Taką Kaczkę dzieci kupują

"Złota Kaczka"- reż. Andrzej Ozga - Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie

W kinie jest "Kung Fu Panda" i to w 3D. W telewizji na Mini Mini albo Disney Channel bez przerwy dają coś fajnego. Przed komputerem to już cały dzień i noc można by siedzieć, a tu w teatrze jakiś facet w pelerynie udaje, że umie czarować. Macha ręką i drewniana laska unosi się w powietrzu. - Eeeee, na sznurku jest - Michał z szóstego rzędu w lot łapie, co jest grane. Ale zaraz, zaraz, jakimś cudem facet wyczarowuje złote monety z chustki i żongluje iskierkami... Czary nie czary, dzieciaki kupione

Po takim wstępie z otwartymi buziami śledzą, co dzieje się na scenie. A tam raz jest warszawski rynek pełen rozśpiewanych ludzi. Piosenka od razu wpada w ucho. To znowu zjawia się Pietrek, główny bohater - od razu wpada w oko. Bywa śmiesznie - kiedy Piotrka gania Majster. Bywa romantycznie - kiedy Kasia śpiewa o Pietrku. I niemal w tym samym momencie, gdy jakiś zniecierpliwiony maluch na widowni pyta mamę: - Kiedy będzie złota kaczka? - pojawia się ona! Cała w złocie, w piórach, w muślinach. Taka dziwna, taka piękna, że aż straszna. Wyłania się nie wiadomo skąd, a jak znika, to jeszcze długo słychać jej piekielny śmiech. Czary nie czary, dzieciaki kupione. 

Po przerwie nadal z uwagą śledzą losy Pietrka - daje się chłopak lubić. Zresztą nie tylko on. Na scenie pełno soczystych postaci: warszawskich majstrów, śmiesznych przekupek i kupców. To znowu niespodziewanie z teatralnego balkonu wychyla się Wójt (oj, lubią dzieciaki takie niespodzianki).

Tańce, śpiewy, czary - mary... Twórcy musicalu "Złota Kaczka" zadbali o to, by maluchy na widowni były zadowolone.

W końcu wybuchają fajerwerki (naprawdę, sami zobaczycie, jak pójdziecie) i wszystko się dobrze kończy.

- Najfajniejszy był ten mag na początku i kaczka - ocenia Kuba z czwartego rzędu. Dominik, przyjaciel Kuby (chodzą do jednej klasy szkoły sportowej), chwali aktorów za śpiewanie. - Takimi podniesionymi głosami - tłumaczy jak fachowiec. W tłumie opuszczającym teatr słychać, jak któreś z milusińskich podśpiewuje za aktorami: - Tu cuda się co dzień zdarzają, w Warszawie... Cuda nie cuda, dzieciaki kupione.

Bo to przede wszystkim dla nich był ten spektakl, chociaż i dorośli musieli w nim docenić dobrą grę aktorów, ich dobre przygotowanie muzyczne, ciekawe pomysły inscenizacyjne. I może by się obyli bez jednej czy dwóch piosenek i nie pogniewali, gdyby spektakl był krótszy (trwa dwie godziny z przerwą), ale to zawsze dla dzieciaków jakaś odmiana po kinie, telewizji i komputerze.

Aleksandra Szymańska
Gazeta Lubuska
11 czerwca 2011
Portrety
Andrzej Ozga

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...