Tajemnica kamienicy, znasz ją tylko ty

"Kamienica" - reż. Ewa Piotrowska - Teatr Miniatura w Gdańsku

Najnowsza premiera Teatru Miniatura to superprodukcja. Za dramaturgię odpowiedzialna jest Małgorzata Sikorska-Miszczuk, czołowa współczesna dramatopisarka i dramaturżka, za scenografię Martyna Dworakowska, realizująca swe projekty w Polsce i przede wszystkim w Czechach, co znając poziom tamtejszego teatru dla dzieci jest wyjątkową rekomendacją; reżyseria została powierzona nagradzanej wielokrotnie w kraju i za granicą Ewie Piotrowskiej, dyrektorce Teatru BAJ z Warszawy.

Do dobrej tradycji organizacji zarządzanej przez Romualda Wiczę-Pokojskiego należy zapraszanie do współpracy trójmiejskich twórców. Tym razem w reprezentacji lokalsów wystąpili: Krzysztof Leon Dziemaszkiewicz, przekroczeniowy performer i legenda trójmiejskiej bohemy, odpowiedzialny za ruch sceniczny, i Piotr Pawlak, muzyk związany z wieloma formacjami(m.in. Ścianki, Kury, Łoskot, Tymon&Transistors). Głównym powodem tego swoistego zlotu gwiazd jest gdańszczanka Roksana Jędrzejowska-Wróbel, autorka powieści „Kamienica" i ponad 20. innych książek dla dzieci.
Świat „Kamienicy" jest uporządkowany, jednorodny i bezpieczny. Może tylko Lucjusz Prosiaczyński (Jacek Majok), malarz z dreadami na i fantazją w głowie troszkę odstaje od „strasznych mieszczan strasznie mieszkających w strasznych mieszkaniach", ale odstaje nieagresywnie, bo wszystko w „Kamienicy", nawet nienawiść, jest zmiękczone i ocieplone. Panujący od prawie zawsze ład burzy przybycie ekstrawaganckiej lub po prostu fantazyjnej Klary Kwik (Agnieszka Grzegorzewska). Jej odstające od przyjętych w świecie kamienicy norm zachowania integrują społeczność rezydentów lokalu „Pod Świńskim Ryjem" i następuje akcja zniechęcania Klary, mocno zmiękczony na użytek spektaklu dla dzieci proces, jakiemu został poddany niejaki Trelkowski, niechciany, inny, nowy mieszkaniec kamienicy w filmie „Lokator" Romana Polańskiego. Klara omija wszelkie miny zastawiane przez sąsiadów i koncentruje się na rozmnażaniu i wychowaniu pociech Prosiaczyńskich (w sumie sztuk 3). W między czasie wyjawiona jest tajemnica kamienicy, a na końcu przypomnienie pochodzenia rezydentów, co wpływa w określony sposób na ich postrzeganie konfliktu oraz relacji międzyludzkich.
„Kamienica" to międzygatunkowa przypowieść o nietolerancji oraz jej źródle, czyli indywidualnych i zbiorowych traumach. Ludzie skaleczeni, nieszczęśliwi, czyli po prostu bez miłości na co dzień, niszczą innych, szczególnie tych, którzy swoje szczęście manifestują w sposób naturalny, bezpretensjonalny i patrzą prosto w oczy, co dzisiaj jest rzadkością. Człowiek nieszczęśliwy chroni się w skorupie nawyków i każde odstępstwo jest dla niego zagrożeniem. Sceniczna kamienica nie jest zhierarchizowana piętrowo, tak jak inne, nie tylko znane z literatury (choćby „Lalka"), jest demokratyczna oraz zintegrowana w obliczu zagrożenia. Jest także naznaczona, jej lokatorzy są niewolnikami mrocznej tajemnicy sprzed lat.

„Kamienica" to przykład estetyki "nowej familijności", która wywodzi się od... kreskówek z serii „Looney Tunes" począwszy już od 1929 roku (oczywiście Bugs rządzi, ale Duffy i reszta załogi to też potęga). Mówiąc w skrócie w ramach tej poetyki pod powierzchowną warstwą sensów skierowaną do najmłodszego widza, nadawca komunikuje się z odbiorcą dorosłym o zbliżonych kompetencjach kulturalnych lub doświadczeniach egzystencjalnych. Stąd też królik Bugs wzięty żywcem z Groucho Marxa to nie tylko konsument marchewek, ale przede wszystkich filozof anarchista, chuligan salonowy, taki nieco surrealistyczny Żiżek , a z kolei Willie Kojot to postać tragiczna, przy której bledną Syzyf i jemu podobni zatopieni w pustce cierpienia. W gdańskim przedstawieniu smakowite są sceny w „Bunkrze" – nawiązanie do okupacji (prądotwórczy rower) i etosu – świetny i patetyczny Jacek Gierczak (Manfred Truchcikowski) jako solidarnościowy bard, kamienicowy Kaczmarski. W omawianej poetyce jest też miejsce na ryzykowne wycieczki – dla mnie taką jest cały fragment o tacierzyństwie i mękach, które towarzyszą Klarze i Lucjuszowi w procesie wychowania. Estetyka, jaką zastosowali realizatorzy, w przypadku źle dobranych proporcji między tym co dla dziecka, a co dla dorosłego, może doprowadzić do katastrofy. Ostatecznie jednak, mimo kilku chwil zwątpienia, należy przyznać, że realizatorom udało się uniknąć pułapek niełatwego gatunku.
Budzi szacunek rozmach inscenizacyjny i wysoki poziom techniczny spektaklu. Ewa Piotrowska zatańczyła z całą dostępną przestrzenią, akcja rozgrywa się w kilku planach, szczególnie udanie wygląda wykorzystanie sceny głównej, która dzięki technikom wizualnym raz to jest bunkrem, raz pokojem, korytarzem czy jeszcze czymś innym. Pomysłowa scenografia Martyny Dworakowskiej cieszy także w prostych zabiegach – choćby scena z przenośnymi drzwiami-niby banał, a jakże twórczy. Obecność Krzysztofa Leona Dziemaszkiewicza można potwierdzić na pewno w jednej scenie. Taneczny numer na początku jest bardzo efektowny, szkoda jedynie, że nie ma kontynuacji w dalszej części prezentacji. Dobrze dobrana przez Piotra Pawlaka muzyka uwiarygadnia sytuacje sceniczne i namawia do zakupu lepszego nagłośnienia.
Aktorzy Miniatury potwierdzają, że bez lalek czują się jak ryba i ujawniają skrywane często wcześniej za blokująca formą teatru dla dzieci talenta. Już na poziomie elementarnym potwierdzają dobry warsztat (choćby podawanie tekstu, co nie jest normą w polskim teatrze), ale dają zdecydowanie coś ponad. Nie ma słabej roli, wiele jest smaczków oraz inteligentnych mrugnięć do starszego widza; z braku miejsca na laudacje dla całej „13" wymienię tylko kilka przykładów. Jacek Majok potwierdza, że jest najbardziej r'n'r aktorem w Miniaturze. Swobodny, jak jego peruka, przekonuje nas do postaci przepełnionej fantazją i buntem. Jadwiga Sankowska (Apolonia Prosiaczyńska), rozdarta między miłością do syna a lojalnością w stosunku do grupy, jest przykładem dylematu niejednej matki Polki, której dziecko nie spełnia oczekiwań. Nie chciałbym się spotkać na udeptanej ziemi z Joanną Tomasik (Pelagia Bełbotowa), której dynamika potwierdza tezę o niepotrzebności mężczyzn. Perełką jest postać uroczo rozerotyzowanej Gizeli Wredziszewskiej zagrana brawurowo przez Hannę Miśkiewicz.
Zaskakującą słabością prezentacji jest dramaturgia. To nieplanowana niespodzianka, zważywszy na udział w projekcie Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk (adaptacja i konsultacje dramaturgiczne). Zbyt długa introdukcja zaburza rytm spektaklu, odniesienia do historii małej (geneza nazwy kamienicy) i wielkiej (zakończenie) oraz sposób ich podania(szczególnie w drugim przypadku) wydają się sztuczne, zbyt dosłowne, „doklejone". Historia zwariowanych lokatorów wybroniłaby się sama i bez ciężkiej artylerii w postaci wielkiej historii stałaby się bardziej klarowna i precyzyjna. Zbyt wiele kontekstów wprowadza w tym przypadku niepotrzebny szum interpretacyjny, zamazuje się przesłanie i ostatecznie nie wiadomo, czy jest to satyra z elementami horroru czy moralitet, czyli nawiązując do stylistyki młodzieżowej: o co chodzi kaman?
„Kamienica", spektakl dla dzieci w wieku od lat 10 i dla widzów dorosłych, to ambitna i atrakcyjna propozycja sceniczna, która potwierdza, że terytorium przy ulicy Grunwaldzkiej staje się na dobre miejscem poszukiwań artystycznych. Bez cienia ryzyka i z przyjemnością stwierdzam, że to już nie tylko propozycja dla dzieci, to po prostu coraz ciekawszy teatr, czyli Nowa Miniatura.
PS.
Po raz kolejny miejski teatr odwołuje się do najbliższej rzeczywistości. Może nie najgorszym pomysłem, znając społeczne zaangażowanie Miniatury, byłoby wplecenie spektaklu w program obchodów 750-lecia Wrzeszcza, które trwają już od listopada? Może wtedy lepiej wybrzmiałby sens zakończenia i sublokalność opowieści?

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
23 grudnia 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...