Teatr o wielu twarzach

rozmowa ze Zbigniewem Rybką

Repertuar jest urozmaicony, żeby dać sobie szansę dotarcia do możliwie wielu odbiorców, nie pomijając nikogo. To jest właśnie jedna z istotniejszych zmian: sposób myślenia o tym miejscu, o potrzebach i oczekiwaniach naszych odbiorców. Teatr Powszechny stał się teatrem repertuarowym o zróżnicowanych propozycjach. W ślad za tym pojawiła się publiczność. W stosunku do tego, co zastałem, liczba widzów Teatru Powszechnego wzrosła kilkakrotnie

Rozmowa ze Zbigniewem Rybką, dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Powszechnego im. Jana Kochanowskiego w Radomiu.

Marta Odziomek/Ryszard Klimczak: Jest Pan dyrektorem Teatru Powszechnego w Radomiu od lutego 2008, więc od trzech lat. Czy może Pan podsumować co się zmieniło w Teatrze odkąd objął Pan tę funkcję?

Zbigniew Rybka: Zwykle jest tak, że kiedy zmienia się dyrektor, to zmianie ulega również linia programowa teatru, nad którym dyrektor obejmuje pieczę. Co się zmieniło w Teatrze Powszechnym w Radomiu odkąd objąłem dyrektorowanie? Stosunkowo wiele. Przede wszystkim Teatr zaczął inaczej wyglądać i zaczął być inaczej postrzegany. Jestem zdania, że dla miasta takiego jak Radom, najrozsądniejszą propozycją jest teatr repertuarowy. Myślę, że Radomia nie stać na to, żeby proponować swojej olbrzymiej i wielorakiej publiczności jeden, wybrany rodzaj teatru. Wydaje mi się, że teatr repertuarowy najskuteczniej wypełnia swoje zadania kulturotwórcze i edukacyjne w mieście, w którym jest jeden teatr. Teatr powinien – jak sądzę – trafiać do możliwie wielu osób, które przecież bardzo różnią się od siebie. Nie mają jednakowych zainteresowań, identycznych oczekiwań estetycznych. Jeśli tak, to sam teatr powinien być różnorodny. Różnorodny jak jego publiczność. W związku z tym - wydaje się - nie powinien lansować jednego sposobu uprawiania sztuki i jednego na nią poglądu. Jest tyle poglądów na sztukę, ile osób nią zainteresowanych. Są tacy, którzy lubią spektakle muzyczne, ale znajdą się i tacy, którzy ich nie znoszą. Są ci, którzy uwielbiają farsy i ci, których taki rodzaj teatru zupełnie nie bawi i nigdy się na farsę nie wybiorą. Są także widzowie, którzy oczekują od teatru poważnej rozmowy na ważne tematy. To naturalne podziały, które w dodatku nie podlegają ocenie. Bo nie ma lepszych i gorszych gatunków literatury czy teatru. Nikt przytomny nie może powiedzieć, że komedia jest gorszym gatunkiem od dramatu, a farsa od spektaklu muzycznego itd. Jest dobre i złe przedstawienie, niezależnie od gatunku. (Istnieje jeszcze podział na spektakle, na które publiczność kupuje bilety i takie, na które nie kupuje  biletów, ale to jest bardziej złożone zjawisko). Jest młodzież, są dzieci i dorośli, a każda z tych grup preferuje inny typ teatru. Dlaczego więc im wszystkim nie zaproponować tego, czego oczekują? To banalne, ale prawdziwe spostrzeżenie: teatr jest jeden, a publiczność różnorodna...

Stąd bardzo zróżnicowany repertuar. Przede wszystkim – macie dużo propozycji muzycznych jak na teatr dramatyczny… („Skrzypek na dachu”, „Piaf”, „Carmen Latina”, „Siostrunie”).

Repertuar jest urozmaicony, żeby dać sobie szansę dotarcia do możliwie wielu odbiorców, nie pomijając nikogo. To jest właśnie jedna z istotniejszych zmian: sposób myślenia o tym miejscu, o potrzebach i oczekiwaniach naszych odbiorców. Teatr Powszechny stał się teatrem repertuarowym o zróżnicowanych propozycjach. W ślad za tym pojawiła się publiczność. W stosunku do tego, co zastałem, liczba widzów Teatru Powszechnego wzrosła kilkakrotnie. Zatem i wpływy z biletów są znacznie wyższe. Myślę, że te dwa wskaźniki są bardzo konkretnymi miernikami funkcjonowania teatru i obrazem jego prawdziwej kondycji. Wydaje mi się, że Teatr Powszechny jest przez odbiorców postrzegany pozytywnie. Zmieniła się również (i nadal zmienia) pozycja teatru w środowisku.

Potwierdzeniem tego jest fakt, że został Pan laureatem Radomskiej Nagrody Kulturalnej. To znak, że widzowie oraz krytycy zgadzają się z linią programową, jaką Pan proponuje.

Czuję się tą nagrodą naprawdę bardzo wyróżniony. Jestem zaszczycony, że uhonorowało mnie nią zacne Jury. Taki wyraz uznania jest dla mnie nie tylko bardzo miły, ale także ważny w perspektywie mojej dalszej działalności.

W ramach teatralnych transformacji uruchomił Pan Scenę Fraszkę, co chyba okazało się bardzo dobrym pomysłem…

Scena Fraszka jest właśnie konsekwencją myślenia o różnorodnej publiczności radomskiej i o potrzebie poszerzenia propozycji repertuarowych - uwzględniających również widownię dziecięcą! Szukaliśmy takiego rozwiązania, które zapewni pełniejszy kontakt z tą grupą odbiorców. Teatry usytuowane w miastach takich jak Radom borykają się z problemem najmłodszej widowni. Sztuki dziecięce i młodzieżowe to repertuar, który najłatwiej się sprzedaje, jest na niego ogromne zapotrzebowanie. W związku z tym skutecznie wypiera ze sceny inne tytuły. Proporcje spektakli przedopłudniowych do wieczornych natychmiast ulegają zachwianiu na niekorzyść tych ostatnich, adresowanych do widzów dorosłych. Ma to wpływ na zubożenie repertuaru. Aby uniknąć takiej sytuacji, postanowiliśmy otworzyć scenę przeznaczoną głównie dla dzieci. Dzięki temu na dużej i małej scenie możemy grać propozycje dla dorosłych widzów. Fraszka to zupełnie oddzielna przestrzeń (dawna sala prób), scena na 80 osób, inny zespół aktorów. Mam nadzieję, że nowa scena będzie się nadal rozwijała…
W tej chwili staramy się o otwarcie czwartej sceny Teatru Powszechnego. Być może będzie to możliwe w następnym roku. Miałaby to być scena adresowana do ludzi młodych i do tych, którzy szukają w teatrze nie tylko rozrywki. Duża scena służyłaby wówczas sztukom tzw. klasycznym, wymagającym skomplikowanych działań technicznych i wielkich obsad, kameralna - mniejszym formom scenicznych, a czwarta przeznaczona byłaby głównie na poszukiwania formalne, działania bardziej awangardowe i nowości repertuarowe. Bardzo bym chciał, aby taka scena została w Radomiu uruchomiona. Jest to możliwe tym bardziej, że latem rozpoczynamy w teatrze dość duży remont (wymiana instalacji oraz zmiana elewacji budynku) i myślę, że podczas modernizacji uda nam się wygospodarować miejsce na dodatkową scenę. Ta nowa scena da również możliwość łatwiejszego organizowania pracy zespołu Teatru. Przepisy, jakie nas dotyczą, są bardzo skomplikowane. Wszyscy w teatrach borykamy się z kodeksem pracy, którego przecież nie chcemy łamać, ale zapisy w nim zawarte sprawiają nam na co dzień niemało kłopotów, gdyż w wielu punktach nie uwzględniają specyfiki naszej pracy. W związku z tym rozłożenie pracy na cztery sceny spowoduje, że będą one mniej intensywnie eksploatowane (np. rzadziej będą zmieniane dekoracje), co wydatnie ułatwi pracę zespołowi technicznemu.

Ilu aktorów zatrudnia Teatr Powszechny?

W tej chwili na etacie są 24 osoby, oprócz tego kilkadziesiąt osób gra gościnnie. W wielu przedstawieniach występują aktorzy zaproszeni do współpracy z Teatrem. Występy gościnne to jest forma, która w Radomiu się zadomowiła. Przejąłem ją po moim poprzedniku. Uważam jednak, że każdy teatr powinien mieć stały zespół aktorów i nie wyobrażam sobie teatru repertuarowego bez własnego zespołu.

Wracając do podsumowań – co takiego najistotniejszego wydarzyło się w Teatrze Powszechnym w 2010 roku? Z czego jest Pan dumny?

Jak już mówiliśmy, w 2010 roku powołaliśmy Scenę Fraszkę i uważam, że to jest bardzo pozytywny przykład działalności Teatru. Początkowo tego nie planowałem, ale jestem z tego pomysłu naprawdę bardzo zadowolony. Myślę, że ta scena będzie się w Radomiu prężnie rozwijała. Ma – widać to wyraźnie - społeczną akceptację. Dzieciaki muszą się gdzieś nauczyć teatru. Gdzie jeśli nie u nas? Odtąd, gdy mają własny teatr, nie muszą już jechać do Warszawy czy Łodzi, żeby spotkać się na scenie i w swojej wyobraźni z Kopciuszkiem, Czerwonym Kapturkiem czy Tygrysem Pietrkiem,...
Poza tym jestem bardzo zadowolony przynajmniej z trzech przedstawień, które powstały w tym sezonie: “Królowych Brytanii” w reżyserii Przemysława Wojcieszka, „Romea i Julii” w reżyserii Katarzyny Deszcz oraz musicalu “Carmen Latina” w reżyserii Tomasza Dutkiewicza. Wojcieszek proponuje taki teatr, który chciałbym, aby był obecny w Radomiu. Tę dodatkową, czwartą, scenę chcę zrobić właśnie dla takich reżyserów jak Przemek Wojcieszek. Kasia Deszcz z kolei przygotowała znakomitą interpretację klasycznego tekstu. Zrealizowała spektakl mądry, nowoczesny, niebanalny i dała w nim aktorom szansę na naprawdę świetne role. Bardzo lubię taki sposób myślenia o teatrze. “Carmen Latina” natomiast to widowisko muzyczne zrobione z wielkim rozmachem, bardzo energetyczne, dynamiczne przedstawienie. Wszystkie te spektakle są świetnie odbierane przez publiczność.

A czy są takie zdarzenia, które mogłyby się nie wydarzyć lub miały się zdarzyć, a nie zdarzyły? Słowem – czy czegoś Pan żałuje?

Rzeczy, które zaplanowałem, a które się nie wydarzyły, na szczęście w minionym roku nie miałem. W pracy oczywiście jest tak, że nie wszystko udaje się zrealizować w założonym czasie. Takie zdarzenia nie mogą jednak zatrzymywać biegu wypadków, zatrzymywać nas… Nie wolno załamywać rąk - to czego z jakichś powodów nie zrobiłem dzisiaj, mogę przecież zrobić jutro. Ja właśnie tak patrzę na pracę. Dynamicznie i z optymizmem.

Jaki się zaczął rok 2011 i jakie wydarzenia Teatr Powszechny przygotowuje w tym roku?

Na scenie kameralnej  w tym roku odbędą się cztery prapremierowe przedstawienia. Będzie to: “Miss Kalashnikov” w reżyserii Przemysława Wojcieszka, jego autorski spektakl – interesujący, współczesny obraz rzeczywistości. Kolejnym spektaklem będzie najnowsza sztuka Martina McDonagha “Jednoręki ze Spokane” w reżyserii Katarzyny Deszcz. Następnie odbędzie się premiera spektaklu “Ballada uliczna” w reżyserii Andrzeja Sadowskiego na podstawie tekstu Teresy Opoki o radomskich wydarzeniach z 1976 roku. W bieżącym roku przypada 35. rocznica tych wydarzeń, my tym spektaklem wpisujemy się w obchody, jakie przygotowuje Miasto. Czwartą premierą będzie spektakl Janusza Łagodzińskiego - aktora naszego Teatru. Nie powiem jednak o tym zbyt wiele, bo ciągle jeszcze wahamy się na temat tekstu. Na scenie kameralnej planujemy także Fredrowską “Zemstę” w reżyserii Krzysztofa Babickiego, natomiast 27 marca na dużej scenie odbędzie się najbliższa nasza premiera - “Brat naszego Boga” Karola Wojtyły w reżyserii Andrzeja Rozhina. Już po wakacjach, również na dużej scenie, Tomasz Dutkiewicz przygotuje spektakl “Czyż nie dobija się koni?”, a Jerzy Bończak „Szalone nożyczki” i… będzie karnawałowo.
 
Oprócz spektakli Teatr proponuje również widzom inne formy kulturalno-edukacyjne. Co mieści się w tych formach?

Janusz Łagodziński, aktor naszego Teatru, prowadzi cykliczne „Czytania świata”, czyli  prezentacje najciekawszych współczesnych dramatów. Poza tym dla dzieci, w każdą ostatnią niedzielę miesiąca, organizujemy „Bajkowe niedziele”. Bajki czytamy w różnych częściach teatru, a przy okazji opowiadamy dzieciom co nieco o naszej pracy, pokazujemy np. jak działa obrotówka, co to jest kurtyna, prowadzimy do pracowni, garderób, za kulisy… Czytania bajek przygotowują Izabela Brejtkop-Frączek i Patrycja Zywert. Spotkanie cieszą się tak wielką popularnością, że musieliśmy wprowadzić zapisy. Trzecią inicjatywą jest „Czytanie poezji”, którego gospodynią jest Danuta Dolecka. Wszystkie projekty mają swoją wierną publiczność, co bardzo nas cieszy. Oprócz tej działalności oraz spektakli repertuarowych, zapraszamy widzów na przedstawienia prezentowane w ramach cyklu „Goście Teatru Powszechnego”. Zdarza nam się zapraszać do siebie nie tylko spektakle dramatyczne, ale także operowe, baletowe… Takich przedstawień mamy w sezonie od 4 do 6.

Jak w 2010 roku wypadł Festiwal Gombrowiczowski? Czy wciąż cieszy się tak dobrą sławą?

Festiwal ten sprawia mi ogromną przyjemność, mimo że jego organizowanie jest bardzo pracochłonne. Gombrowicz napisał zaledwie kilka sztuk i nie jest grany w bardzo wielu teatrach. Teatry - na szczęście dla nas - posługują się nie tylko jego dramatami, ale także twórczością prozatorską, korzystają również z Dzienników. Dzięki temu na scenach funkcjonuje więcej tytułów. Nigdy nie wiadomo, co i gdzie się pojawi, wciąż przybywa bowiem nowych adaptatorów. Ostatnio mieliśmy na festiwalu pięć inscenizacji “Iwony, księżniczki Burgunda”. Trochę się tego obawialiśmy, ale okazało się, że konfrontacja różnych spojrzeń na ten sam tekst może być naprawdę fascynującym doświadczeniem.
Mimo że ostatnia edycja niedawno się skończyła, już przygotowujemy się do następnej w 2012 roku. Ciągle obserwujemy repertuary oraz informujemy o tym Festiwalu teatry w Polsce i za granicą. Wydaliśmy - w ramach promocji - dwujęzyczny katalog poświęcony wszystkim edycjom Festiwalu. To jest materialny ślad i dowód na to, że Festiwal istnieje i jest doceniany w środowisku.

Będą jakieś zmiany?

Chcę w dalszym ciągu dbać o to, aby był międzynarodowy - jak w nazwie. Zależy nam na tym, aby było jak najwięcej spektakli zagranicznych. Zastanawiamy się także, czy nie powinniśmy przenieść Festiwalu na wiosnę. Zwiększylibyśmy wówczas uczestnictwo miasta w jego organizacji. Chcielibyśmy również, aby wszystkie zaproszone zespoły miały szansę uczestniczyć w Festiwalu przez cały czas jego trwania. Byłby to świetny element promocji, zarówno Teatru jak i miasta.

Dziękujemy bardzo za rozmowę i życzymy spełnienia się wszystkich planów.

Marta Odziomek, Ryszard Klimczak
Dziennik Teatralny
21 lutego 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...