Taki diabeł straszny, jak go malują

"Ryszard III" - 13. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski

Sztuki Williama Szekspira można poddać uproszczonej klasyfikacji, z której część przypadnie gustom wielbicieli figlarnych czarów i miłosnych uniesień, zaś reszta tym, którzy preferują posępny klimat królewskich komnat, z których przedziera się ochrypły krzyk w walce o władze i bogactwa.

„Ryszard III” jest właśnie jednym z przykładów produktu imaginacji pisarza, której źródłem stały się mroczne historie o niespełnionych dziedzicach tronu i morderstwach w familijnych kręgach mieszkańców posępnych zamczysk. Pomijając jednak przyczynę, dla której autor kilkaset lat temu postanowił stworzyć historię, której kaleki bohater będzie osiągał stopniowo posturę tyrana, należy zwrócić uwagę na fakt, że myśl Szekspira w żaden sposób nie pooddala się wpływom czasu. Poglądy autora „Ryszarda…” na temat umysłowej biedy spowodowanej materialnym bogactwem czy giętkiej w swych okrutnych rozkazach ręki władzy są nam stokroć bliższe, niż doświadczenie miłości równe legendarnej parze kochanków z Werony. 

Zdaniem rozpoczynającym opinie w sprawie oceny wysiłku aktorów z węgierskiego Teatru powinno być żartobliwe nawiązanie do transylwańskich opowieści na temat tamtejszego krwiopijcy Draculi. Bo wykonawcy całego przedsięwzięcia, którym nieobce są mity o potworze zaklętym w ludzkie ciało, stworzyli atmosferę w niczym nie ustępującą mrocznym opowieściom. Scenografia, a w niej skrzynie przypominające kształtem szklane trumny ze skamieniałym ciałem maszkary we wnętrz czy ucięte głowy o uplastyczniających twarz zastygłych grymasach, uszeregowane na półkach niczym muzealne eksponaty, nadały przestrzeni charakter posępnego cmentarzyska. Wrażenie spotęgowało pojawienie się postaci tytułowego Ryszarda – krzywiącego się ze śmiechu i poruszających się na powykręcanych od choroby członkach. W pierwszej odsłonie groza zmieszała się z erotycznym obłąkaniem, kiedy na scenę wychodzi pół naga kobieta zabawiająca się atrybutem władzy – królewską koroną, a u jej stóp klęczy żebrzący o majestat i imitujący psi skowyt przyszły Ryszard III. Wszystko zdaje się być poddane dojmującemu klimatowi tragedii, w którym ważą się losy angielskiego rodu.

Metamorfoza przysłowiowego karła – ułomnego i szkaradnego Ryszarda – w olbrzyma – zwyrodniałego i podstępnego mocarza, stanowiła oś, wokół której akcja utworu zdążała ku apogeum. Najbardziej przerażająca w okrucieństwie postać nie stanowiła zbyt silnego kontrastu dla pozostałych – przebiegłych, falsyfikujących żal i pochłoniętych perspektywą rządów. Ale publiczność największymi brawami nagrodziła właśnie aktora, wcielającego się w główną postać, którego przekonująca gra kaleki zdezorientowała widzów na tyle, że przez znaczną część spektaklu zastanawiali się nad jego ułomnością – rzekomą czy naśladowaną. 

Reżyserski pomysł synchronizacji scen dramatu z demonstracją przymiotów współczesności (aparatura telefonii komórkowej, telewizyjne ekrany, kobiece stroje na miarę dzisiejszej diwy) nie pozostawał ożywczy wobec pozostałych, festiwalowych pokazów. Być może wcale nie o oryginalność tu chodziło, ale o ukazanie piętna – ludobójcy i hegemona, ciążącego nad królewską ideą państwa podporządkowanego jego własnej tyranii.

Justyna Jazgarska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
11 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia