Teatr, który utrzymuje temperaturę dyskusji

"Przypadek według Krzysztof Kieślowskiego" - reż. Bartosz Szydłowski - Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie

W roku 1981 cenzura zatrzymała "Przypadek" Krzysztofa Kieślowskiego. Czy ten temat pozostał kontrowersyjny i aktualny - przekonamy się w Nowej Hucie. Premiera "Przypadku" według Krzysztofa Kieślowskiego w Łaźni Nowej już 5 marca o godz. 19 - pisze Łukasz Gazur w Dzienniku Polskim.

 

Rok 1981. Film "Przypadek" Krzysztofa Kieślowskiego zostaje zatrzymany przez cenzurę. Trafia na polskie ekrany dopiero po sześciu latach - 10 stycznia 1987 roku na Festiwalu Filmowym w Cannes. Ale nawet wtedy nie obywa się bez skandalu. Ówczesny dyrektor festiwalu uznał, że obraz nie może pojawić się w konkursie, bo nie zostanie zrozumiany przez widownię. Teraz trafi na... deski teatralne. Wszystko za sprawą Bartosza Szydłowskiego, który chce go wystawić w nowohuckiej Łaźni Nowej.

Życie w trzech wersjach

Tłem akcji jest historia komunizmu w Polsce od zakończenia II wojny światowej do początku lat 80. i narodzin "Solidarności" oraz walka komunistycznego reżimu z opozycją. Przyglądamy się życiu Witka Długosza, rozpisanemu na trzy różne wersje.

Punkt wyjścia jest ten sam: po śmierci matki i brata bliźniaka bohater przenosi się z ojcem do Łodzi, gdzie rozpoczyna studia medyczne. Gdy rodzic umiera, Witek postanawia zrobić sobie przerwę od nauki. Chce wyjechać do Warszawy. Gdy w pośpiechu wbiega na dworzec... zaczyna się jego życie. A raczej trzy życia. Albo pozna Wernera, starego komunistę, i dzięki niemu zostaje wprowadzony w struktury środowiska partyjnego. Albo wda się w bójkę z sokistą, skazany zostanie na roboty publiczne i tak trafi w kręgi opozycji "solidarnościowej". Albo spotka koleżankę ze studiów, ożeni się, będzie wiódł spokojne życie rodzinne.

Już chyba nikogo nie dziwi fakt, że cenzura nie była przekonana do prezentowania filmu w polskich kinach. Czy dziś spektakl na jego podstawie zachowuje swoją temperaturę i kontrowersyjny wydźwięk?

- Obszar wielu tematów polskich ulokowany jest w naszej podświadomości. Nasza tożsamość jest nieustannie w kleszczach dychotomii: albo jesteś opozycjonistą, albo współpracującym ze służbami. To bardzo uboga kategoria opisywania samego siebie i całej zbiorowości. Kondycja egzystencjalna człowieka jest dużo bardziej wielowymiarowa niż te proste kategorie, którymi się posługujemy - tłumaczy Bartosz Szydłowski.

I dodaje, że Kieślowski to jest reżyser, który ma w sobie głęboką niezgodę na to, że rzeczywistość i otoczenie próbuje go okiełznać, w sposób łatwy spętać oczywistymi określeniami, wtłoczyć w schematy.

- Chciał uciec przed łatwym etykietowaniem. Pokazywał skomplikowanie wyborów ludzkich, które nie są tylko kwestią intencji, ale i okoliczności. I dobrze to widać w "Przypadku". Nasze życie w jego filmach nie jest jak zaprogramowany plan, nie jest poruszaniem się po wytyczonych przez nas punktach. Warto o tym przypominać, szczególnie dziś, w czasie łatwych ocen, powierzchownych opinii, jasnych, wyraźnych odpowiedzi. Więc mam nadzieję, że bardzo aktualnie zabrzmi ten spektakl - zaznacza Szydłowski

- Sam Kieślowski był w pewnym momencie ofiarą zarówno środowisk prosystemowych, jak i solidarnościowych. Bo jego bohaterowie mają zawsze przestrzeń pozytywnej motywacji, która czasami prowadzi go na manowce, każe ranić innych ludzi, kiedy indziej pozwala mu się rozwinąć. Nie ma jednego wzorca. To jest uchwycenie prawdy o kondycji ludzkiej - dodaje reżyser.

Tło zaskakująco aktualne

Rok 198O, kiedy ten film był kręcony, z całym jego napięciem społecznym, rezonuje zdaniem Szydłowskiego z dzisiejszą sytuacją społeczną. Tak wtedy, jak i dziś, następowała zmiana mentalna. Z jednej strony tętniła w ludziach obawa, z drugiej - rosła nadzieja. Następowało mentalne rozwarstwienie społeczeństwa. To rozdarcie widoczne jest do dzisiaj.

- Ciągle tkwimy w chocholim tańcu - tłumaczy Bartosz Szydłowski.

Film wchodzi na scenę

Ale na najnowszy spektakl w Łaźni Nowej należy też spojrzeć szerzej, w kontekście trendu, jaki zauważalny jest w polskim teatrze. Coraz częściej twórcy chętnie sięgają po filmowe pierwowzory, które tłumaczą na sceniczny język. Wystarczy przypomnieć ostatnie krakowskie spektakle: "Rytuał" Iwony Kempy w Teatrze im. J. Słowackiego albo "Dogville" w reżyserii Aleksandry Popławskiej w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Ale widać to także na innych polskich scenach.

- Nie wiem, czy w przypadku Łaźni to jest zaskakujące. Wręcz wyprzedziliśmy trend. Osobiście sięgam po film, bo jestem wyuczonym filmoznawcą. Stąd takie projekty teatralne, jak "Klub miłośników filmu Misja" albo "Wejście Smoka". Zawsze chciałem się odwoływać do wspólnej wyobraźni. Chciałem dokonywać aktu przymierza z widzem jak najszerzej pojmowanym - tłumaczy Bartosz Szydłowski. - Film mnie inspiruje. Budzi we mnie rodzaj głodu jego epicki charakter. Opowieść z pomocą kamery prowadzona jest szeroko. To jest wyzwanie dla teatru. Jak to zmieścić na scenie? Ale to zagadnienie, które może być fascynujące dla reżysera - mówi twórca nowohuckiego spektaklu.

Trzeba chyba jednak owo dotykanie przez teatr materii filmowej widzieć jako odprysk postulatów demokratyczności i równościowych założeń. Teatr to luksus elitarności, film - powszechność i dostępność. To wypadkowa dzisiejszej wrażliwości, ale i lepszego porozumiewania się z widzem. W tej chwili to właśnie film daje możliwość poczucia wspólnoty.

Nie bez znaczenia jest też fakt, że żyjemy w czasach przekraczania granic. Między gatunkami także. Teatr zbliża się do sztuk wizualnych. Chętnie korzysta z multimediów i eksperymentów muzycznych. To obraz tendencji.

Łukasz Gazur
Dziennik Polski
1 marca 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia