Tańczyć jest łatwiej, niż mówić

o spektaklach Piny Bausch

Sam Pedro Almodóvar wyznawał, że zachwytowi tańcem Piny Bausch i sposobem, w jaki ukazuje ona kobiety, zawdzięcza swoje najpiękniejsze filmy. Wybitna choreografka tańca współczesnego zmarła we wtorek 30 czerwca.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio aż tak silnie doświadczyłam poczucia zjednoczenia poprzez teatr. Po próbie generalnej i dwóch pierwszych pokazach spektaklu "Nefés" [na zdjęciu] Tanztheater Wuppertal podczas wrocławskiego Festiwalu Teatralnego "Świat Miejscem Prawdy" esemesy, maile, wpisy na portalach społecznościowych i forach - niekoniecznie teatralnych i tanecznych - krążyły od widza do widza, między tymi, którzy widzieli, i tymi, którym nie udało się dostać na przedstawienie. "Widziałaś?!?" - pytania nie tylko od zaprzyjaźnionych krytyków i teatromanów, ale też znajomych artystów. Wypowiedzi bardzo emocjonalne, zaskakująco szczere i bezpośrednie, nierzadko silnie osobiste - świadectwo niezwykle głębokiego dotknięcia przez sztukę. Otwarte, spontaniczne, rozgorączkowane rozmowy o tych najważniejszych, ale jednak bardzo intymnych i niechętnie poruszanych (ze strachu przed śmiesznością? obawy przed popadnięciem w patos?) sprawach, o których mówił spektakl - miłości, sensie życia, przeznaczeniu człowieka. Ktoś piszący, że się zakochał. Ktoś inny - że znalazł inspirację do swojego kolejnego dzieła. Reakcje wyjątkowe, ale nie odosobnione. Przecież sam Pedro Almodóvar wyznawał, że zachwytowi tańcem Piny Bausch i sposobem, w jaki ukazuje ona kobiety, zawdzięcza swoje najpiękniejsze filmy... 

Na kilka dni przed pokazami okazało się, że twórczyni spektaklu i założycielka teatru , wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie pojawi sie we Wrocławiu ze względu na zły stan zdrowia. Przed ostatnim, trzecim spektaklem znowu rozdzwoniły sie telefony. Pina Bausch zmarła rano, w kilka dni po wykryciu u niej choroby nowotworowej. 

Wyjątkowo okrutny paradoks: w ostatnich latach artystka, przez całe dekady kojarzona z "ciemnym" teatrem tańca, bezkompromisowym w ukazywaniu brzydoty i choroby, lęku i bólu, drastycznym w dosłowności wyrażania tego, co w ludzkiej egzystencji najbardziej tragiczne, zwróciła się ku jasności, słońcu, życiu. Tak, jakby przychodząca z wiekiem trudna mądrość przekształciła się u niej nie w gorycz czy obezwładniający strach przed nieuniknionym, lecz dystans do spraw nieistotnych, nadzieję, afirmację miłości i nienasycony apetyt na życie. 

Może dlatego, że Pina Bausch miała świadomość, iż wraz z nią narodziła się pewna epoka, która - dzięki jej uczniom, wybitnym choreografom i tancerzom - nie umrze z jej śmiercią. Rok 1967, gdy powstała jej pierwsza samodzielna choreografia "Fragmente" uważa się bowiem za właściwy początek istnienia teatru tańca - czerpiącego z tradycji niemieckiego ekspresjonistycznego Ausdrucktanz, amerykańskiego modern dance i osiągnięć eksperymentalnego teatru lat 60. Teatru ukazującego rzeczywistość z zadziwiającą nawet na scenach dramatycznych bezpośredniością: począwszy od kostiumów, ruchów i sytuacji, które wydawać się mogły wzięte wprost z ulicy, aż do realizmu psychologicznego (czy wręcz - psychiatrycznego) postaci, ekspresyjnie wyrażających graniczne stany duszy: niepokój, rozpacz, zazdrość, nienawiść, agresję, dążenie do autodestrukcji. 

Bausch potrafiła znaleźć w teatrze ekwiwalent dla tych stanów, które nie poddają się werbalizacji - wyrażają się w nieartykułowanym krzyku, bolesnym napięciu mięśni, wykrzywieniu twarzy, spazmach, konwulsjach całego ciała. Tancerze szukali prawdy w ciele, jego reakcjach, jego pamięci. I szukali jej w kontakcie z widzem - zupełnie dosłownie zaczepiając go, zadając mu pytania, zaskakując go dowcipnymi, absurdalnymi scenkami, rozbijającymi powagę, dramatyzm lub liryczne piękno poszczególnych scen. Interpretacja zawsze pozostawała sprawą otwartą - miała wynikać z bezpośredniego emocjonalnego dialogu artystów i widzów, a nie z odczytania intelektualnego komunikatu zakodowanego przez choreografkę. Każdego wieczoru dzieło sztuki powstawało od nowa, rodziło się z nicości i przybierało najpełniejszy możliwy kształt, zbudowany z ekspresji tancerzy i uczuć widzów. 

Tancerze występujący w spektaklu "Nefés" postanowili, że w dniu odejścia Bausch mimo wszystko zagrają - dla niej, o niej. Ci, którzy widzieli ten spektakl, mówią, że było to przeżycie wyrastające poza wszystko, co kiedykolwiek widzieli w teatrze. Niepodważalny dowód na zwycięstwo życia nad śmiercią.

Anna R. Burzyńska
Tygodnik Powszechny
14 lipca 2009
Portrety
Pina Bausch

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...