Tak to już z Polakami jest...

"Warto było" - reż. Cezary Studniak - Teatr Collegium Nobilium w Warszawie

Po warszawskiej premierze, która odbyła się 25 września w Teatrze Collegium Nobilium, w listopadzie doczekaliśmy się i w Tarnowie spektaklu "Warto było" według tekstu Michała Pabiana, w inscenizacji Ceziego Studniaka, zrealizowanego w koprodukcji przez Teatr im. L. Solskiego w Tarnowie i Akademię Teatralną im. A. Zelwerowicza w Warszawie.

Przedstawienie, atrakcyjnie opracowane pod względem muzycznym, ruchu scenicznego, ze skromną, acz funkcjonalną scenografią i bardzo dobre aktorsko, wzbudza pewne kontrowersje w odbiorze. Przekaz ze sceny jest wystarczająco niejasny, by zadać twórcom pytanie o sens i cel ich teatralnej wypowiedzi. Jest ono zasadne tym bardziej, że widowisko powstało dla uczczenia stulecia polskiej niepodległości i właśnie w tym kontekście budzi wątpliwości.

Michał Pabian, autor scenariusza do spektaklu deklaruje, że tekst swój oparł na dokumentach odszukanych w bibliotecznych zakamarkach. Spojrzał przy tym na wielką historię przede wszystkim przez pryzmat indywidualnych losów szarych ludzi - takie ujęcie zawsze jest bliższe prawdy o wydarzeniach, bo wolne od ingerencji różnych "poprawiaczy".

Spektakl nie ma typowej fabuły z akcją rozumianą tradycyjnie jako ciąg zdarzeń uporządkowanych zasadą przyczynowo - skutkową. Ma natomiast fabularne ramy, w które wpisują się epizody z planu realistycznego i "widmowego". Obydwa plany mieszają się ze sobą, dając możliwość wszystkim postaciom komunikowania się.

Oto znajdujemy się w sztabie organizacyjnym uroczystości rocznicowej z okazji stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Dowodzi w nim pełna radości generał Joanna Barchan (Ewa Sąsiadek), a mózgiem operacji jest Marek Kosiuszek (Mikołaj Kłosiewicz), pozbawiony ikry humanista, zakopany w dokumentach, z problemami w wymyślaniu haseł i form świętowania. Jego pełne rezerwy podejście do całej sprawy zderza się z entuzjazmem szefowej i koncepcją Tutejszego (Kamil Urban), który radzi oprzeć uroczystość "na trupach", czyli, mocno upraszczając, na wspominaniu ofiar, historycznych przewartościowaniach i pogrzebowych celebrach. Wkrótce do sztabu dołączają dwie widmowe Zofie ,?z powołania kultury", które przedstawią się widzom niestety dopiero pod koniec spektaklu - a szkoda, bo choć publiczność nie ma problemów z identyfikacją pań jako duchów z minionej epoki, to świadomość, iż chodzi tu o dwie znane pisarki: Nałkowską (Julia Szewczyk) i Kossak-Szczucką (Magdalena Howorska), pozwoliłaby na bardziej wnikliwy odbiór obu postaci. Przez główne miejsce akcji przewijają się zresztą różne indywidua - w większości widma sprzed stu lat (Stefan Krzysztofiak, Robert Mróz, Paulina Wróblewska), a każde z nich ma swoją opowieść o wielkiej wojnie i okolicznościach rodzenia się wolnej Polski. Relacjonują bratobójcze walki w okopach zwaśnionych mocarstw, ale zawsze "za Polskę", przywołują obrazy z lazaretów, pełne poharatanych ciał i jęków umierających, wspominają głód, kanibalizm,

dzielą się wątpliwościami w istnienie Boga lub przeciwnie swoją głęboką wiarą. Jest wśród nich m.in. Bernacia (Aleksandra Lechocińska), która hojnie obdarowywała miłością idących na wojnę, okaleczona

Lela (Karolina Gwóźdź) robiąca "karierę" ofiary wojennej czy Potoczanka (Monika Wenta) - kosmopolitka, pacyfistka, miłośniczka sztuki, nierozumiejąca idei wolnej ojczyzny. Wszystkie postaci są barwne i wyraziście zarysowane, z wyjątkiem jednej - Polonii Restituty, i nie ma z tym nic wspólnego wcielająca się w nią Matylda Baczyńska. Wydaje się po prostu, że twórcy nie znaleźli na tą personifikację pomysłu. Bo mętne teksty o tym, że chce być dla zwykłych ludzi, nie lubi koturnowości i marzy o ogrodach, jakoś nie przekonują. Bez niej spektakl obszedłby się w każdym razie spokojnie.

"Warto było" to widowisko muzyczne i wielka to jego zaleta. Kapitalną robotę wykonał tu Krzysztof Wiki Nowikow, serwując odbiorcom muzyczną różnorodność w ciekawych aranżacjach - od przeboju Chylińskiej, przez operetkę, musical, szantowe rytmy, po cały wachlarz stylów obecnych we współczesnej muzyce. Słucha się tego z zapartym tchem, tym bardziej że aktorzy świetnie śpiewają, szczególnie studenci aktorstwa teatru muzycznego Akademii Teatralnej w Warszawie. Widać, że nie bez powodu na takich właśnie studiach się znaleźli, bo dysponują walorami głosowymi, czystością śpiewu, sztuką interpretacji. Na marginesie - i tu uwaga techniczna - na premierze w Tarnowie szwankowała akustyka i tekst piosenek nie zawsze w całości docierał na widownię. Mam nadzieję, że twórcy i obsługa spektaklu wezmą to pod uwagę i na kolejnych przedstawieniach publiczność będzie mogła w pełni wysłuchać słów wykonywanych utworów.

Wracając natomiast do aktorstwa, to połączenie sił studentów i tarnowskich aktorów dało dobre rezultaty. Trudno tu kogoś z obsady wyróżniać, trzeba by jej spis w całości z programu przytoczyć. Mnie osobiście wyjątkowo przypadli do gustu Stefan Krzysztofiak w dramatycznej roli Franka, ale także Magdalena Howorska jako Zofia K. i Aleksandra Lechocińska jako Bernacia. Niemniej pozostali też zasługują na pochwałę, słabych kreacji w każdym razie nie było. I tu ukłon w stronę Ceziego Studniaka za piękne ich poprowadzenie.

A gdzie ta wspomniana na wstępie kontrowersja? Otóż nie bardzo wiadomo, o co chodziło twórcom przedstawienia. Czy chcieli zanegować radosne świętowanie setnej rocznicy? Czy może tylko przypomnieć lub uzmysłowić nam wysokie koszty odzyskania niepodległości i pierwsze nią rozczarowania, okropności wojny, z której wyrosła i na którą Polacy szli "jak na wesele"? Czy to jednak powód, by nie cieszyć się z odzyskanej ojczyzny po stu latach niewoli? Wszak specjalistami od odkopywania trupów już byliśmy, więc może czas nauczyć się zwyczajnie radować z "odzyskanego śmietnika" - jak pisał Żeromski, nie oglądając się na meandry historii, zostawiwszy trupy tam, gdzie leżą. Jaką postawę zająć wobec świętowania, pewnie każdy zdecyduje sam, ale spektakl do takich właśnie przemyśleń inspiruje. Wszak wśród patriotów zgromadzonych na scenie nawet hymn nie zabrzmiał zgodnie - jedni śpiewali tekst Wybickiego, inni parafrazę Witwickiego. Tak to już z Polakami jest, więc niektórzy pewnie wyjdą z teatru z mieszanymi uczuciami.

Beata Stelmach-Kutrzuba
Temi
27 listopada 2018
Portrety
Cezary Studniak

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia