mam na myśli edukację, wykłady, rozmowy z fachowcami, coś co rozszerzy spektrum widzenia i myślenia o teatrze. Bo obecne spotkania służą poznaniu teatru - to młodzi ludzie i nie znają go jeszcze dobrze. W ten sposób, mam nadzieję, zapewnimy podstawy, które pozwolą im nieść tę pasję dalej. 

Istotną kwestią jest również liczba klubowiczów. - Szczerze mówiąc cieszyłabym się, gdyby fanów przybywało. Przyznam, że sytuacja, gdy osób jest garstka, mnie męczy. Najlepsza byłaby mozaika różnych charakterów. Ale czy tak kiedyś będzie? Pan Wester jest optymistą i na pierwszym spotkaniu przyznał, że marzy mu się 200 osób w klubie - mówi Wilhelmina. - Ja po prostu chciałabym, aby to był klub przez duże "K".

Piotr Sobierski
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
11 marca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia