Teatr nadmiaru

"Sekretny dziennik Adriana Mole'a" - reż. Paweł Aigner - Teatr Pinokio w Łodzi

Po hucznym Sylwestrze nastał senny Nowy Rok. Styczeń wlecze się niemiłosiernie. Znamy to doskonale. Tak też zaczęła się premiera "Sekretnego dziennika Adriana Mole'a" w reżyserii Pawła Aignera w Teatrze "Pinokio" w Łodzi. Sytuacja sceniczna nakładająca się na rzeczywistą natychmiast przykuła uwagę widzów, by ulec diametralnej zmianie. Spektakl obrazuje świat widziany z perspektywy nastolatka, więc nagłe cięcia sekwencji prowadzące do szybkich zwrotów akcji, wielowątkowość, surrealizm to wiarygodniejsze rozwiązania niż spokojne, klarowne prowadzenie fabuły.

Twórcy dokonali rzetelnej, choć nie do końca wiernej, inscenizacji kultowego tekstu Sue Townsend, w którym zaczytuje się kolejne pokolenie młodzieży. Na scenie Adrian Mole, podobnie jak w książce, obserwuje rozpad małżeństwa rodziców, przeżywa pierwszą miłość, jest zastraszany przez kolegę, dobrowolnie opiekuje się samotnym staruszkiem. Akcja na wzór oryginału rozgrywa się na początku lat osiemdziesiątych XX wieku, ale kontekst społeczno-polityczny został zmieniony z angielskiego na polski. Sąsiad ma na imię Wojciech. Staruszek Adolf wspomina swoje polityczne uwikłania z czasów młodości. Utwory muzyczne prezentowane są w stylistyce dawnych akademii szkolnych oraz kabaretów. Natomiast angielska feministyczna postawa matki Adriana nabiera w Polsce aktualnego wydźwięku. Świetną zabawą staje się wychwytywanie akcentów lokalnych. Sąsiad uwodzi panią Mole bukietem z kwiaciarni Skrzydlewskiej, a uczniowie straszeni są obowiązkiem wizyt w Teatrze "Arlekin". Mimo zmian i uzupełnień nie zatarł się sarkastyczny humor ani błyskotliwość oryginału.

Sposób realizacji współgra z tekstem retro - nie ma nowatorskich rozwiązań. Wszystkie gagi, chwyty, środki są doskonale znane. Jednak ich różnorodność i dynamika zmian koncentrują uwagę publiczności przez dwie i pół godziny. Oglądamy spójne przedstawienie o wyrazistym rytmie. Wartką narrację spowalniają sceny muzyczne, które nie rozwijają akcji ani nie wzbogacają treści, stanowią jedynie przyjemny ozdobnik. Do najefektowniejszych należy swobodny taniec zakonnic i księży w takt wariacji na temat pieśni oazowej. Powracają motywy, ale zostają wzbogacone o nowe detale. W początkowych sekwencjach aktorzy grają groteskowe psy bez animizujących masek czy charakteryzacji, używają ciała. W późniejszych pojawia się rekwizyt. Pies samodzielnie nalewa płyn z butelki do miski, po czym wypija. W jednej z końcowych scen dochodzi do zmiany kostiumu na oczach widzów. Pies przemienia się w kolegę Adriana. Aktorzy wcielają się w kilka ról, a każdą postać wyróżnia stylistyka kostiumów, na przykład czerwone stroje mamy podkreślają jej waleczną, namiętną naturę.

Spektakl, mimo że skierowany do młodzieży, przypadł do gustu dorosłym widzom. To przyzwoicie i z rozmachem zrealizowana farsa, w której na pierwszy plan wysuwa się wątek ojca Adriana załamanego odejściem żony (kochankiem jest sąsiad). Żeby rozbawić publiczność, z powodzeniem wykorzystano wiele możliwości technicznych sceny, od zapadni po sztankiety, a komizm rozwijano do ostatniej sekwencji. Dla dorosłych jest to sentymentalne wspomnienie czasu dorastania i powrót do dawnej lektury. Przyjemnie po latach odświeżyć w pamięci szczeniackie odzywki, młodzieńczą naiwność, błahostki urastające niegdyś do rangi wielkich problemów i je obśmiać.

Trudno natomiast przewidzieć reakcje nastoletnich widzów, bo ich na premierze gościło niewielu. Tematów i niuansów, spośród których mogą wybrać coś dla siebie w przedstawieniu nie brakuje. Tylko czy spodoba im się zaoferowany teatr nadmiaru? Czy czytelne dla nich będą nawiązania do zachowań społeczno-kulturowych z poprzedniego stulecia? Może to jeszcze mocniej utwierdzi ich w przekonaniu, że świat jest obcy, a dorośli dziwni. Pozostanie rozważanie rozterek wieku dojrzewania, bo te nie zmieniają się przez pokolenia.

Maria Maczuga
e-teatr.pl
31 stycznia 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia