Teatr powinien opowiadać się po stronie dobra i uczyć odwagi

O swoich sztukach i roli teatru opowiada reżyser 'Hotelu pod Aniołem' Piotr Cieplak.
Piotr Cieplak Rozmowa z Piotrem Cieplakiem, reżyserem 'Hotelu pod Aniołem' Rz: Spektakl 'Hotel pod Aniołem' pokazywany 6 i 7 października w Teatrze Na Woli w cyklu 'A to Polska właśnie' ma swoją historię. Jak się zaczęła? Piotr Cieplak: W 2000 roku zostałem zaproszony do międzynarodowego projektu 'Hotel Europe'. Każdy z reżyserów miał przygotować 15-minutową miniaturę teatralną. Postanowiłem, że będzie to opowieść bez słów. Bohaterką jest kobieta, która spotyka w swoim pokoju anioła. Zaprosiłem Joannę Kasperek i Grzegorza Artmana. Graliśmy w przestrzeniach teatralnych wielu miast Europy. Później, w nieco rozszerzonej wersji, w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Potem odarliśmy ją z fabularnych dywagacji i stworzyliśmy poetycką kompozycję, której ton nadają obrazy Jerzego Nowosielskiego. Nowosielski dąży do pełnej syntezy, jak pisano, 'w swych obrazach ogołaca świat z rzeczy zbytecznych. Czy to także założenie pańskiego przedstawienia? Dokładanie tak. Nie chciałem w sposób dosłowny przenosić jego malarstwa do teatru. Zależało mi raczej na inspiracji ideą. Ucieka pan od słów, bo w dzisiejszych czasach coraz mniej znaczą? Nie uciekam, odchodzę. Milczenie uruchamia wyobraźnię, sprzyja skupieniu, ale też przywraca rangę słowu. Oczywiście żyjemy w czasach paplaniny, ale nie myślę, że to koniec świata. On kończy się od zawsze. Od czasu, kiedy zostaliśmy wygnani z raju. Tylko że przekonanie, iż wszystko jest okropne, powinno stać się punktem wyjścia, a nie punktem dojścia. Zarówno teatru, jak i naszego życia. 'Trzeba być dzielnym' - zdają się mówić bohaterowie 'Hotelu pod Aniołem', opowieści słodko-gorzkiej, która jest trudną próbą apoteozy życia. O wielu pana spektaklach mówiono, że to moralitety. Tak było zarówno z 'Historyją o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim', jak i 'Nartami Ojca Świętego'. Czy 'Hotel pod Aniołem' nawiązuje też do tego cyklu? Zapewne tak. Moje myślenie o teatrze od lat się nie zmienia, zmienia się jedynie tonacja utworów, choć 'Narty... ' i 'Hotel... ' to w sensie formalnym najbardziej skrajne wypowiedzi. W'Nartach...', Historyi... ' i 'Testamencie psa' daje pan tyleż trafną, ile gorzką diagnozę naszej religijności, pokazując choćby jej powierzchowność... Zgodzę się na określenie 'naszej', jeśli użył go pan w znaczeniu 'ludzkiej', a nie tylko polskiej. Jak ognia unikam bowiem w teatrze publicystyki. Jako katolik uważam, że krytyka Radia Maryja jest konieczna, bo nie zgadzam się z wieloma głoszonymi tam poglądami, ale w teatrze nie prowadzi ona do niczego. Od robienia skeczy jest kabaret. Teatr ma poważniejsze rzeczy do opowiadania. Dlatego żaden z moich spektakli nie miał ostrza publicystycznego. Kiedy Andrzej Wajda robił w telewizji widowisko 'Bigda idzie!', a na arenę polityczną wkraczała Samoobrona, skojarzenia były jednoznaczne... Wydaje mi się, że Andrzej Lepper nie będzie bohaterem dobrego przedstawienia teatralnego. Ten konkretny pan w biało-czerwonym krawacie. Kiedy z mównicy sejmowej on, jako wicemarszałek Sejmu, pouczał Leszka Balcerowicza, przypomniały mi się wstrząsające słowa z Biblijnej Księgi Koheleta: 'Widziałem sługi jadące na koniach i królów idących za nimi jak sługi'. To doświadczenie przewróconych hierarchii, kiedy nikczemność, małostkowość, głupota triumfują nad mądrością, wstrzemięźliwością i rozwagą, nie jest specyfiką dzisiejszej Polski ani rzeczywistości PRL, ani też lat wcześniejszych. To jest wpisane w doświadczenie człowieka, odkąd został wygnany z raju. A za każdym razem konkretyzuje się i przybiera nową twarz. Jak rozumie pan słowa Petera Brooka, że teatr powinien uczyć odwagi? Podpisuję się pod nimi obiema rękami i wygłaszam jako swoje. W ostatniej, rozgrywającej się pod drzewem, scenie 'Czekając na Godota' jeden z bohaterów mówi do drugiego: 'Wstań, ubierz się, jutro przyjdziemy tutaj znowu'. Nikt z nas nie widział Pana Boga ani Anioła. Nie mamy żadnych gwarancji, że istnieją. Część z nas odnosi się do własnej wiary, bo tak naprawdę nie wiemy, co jest po Drugiej Stronie, nie wiemy, czy jest tam cokolwiek. A mimo to warto być dzielnym. Czesław Miłosz w 'Traktacie teologicznym' mówi: 'w poniedziałek wierzę, we wtorek nie wierzę'. Właściwie codziennie stoimy na nowo wobec tego typu wyborów, rozstrzygnięć. Jedno jest dla mnie ważne. Wobec tej tajemniczej ciemności, w której żyjemy, jeśli zabieramy głos publicznie - a teatr zabiera głos - to powinniśmy stawać po stronie Dobra. Teatr nie powinien być tym, który tę ciemność pogłębia, sieje panikę, ciągnie w dół. Nie powinien mówić, że wie. Bo nie wie. Powinien starać się być dzielny, uczyć odwagi, z pełną wiarą i otwartością.
Jan Bończa-Szabłowski
Gazeta Wyborcza Warszawa
4 października 2006
Portrety
Piotr Cieplak

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...