Teatr KTO na Brackiej

Rozmowa z Weltschek Adolf

Z okazji jubileuszu 35-lecia Teatru KTO kontynuujemy cykl rozmów z założycielami Teatru i twórcami pierwszych spektakli. Rozpoczęliśmy cykl od wywiadu z Bronisławem Majem, a naszym drugim rozmówcą jest ADOLF WELTSCHEK - współzałożyciel KTO i reżyser pierwszego spektaklu pt. "Ogród rozkoszy", a obecnie dyrektor Teatru Groteska w Krakowie.Kto wpadł na pomysł, żeby założyć Teatr KTO?

- Wydaje mi się, że to ja wpadłem na ten pomysł. Podrzuciłem tą ideę koledze - Bogdanowi Rudnickiemu, który razem ze mną studiował polonistykę. Krzysztof Jasiński z Teatrem STU wchodził wówczas w inne przestrzenie poszukiwań artystycznych i udostępnił nam stary lokal przy ul. Brackiej. Zdecydowaliśmy się na radykalną frakcję teatru politycznego, interwencyjnego, czyli takiego który już był mniej obecny w obszarze zainteresowań Teatru STU. Miał być to teatr polityczny, ale oparty na innej zasadzie niż to, co działo się wówczas w tym nurcie. Nie miał on bazować na publicystyce sensu stricte tylko na literaturze, która wtedy była cenzurowana. Chcieliśmy robić teatr, który poprzez literaturę dotykał rzeczywistości PRLu, dlatego sięgaliśmy po takich autorów jak Konwicki, Hłasko - czyli pisarzy źle postrzeganych przez cenzurę w tamtych czasach.

Czy był to zatem teatr polonistów, w którym najważniejsza była literatura?

- Była to raczej idealna synteza - z jednej strony poloniści - Bronek Maj, Bogdan Rudnicki, a z drugiej strony ja, Jurek Zoń i Józek Małocha, czyli osoby, które żyły festiwalowo i na bieżąco doświadczały pulsu teatru. Zawsze towarzyszyło mi przekonanie, że teatr jest sztuką autonomiczną, która powstaje na deskach sceny. Literatura w teatrze jest rzeczą drugorzędną - materią teatralną, którą teatr ma prawo wykorzystywać.

Jak wspomina Pan okres prób do spektaklu "Ogród rozkoszy"? Czy praca była bardzo intensywna?

- Nad spektaklem pracowaliśmy rok. Mieliśmy swoje zajęcia teatralne, studia, ale spotykaliśmy się kilka razy w tygodniu na próbach. W związku z tym, że część osób zaangażowanych w tworzenie spektaklu niewiele miała do czynienia ze sceną, rozpoczęliśmy pracę od zajęć warsztatowych, które miały jakoś wyrównać poziom i przygotować tych mniej doświadczonych teatralnie. W trakcie budowaliśmy sytuacje i jednocześnie tworzyliśmy tekst, tzn. koledzy - głównie Bogdan Rudnicki i Bronek Maj, dostarczali materiału literackiego, a my tę literaturę na scenie weryfikowaliśmy. Wiele było po drodze kontrowersji i dyskusji, ale to naturalny proces funkcjonowania takich nieformalnych grup.

Czy łatwo było Panu reżyserować spektakl, w którym gra tylu indywidualistów?

- Łatwo, ponieważ wszyscy byli chętni do pracy i robili to z pasją.

Czy był to zatem rodzaj współpracy, czy też ostatnie słowo należało do Pana, czyli do reżysera?

- Przez to, że pracowaliśmy nad tekstem, że sprawdzaliśmy go na scenie, te wybory wersji ostatecznej były dość oczywiste. Tego nie trzeba artykułować, czy formułować, to się czuje czy coś działa, czy nie. Tym co najbardziej przeszkadza w pracy, rozbija wszystkie nieformalne grupy jest ambicja i chęć udowodnienia komuś czegoś. My mieliśmy wspólny koncept, a jeśli pojawiały się jakieś ambicje to weryfikowała je scena. Wybór ostatecznego kształtu przedstawienia odbywał się jakoś naturalnie. Wspominam to jako niezwykle fajną pracę.

Czy w trakcie prób, prezentacji spektaklu wydarzyło się coś szczególnie zaskakującego?

- Mieliśmy wiele radości i wiele zaskoczeń, kiedy na początku pracy przeprowadzaliśmy zajęcia warsztatowe. Były to czasy fascynacji Grotowskim i pracą nad ekspresją ciała. Nie będę tu podawał "tajemnic kuchni", ale przyznam, że dla nas samych te zajęcia były zaskakujące, ponieważ wyzwalały się nieznane odcienie charakterów, czy osobowości różnych Kolegów. To były zajęcia trochę psychodramowe i może nigdy wcześniej i nigdy potem Koledzy tak się nie artykułowali, jak w czasie tych warsztatów, tzn. z taką ekspresją, otwartością i z taką energią.

Myślę, że część tych doświadczeń znalazła potem swoje przeniesienie w przedstawieniu, np. role Bronka Maja. Myślę, że od naszego spektaklu rozpoczęła się jego druga kariera - ta aktorska.

Obecnie jest Pan dyrektorem Teatru Groteska, jak ocenia Pan wpływ tamtych doświadczeń na to co robi Pan teraz?

- Na pewno wyczulenie na rzeczywistość w której żyjemy zostało mi z czasów studenckich. Podobnie jak w okresie pracy nad spektaklem "Ogród rozkoszy", jestem uwrażliwiony na puls współczesności, podejmuję próbę diagnozowania tej rzeczywistości. Wtedy była to niezgoda na ówczesną rzeczywistość i dziś, chociaż postać świata się zmieniła, też odczuwam niezgodę na wiele aspektów naszej rzeczywistości.

(-)
Materiał Organizatorów
23 kwietnia 2012
Portrety
Ida Wieniewska

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...