Teatr Dramatyczny kończy we wtorek 35 lat

jak powstała scena - rys historyczny

Ryszarda Hanin miała prostą, przypominająca nieco habit, suknię. Do tego - misternie plecione sandałki. Tadeusz Łomnicki w garniturze i w okularach z grubymi oprawami. Zwróceni do siebie twarzami, uśmiechnięci. Przecinają wstęgę zawieszoną przed kurtyną płockiego teatru. Jest 12 stycznia 1975 r.

Zaraz potem na scenę wchodzą aktorzy w ludowych strojach. To pierwsza oficjalna premiera płockiego teatru, "Krakowiacy i górale" Wojciecha Bogusławskiego. Od tego momentu we wtorek mija 35 lat. 

Od XVII wieku działał w mieście teatr seminaryjny, od 1812 r. mieliśmy stałą scenę (w zaadaptowanym zniszczonym kościele przy ulicy Teatralnej), grywali tu i Gabriela Zapolska, i Ludwik Solski. Ba, mieliśmy nawet ogólnopolski sukces - "Wesele na Kurpiach" zrealizowane przez księdza Władysława Skierkowskiego; nasz teatr objechał z tym spektaklem niemal całą Polskę. Ale w czasie wojny Niemcy teatr zniszczyli. I aż do 1975 roku płocczanie oglądali gościnne występy na scenie kina Przedwiośnie.

Pomysł, żeby w Płocku powstał prawdziwy stały teatr, rzucił Aleksander Sewruk, dyrektor objazdowego Teatru Ziemi Mazowieckiej. To on wpadł na pomysł, by działał on w budowanym właśnie ośrodku kultury (przewidywał nawet, że z czasem płocki teatr dorobi się własnego budynku, stawiał na rok... 1985). Ostatecznie jednak to nie Sewruk został pierwszym dyrektorem. Scenę współtworzył i pierwszą oficjalną premierę wyreżyserował pochodzący z Łodzi i wykształcony w PWSZ w Warszawie Jan Skotnicki.

Zadanie miał trudne. Po pierwsze, do teatru trzeba było przyciągnąć publiczność. Po drugie - z teatrem trzeba było związać aktorów, ludzi sprowadzonych z zewnątrz. W tym drugim pomogła władza - teatr był prawdziwym oczkiem w głowie miejskich włodarzy. Dość powiedzieć, że Płock wygospodarował dla zespołu 30 mieszkań zakładowych.

Po latach Skotnicki wspominał, że nie wszyscy do końca rozumieli, o co właściwie z tym teatrem chodzi. Jeden z mieszkańców miasta odwiedził go w gabinecie i poprosił o pomoc w załatwieniu... pieska. Pies zginął pod kołami samochodu, córka płocczanina jeszcze o tym nie wiedziała. - A pan tak często do Warszawy jeździ, więc może pomoże nam znaleźć nowego jamnika - zaklinał gość.

Ale ogólnie - było warto. - W centralnym punkcie miasta, tam, gdzie kiedyś mieściły się jatki i masarnie, powstał ośrodek, w którym trzydzieści dni w miesiącu jacyś ludzie osiem godzin dziennie zajmują się kulturą i sztuką - mówił Skotnicki w referacie wygłoszonym z okazji 190-lecia płockiego teatru (teatru w ogóle). - I bez względu na to, jakie były opinie o ludziach, którzy zawitali do Płocka - a mówiono różnie (że "artyści ze spalonego teatru", że pijacy i dziwkarze, że darmozjady), i jakie były opinie o potrzebie teatralnej inwestycji (mieszkania, dotacje, budynek oddany we władanie jakimś dziwakom), to jednak teatr tu powstał i bez względu na osobiste poglądy, trzeba było się o ten teatr potknąć.

- Trzeba było przerobić ten dom kultury - wspominał Józef Muszyński, kierownik działu technicznego, z Teatrem Dramatycznym związany od samego początku. - Ale przyjechała tu wspaniała ekipa, m.in. stolarz i brygadzista sceny Eugeniusz Kupniewski, który tak jak ja został w Płocku. Było ciężko, zastaliśmy tu sypiącą się kotarę, kilka reflektorów i scenę z jednym wyciągiem. Podłogę przed "Krakowiakami i góralami" przycinaliśmy piłą spalinową pożyczoną od zaprzyjaźnionego leśnika. Ale udało się. "Krakowiacy" byli już przedstawieniem z prawdziwego zdarzenia.

Premiera była ogromnym wydarzeniem, rodzicami chrzestnymi sceny zostali wybitni aktorzy - Ryszarda Hanin i Tadeusz Łomnicki, z Warszawy przyjechał sam minister. A przedstawienie odniosło sukces. Największy sukces frekwencyjny pierwszego okresu działalności naszego teatru. Szło 40 razy, kasa sprzedała prawie 26 tys. biletów za 285 tys. zł. Ciupagi i góralskie pasy są w magazynach teatru do dziś, pięć lat temu zagrały nawet we fragmentach "Krakowiaków" wystawionych z okazji 30. urodzin Dramatycznego.

Chociaż tak naprawdę to wcale nie było pierwsze przedstawienie. W ostatni dzień grudnia 1974 roku na płockiej scenie przy Nowym Rynku wystawiono - tyle że nieoficjalnie, tak "na rozruch" - "Romea i Julię".

Milena Orłowska
Gazeta Wyborcza Płock
12 stycznia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia