Tacy jak my

"Elling" - reż: Michał Siegoczyński - Teatr Praga w Warszawie

Elling (Jarosław Boberek) stoi na, pogrążonej niemal w zupełnej ciemności, scenie. Na sobie ma płaszcz i szalik, na nosie - okulary. Przed nim - mikrofon na statywie. Zaczyna recytować swój wiersz: "Śniło mi się, że jestem poetą / Uzbrojonym po zęby / Że mam głowicę słowa / Wycelowaną prosto w ciebie". Kolejne wersy wyrzuca z siebie przy akompaniamencie punk rocka i reggae. Ryczy swój manifest, by po chwili płynnie przejść do śpiewu i wydawania onomatopeicznych odgłosów. Mimo, iż nagłośnienie po prostu wgniata w fotel, można zrozumieć każde słowo. Między innymi dla tej sceny warto było obejrzeć przedstawienie Michała Siegoczyńskiego...

Spektakl z Teatru Nowego Praga w Warszawie opowiada o dwóch trzydziestokilkulatkach, którzy muszą  przyzwyczaić się do życia poza murami zakładu psychiatrycznego w Lillehammer. Cierpiący na agorafobię Elling nie opuszcza mieszkania, zwalisty Kjell (Tomasz Karolak) z kolei – mimo swojego wieku – wciąż jest prawiczkiem. W „zainstalowaniu się w rzeczywistości” ma im pomóc kurator Frank (Tomasz Kot), ale wkrótce okaże się, że on sam również potrzebuje pomocy…

Reżyser Michał  Siegoczyński w swoim spektaklu nie zrezygnował z norweskiego kontekstu – w tym języku mówi dziewczyna z sex telefonu, akcja sztuki dzieje się w Oslo, bohaterowie jadą nad fiordy, by kontemplować szumiące fale, a wycieczkę do kina wieńczy bezlitosna diagnoza norweskiej nowej fali: dramaty śmieszą, a komedie poruszają. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by w pierwszej scenie Kjell nie mógł wspomnieć przyjacielowi, że w jednej książce znalazł (bardzo staropolskie) słowo „milijon”.

Scena to mieszkanie Ellinga i Kjella. Widzimy więc dwie wersalki, lampkę nocną, stolik (na nim – telefon), dwa krzesła, czerwoną kanapę. Zmiany przestrzeni dokonywane są jedynie za pomocą światła: wersalka staje się salą kinową lub knajpą „Naprzeciwko”, stół – stolikiem w lokalu „U Lotników”, mieszkanie – klubem, w którym Elling debiutuje jako poeta. W tym świecie króluje umowność – kanapa może stać się samochodem, jeśli usiądzie się na niej z kierownicą w dłoniach, a bohater jest nieobecny w pomieszczeniu, jeśli grający go aktor w trakcie rozmowy postaci po prostu siedzi na deskach sceny. Komentarzem do poszczególnych wydarzeń są piosenki – „Forever Young” Alphaville (taniec Kjella i Reidun) i „Born To Be Wild” Steppenwolf (podróż samochodem). Pojawia się także przebój Jamesa Blunta „You’re Beautiful”, który stanowi tło dźwiękowe dla rozważań trójki bohaterów na temat „palenia blantów” – Kjellowi nazwisko wokalisty kojarzy się z Robertem Plantem z Led Zeppelin, zawód „stewarda” z Rodem Stewartem, a aktorzy w tej scenie ulegają żywiołowi improwizacji…

Tekst dramatu narzuca aktorom dyscyplinę. Muszą być niezwykle skupieni, by nie pomylić się w i tak już dość zawikłanej logice myślenia bohaterów. Jarosław Boberek jest kapitalny, gdy jako Elling tłumaczy, dlaczego boi się telefonów, gdy opowiada o swoim specyficznym rozumieniu filmu jako „spotkania sekund” lub zauważa, że tanich lotów czarterowych bynajmniej nie wymyślono dla umocnienia monogamii. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że bohater najchętniej schowałby się przed światem pod kołdrą, ale kiedy dzwoniący do Vanessy na „gorącą linię” przyjaciel go zdenerwuje, potrafi powiedzieć „ku…wa” i wykrzyczeć mu w twarz: „Nikt nas nie pokocha, bo jesteśmy nienormalni!” Kjell w pewnym momencie konstatuje, że Elling należy do wymierającego gatunku tych, którzy jeszcze czytają, gdy reszta tymczasem już tylko ogląda. Tenże Kjell w wykonaniu Tomasza Karolaka jest zbudowany ze sprzeczności. Słucha heavy metalu i nosi tiszert z nadrukiem Iron Maiden, ale nigdy nie miał dziewczyny. Przypomina duże dziecko, gdy nieporadnie, po swojemu, wyznaje miłość Reidun, ale potrafi również być agresywny – Frank za stwierdzenie, że Kjell nie będzie ojcem, ląduje na podłodze i omal nie dostaje pięścią w twarz. Karolak jest przezabawny m.in. w scenie rozmowy na temat znaczenia słowa „ba”. Niezwykle wiarygodna w roli energicznej Reidun jest Monika Pikuła. Tomasz Kot jako kurator pojawia się zaledwie kilka razy, ale w pamięć zapada lekcja obsługi telefonu czy konstatacja Franka na widok bohaterów, śpiących w jednym łóżku („Panowie, Oslo jest tolerancyjne, ale nie aż tak”). Skoro już  mowa o tolerancji – wspaniale, że spektakl Siegoczyńskiego nie pokazuje bohaterów jako „innych”. Na scenie oglądamy dwóch mężczyzn, którzy przeklinają, palą papierosy i rozmawiają o seksie. Są tacy jak my.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
28 stycznia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...