Talarczyk zabrał moją książkę śląskim krasnoludkom

"Drach" - reż. Robert Talarczyk - Teatr Śląski w Katowicach

Szczepan Twardoch o wrażeniach po przedpremierowym pokazie "Dracha". Wczoraj, podczas zorganizowanego w Teatrze Ziemi Rybnickiej przedpremierowego pokazu "Dracha" w adaptacji i reżyserii Roberta Talarczyka, obecny był Szczepan Twardoch. Autor na Facebooku tak opisał swoje poruszenie po spektaklu:

 

Mam szczęście do teatralnych adaptacji moich powieści. Ewelina Marciniak zrobiła z "Morfiny" coś zupełnie innego i w tym pięknego, Monika Strzępka i Paweł Demirski z "Króla" zrobili dokładnie to, co należało, wyszedłem z tych spektakli uradowany i zadowolony z tego, co na scenie dzieje z moją prozą. Czegoś takiego jednak, jak to, co przeżyłem wczoraj w Rybniku, na przedpremierowym pokazie "Dracha" w adaptacji i reżyserii Roberta Talarczyka, nie przeżyłem jeszcze nigdy.

Nie ukrywam, że się tego obawiałem. Obawiałem się, czy aby na scenie nie pojawi się aby kolejna cegiełka konstrukcji śląskiej przytulności, bifyj we antryju, cała ta fałszywa świadomość śląskich krasnoludków, myślących siebie w odrealnionych, bajkowych kategoriach przyzwoitości, pobożności, uczciwości i absolutnej, nieskalanej niewinności. Obawiałem się tego, bo "Dracha" napisałem przeciwko tej fałszywej świadomości, a jednak co jakiś czas wydawało mi się, że czytany jest w jej ramach. Jeszcze na chwilę przed spektaklem, na wejściu do sali zaczepił mnie jakiś dobry człowiek, chwycił za łokieć i powiedział porozumiewawczo "no ja, ale to je yno dlŏ nŏs, dlŏ Ślōnzŏkōw, Polŏki tego niy zrozumiejōm, pra?". Nic nie odpowiedziałem, ale pomyślałem sobie, że jeśli to jest tak, jak ten człowiek mówi, to naprawdę jesteśmy takimi śląskimi krasnoludkami, zadowolonymi z tego, że po kątach szepczą sobie jakieś swoje krasnoludkowe tajemnice, które tajemnicami są, bo nikogo nie interesują, jeśli to ma być "yno dlŏ Ślōnzŏkōw" to cały ten mój "Drach" jest niepotrzebny, zbędny i głupi, a nas wszystkich już naprawdę niech weźmie cholera, bo taki Śląsk niepotrzebny jest nikomu, nawet nam.

Niesłusznie się obawiałem. Talarczyk zabrał moją książkę śląskim krasnoludkom. Nie tylko zabrał, wyrwał ją przemocą, aż im czapeczki pospadały. Nie ma w teatralnym "Drachu" ani jednej zawodzącej, cieplutkiej, przymilnej, nostalgicznej nuty. Wszystko jest takie jak powinno: okrutne, groteskowe, zimne, szalone. Jest cyrk i psychodeliczny kabaret. Jest pożądanie i starczy rozklad. Grają Tiger Lillies, a na pianinie Piotr Kotas, dwucielesny, męsko-kobiecy i kobieco-męski Drach przygląda się szamoczącym się bohaterom z daleka i obojętnie, ale w odróżnieniu od mojego, powieściowego nawet sobie z nich drwi, z ich skazanych na porażkę starań. I wszystko gra, wszystko się zgadza, bo nie zgadza się nic, na scenie jest wrzask i wściekłość, seks i śmierć, wszystkie te miłosne i nienawistne konstelacje, w których ludzie spalają sobie dusze i ciała, są różne języki i jest Śląsk, ale na szczęście wcale go nie ma, wcale go nie ma, bo to wcale ale to wcale nie jest spektakl o Śląsku.

Oczywiście, nikt nie zabroni nam, śląskim krasnoludkom, cieszyć się z tego, że hoho, nasz teatr, nasza scena, Rybnik, Katowice, a jeszcze aktorzy troszkę gŏdajōm pō naszymu, Ślōnzŏki dla Ślōnzŏkōw po ślōnsku, sam się kurwa z tego cieszę, bo jest ze mnie najgorszy, karłowaty krasnal, więc możemy się trochę cieszyć, ale nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że "Polŏki tego niy zrozumiejōm", bo to, czy ktoś zrozumie nie zależy od tego, w jakiej etnicznej opowieści się urodził, to, czy ktoś tego talarczykowego i przez Talarczyka ciągle jakoś mojego "Dracha" zrozumie, zależy tylko od wrażliwości i chęci, czy mu się te wspaniałe, drwiące z wszystkiego co drogie Ślązakom kostiumy, bezczelna, dzika choreografia i błyszcząca, przytłaczająca scenografia Borkowskiej ułożą w dobry akord w duszy, czy się nie ułożą, czyli jak z każdą normalną sztuką.

Pewnie nie powinienem takich rzeczy pisać. Pewnie jakoś nie wypada, bo chociaż do scenicznej adaptacji nie przyłożyłem ręki i do wczorajszego wieczora nie wiedziałem o niej niczego, to jednak wiadomo, do sukcesu każdy się chętnie dopisze, więc jakoś tam daleko jest to przecież jakoś moje, aktorzy mówią moje zdania, zdania, które sam osobiście ukradłem innym ludziom. Nie wypada też pisać takich rzeczy, bo nie ma nic śmieszniejszego niż patos. Albo nie, jest, śmieszniejszy od patosu jest autor wzruszony własnym dziełem, tudzież tym, co się z nim dzieje, a śmieszność, jak wiadomo, hańbi bardziej niż hańba. Trudno. Napiszę i tak. Wyszedłem wczoraj z rybnickiego teatru wzruszony, głęboko wzruszony i dumny. Wzruszony tym, że udało się z mojej powieści zrobić coś, co jest uniwersalne przez to co, co w niej partykularne, dumny z tego, że wydarzyło się to tutaj, tu, gdzie się to narodziło, na ciele Dracha, a jednocześnie może z tym Talarczyk pojechać bez wstydu na każdy festiwal, może to zagrać po angielsku, gdyby chciał, albo po fińsku i to dalej zagra, dalej będzie miało sens, bo okrucieństwo, groteska, cyrk pożądania i nienawiści, te wątki wyparte z fałszywej świadomości śląskich krasnoludków, są uniwersalne i po prostu ludzkie, nawet jeśli nad cwałującymi przez obrotową scenę aktorami unosi się wypukło-wklęsła, lśniąca bryła węgla i pirytu.

Owacja była na stojąco i trwała i trwała i trwała i trwała. Pomyślałem sobie wtedy, stojąc i klaszcząc bezwstydnie: zrobiliśmy wszyscy razem coś ważnego. Dyrektor Teatru Ziemi Rybnickiej Michał Wojaczek, który tego "Dracha" na scenie w Rybniku i Katowicach wymyślił. Dyrektor Teatru Śląskiego, autor adaptacji i reżyser Robert Talarczyk, który go zrobił. Autorka scenografii Katarzyna Borkowska, która nadała mu ramy. Bartłomiej Błaszczyński, Anna Kadulska, Mateusz Znaniecki, Barbara Lubos, Anna Lemieszek, Michał Rolnicki, Jan Bógdoł, Agnieszka Radzikowska, Grzegorz Przybył, Grażyna Bułka, Marcin Szaforz, Katarzyna Brzoska, Marcin Gaweł, Wiesław Sławik, Anna Wesołowska, Kaśka Dudek, Alina Chechelska, Adam Baumann, Violetta Smolińska, Marek Rachoń, Michał Piotrowski, Antoni Gryzik, Zbigniew Wróbel, Kamil Suszczyk i Dawid Ściupidro, którzy go zagrali. Magda Musiał, autorka wspaniałych kostiumów, wyrywających moją historię śląskim krasnoludkom. Piotr Kotas, który zrobił muzykę. Kaya Kołodziejczyk, która ułożyła tę frenetyczną, szaloną choreografię, nie dającą widzowi szansy poczuć się w teatrze zbyt komfortowo, realizatorzy i producenci i na końcu kiedyś tam, parę lat temu ja, razem zrobiliśmy coś, co już nam zostanie, zrobiliśmy to tutaj, na Górnym Śląsku, ale zrobiliśmy to nie po to, żeby sobie poprawiać czerwone czapeczki na krasnoludkowych główkach, tylko po to, żeby je sobie nawzajem postrącać.

Żebyśmy w końcu wszyscy trochę urośli.

(-)
Materiał Teatru
29 października 2018

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...