Teatr przed i po "Bziku"

przyznali Jarzynie po raz drugi Nagrodę im. Konrada Swinarskiego

Symbolicznego wymiaru nabiera to, że obecni redaktorzy "Teatru" po dziesięciu latach przyznali Jarzynie po raz drugi Nagrodę im. Konrada Swinarskiego, właśnie za "T.E.O.R.E.M.A.T." (uwzględniając także spektakl wg Masłowskiej). W dziejach tej nagrody wręczanej od 1976 roku jest to ewenement.

Gdyby nie neon "TEATR", trudno byłoby zauważyć, że w kamienicy przy Marszałkowskiej 8 odbywają się widowiska. Kiedyś nad wejściem widniał jeszcze stylowy napis "Rozmaitości", ale obecny dyrektor artystyczny Grzegorz Jarzyna uznał, że nazwa teatru jest za długa, więc zgodnie z duchem czasu skrócił ją do kryptonimu TR.

Ale jeszcze dłuższa i doprawdy urozmaicona jest historia tego miejsca. Zanim więc Jarzynie oddamy, co mu się należy, rzućmy okiem w przeszłość.

Kamienica powstała w latach 30. ubiegłego wieku. Tuż przed wojną na dolnych kondygnacjach swój teatr otworzyła wybitna aktorka Maria Malicka, ale zdążyła dać tylko jedną premierę. Kamienica przetrwała okupację i Powstanie, działało w niej kino, a zaraz po wyzwoleniu ocalałe pomieszczenia służyły efemerycznym inicjatywom, jak Teatr Nowej Warszawy czy namiastka opery. W 1947 roku teatr przyjął nazwę Rozmaitości, ale nim zyskał autonomię, pełnił różne funkcje, najdłużej jako druga scena Teatru Klasycznego .

W 1972 roku na Marszałkowską 8 przeniósł się zespół legendarnego STS-u. Jego lidera Andrzeja Jareckiego wyrzucono z dyrekcji Rozmaitości w stanie wojennym, niszcząc dorobek artystyczny znaczony nazwiskami Abramowa, Młynarskiego czy Tyma. Następne lata nie były szczęśliwe. Za dyrekcji Ignacego Gogolewskiego wybuchł pożar. Gdy na początku lat 90. przywrócono teatr do częściowego użytku, jego nowy dyrektor po nieudanej premierze "Ślubu" salwował się - jak mawiał pan Zagłoba - ucieczką.

W połowie lat 90. do Rozmaitości przyszła grupa ze zlikwidowanego teatru Szwedzka 2/4. Powiało nowym duchem. Myślę, że Wojciech Maryański i jego ekipa ze Szwedzkiej, choć nie przejęli teatru na dłużej, utorowali drogę młodszym, którzy nadali mu rangę i rozgłos. Krótka, ale intensywna dyrekcja Piotra Cieplaka, posługując się chwytliwymi hasłami "najszybszego teatru w mieście", "teatru dla martensów" czy "Offmaitości" , zyskała rzeczywiście nową, młodą widownię.

Młodą publiczność przyciągnął do teatru entuzjastycznie przyjęty "Bzik tropikalny" - pierwsze przedstawienie w reżyserii Grzegorza Jarzyny, które stanowiło rodzaj inicjacji nowego teatralnego pokolenia. Ówczesna młodzież krytyczna zachłystywała się słowami "cool", "trans" i "nowa wrażliwość". Datę premiery "Bzika..." - 18 stycznia 1997 roku (tego samego dnia w Teatrze Dramatycznym odbyła się premiera "Elektry", która była warszawskim debiutem Krzysztofa Warlikowskiego ) do dziś uważa się za cezurę w najnowszych dziejach polskiego teatru.

Niespełna rok później Jarzyna przejął dyrekcję artystyczną Teatru Rozmaitości i rzeczywiście rozpoczął w teatrze nową epokę, która ma zresztą swoje blaski i cienie. Jego kolejne przedstawienia, którymi dyskontował sukces "Bzika tropikalnego" - zwłaszcza "Magnetyzm serca", ale i "Uroczystość", a nawet "Psychosis 4.48" - zdawały się znamionować talent z Bożej łaski. Mówiono: cudowne dziecko. Musiało być coś na rzeczy, skoro ówczesna redakcja "Teatru", raczej powściągliwa w zachwytach nad objawieniami młodości, postanowiła - nie bez mego udziału - przyznać 30-letniemu Jarzynie prestiżową Nagrodę im. Konrada Swinarskiego dla najlepszego reżysera. Laureat dostał ją za "Iwonę, księżniczkę Burgunda" ze Starego Teatru oraz za "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie" z Teatru Dramatycznego, czyli za drugie i trzecie przedstawienie w karierze!

Nie tu miejsce, żeby szczegółowo przypominać dzieje Teatru Rozmaitości, od sześciu lat zwanego TR. Dość powiedzieć, że dyrektor Jarzyna nieraz zabrnął na manowce, albo porywając się na monumentalne widowiska w rodzaju "2007: Macbeth", albo imając się różnorodnych projektów kameralnych w rodzaju Car Project, Teren Warszawa czy TR/PL. No, albo próbując zamienić teatr w rodzaj centrum polityczno-kulturalnego na wzór berlińskich placówek tego typu. Sprzymierzeńców szukał w ekspansywnym środowisku "Krytyki Politycznej". Nie wyglądało to wszystko najciekawiej, a miarą kryzysu okazała się secesja części zespołu, który odszedł z TR wraz z Krzysztofem Warlikowskim do Nowego Teatru.

Ostatni sezon przyniósł, jak się wydaje, korzystną zmianę, przynajmniej w tym sensie, że spod ręki Jarzyny wyszły dwa przedstawienia: "T.E.O.R.E.M.A.T." wg Pasoliniego oraz "Między nami dobrze jest" wg Masłowskiej. Znam to pierwsze i podzielam dość powszechne przekonanie, że otwiera ono nowy rozdział w twórczości reżysera. Prawda, że Jarzyna długo kazał czekać na swój spektakl. Ale ten czas sprawił, że cudowne dziecko, przekraczając smugę cienia, nabrało dojrzałości.

Myślę, że "T.E.O.R.E.M.A.T." zamyka, ale i otwiera jakiś cykl. Nie zaciekawiłby Jarzyny, gdyby wcześniej nie zmierzył się on z "Iwoną", odczytując ją zresztą - wbrew tradycji - w perspektywie transcendentalnej, jako dramat międzyludzki podniesiony do dramatu bosko-ludzkiego.

W "T.E.O.R.E.M.A.C.I.E" może po raz pierwszy u Jarzyny - niedoszłego teologa - tak wyraźnie pojawiają się znaki o konotacjach religijnych czy zgoła mistycznych, znamiennie przejawiające się w milczeniu postaci. Dziwny Gość dokonuje osobliwego spustoszenia w rodzinie, do której nieoczekiwanie przybywa. To spustoszenie nie ma wymiaru obyczajowego czy moralnego i wcale nie sprowadza się do relacji seksualnych. Ono raczej polega na ujawnieniu pustki, ba, pustyni duchowej tych ludzi, na doprowadzeniu do sytuacji granicznej całego ich upozorowanego świata. Powiedziałbym, że Gość wywołuje skandal i zgorszenie w sensie, w jakim tych słów używa Nowy Testament na określenie radykalnej i niepojętej transgresji.

Oczywiście, "T.E.O.R.E.M.A.T." jest parabolą i raczej sygnalizuje możliwości znaczeń, niż je arbitralnie narzuca. Jarzynie udało się tę paraboliczność utrzymać i w przeciwieństwie do jego młodszych kolegów po fachu, którzy czynią z teatru prymitywną politgramotę, zbudować przedstawienie wieloznaczne, poetyckie, złożone z ascetycznych obrazów o wielkiej niekiedy urodzie, rządzące się nieśpiesznym, z lekka somnambulicznym rytmem, skłaniające tyleż do estetycznej kontemplacji, co do całkiem serio - rzecz dziś rzadka - namysłu.

Symbolicznego wymiaru nabiera to, że obecni redaktorzy "Teatru" po dziesięciu latach przyznali Jarzynie po raz drugi Nagrodę im. Konrada Swinarskiego, właśnie za "T.E.O.R.E.M.A.T." (uwzględniając także spektakl wg Masłowskiej). W dziejach tej nagrody wręczanej od 1976 roku jest to ewenement. Dwukrotnymi laureatami dotychczas byli jedynie Andrzej Wajda i Jerzy Grzegorzewski. "Niebezpiecznie tak wysoko latać, panie Grzegorzu ".

Janusz Majcherek
Gazeta Wyborcza Stołeczna
1 października 2009
Teatry
TR Warszawa
Portrety
Grzegorz Jarzyna

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...