Teatr sam w sobie jest absurdem

relacja z paneli dyskusyjnych o Witoldzie Gombrowiczu

W dniach poprzedzających najbliższą premierę Teatru Śląskiego odbyły się dwa panele dyskusyjne poświęcone twórczości Witoldowi Gombrowiczowi oraz jego osobie. Główną bohaterką owych spotkań była oczywiście Iwona, ale nie byle jaka Iwona, tylko ta, która polskiemu czytelnikowi znana jest jako utytułowana mianem księżniczki Burgunda.

Dramat Gombrowicza szumnie wraca na katowicką scenę, a rozgłos jaki temu wydarzeniu towarzyszy jest uzasadniony, gdyż to pierwsza od dwudziestu trzech lat inscenizacja „Iwony, księżniczki Burgunda” w Teatrze Śląskim. Zainteresowanie wzbudza dodatkowo fakt, że reżyserię dramatu, tak mocno zakorzenionego w polskiej kulturze i języku, dyrektor Tadeusz Bradecki powierzył węgierskiemu twórcy, Attili Keresztesowi. Z reżyserem oraz jego węgierską scenografką, Biancą Imelda Jeremias można było porozmawiać 24 lutego na Scenie Kameralnej teatru, gdzie odbyła się dyskusja pod hasłem „Iwona, księżniczka Czardasza”.  

Polak, Węgier, dwa bratanki...

Do rozmowy na temat Gombrowicza oraz „Iwony, księżniczki Burgunda” została zaproszona także profesor Nina Kiraly, wybitna węgierska znawczyni polskiego teatru i dramatu. Zagraniczni goście przybliżyli polskim słuchaczom specyfikę węgierskiego teatru, co pozwoliło lepiej zrozumieć powód popularności polskiego dramatu na Węgrzech. Profesor Nina Kiraly zwróciła przede wszystkim uwagę na fakt, że sztuka teatralna w ich kraju zaczęła się rozwijać dosyć późno, bo dopiero na początku XX wieku (nie licząc istniejącego znacznie wcześniej teatru szkolnego). Od początku też był to teatr mieszczański, w którym największą popularnością cieszyła się operetka. Z kolei Attila Keresztes stwierdził, że w jego kraju sztuka teatralna tak naprawdę dopiero się kształtuje. Teatr węgierski jest bardzo mocno oparty na tradycji i ciężko jest mu się od niej odbić. Dlatego bardzo wyraźnie zarysowują się w nim dwa nurty: pierwszym jest teatr tradycyjny, mieszczański, drugi natomiast to teatr eksperymentalny. Zaznaczyć przy tym trzeba, że osobiste doświadczenia teatralne Keresztesa były nieco inne, ponieważ związany jest on z Rumunią i tamtejszą sztuką. Reżyser przyznał również, że spotkanie z polskim teatrem i polskimi aktorami przy okazji pracy nad „Iwoną...” było dla niego niezwykle ważne i wiązało się z wysokimi oczekiwaniami. Polski teatr, ze względu na swoją historię, eksperymenty i innowacje stanowi bowiem ważne miejsce na teatralnej mapie Europy. Także na Węgrzech, poza Gombrowiczem, grane są utwory Sławomira Mrożka (m.in. „Miłość na Krymie”, „Tango”) oraz Tadeusza Różewicza. Zwłaszcza Mrożek jest dla studentów węgierskich szkół teatralnych prawdziwym wyzwaniem, z kolei utwory Witkacego grane są często na tamtejszych scenach alternatywnych. 

Mówiąc jednak o rodzimej twórczości dramaturgicznej zarówno reżyser jak i Nina Kiraly przyznają, że brak jest w węgierskiej literaturze dramaturgów, którzy byliby dla nich tym, czym Gombrowicz dla Polaków. Pojawiło się wprawdzie nazwisko Molnára, polskiemu czytelnikowi bardziej znanemu jako autor książki „Chłopcy z placu broni”, ale gdyby mieli zaproponować nam dobry węgierski dramat, który mógłby zostać wystawiony w teatrze, szukaliby raczej wśród współczesnych twórców.

W czasie spotkania nie dało się także uniknąć pytań dotyczących spektaklu, nad którym prace wciąż trwały. Twórcy przedstawienia nie chcieli oczywiście zdradzać zbyt wiele szczegółów przed samą premierą, udało im się jednak rozbudzić w publiczności ciekawość dotyczącą strony wizualnej, czyli scenografii, kostiumów oraz makijażu - elementów spektaklu przygotowanych przez Biancę Imelda Jeremias. Dyrektor Bradecki określił poczynania pani scenograf jako „śmiałe”, natomiast ona sama przyznała, że, będąc pół-Rumunką i pół-Węgierką, w swojej pracy czerpie inspiracje z obu kultur i chociaż jest to jej pierwsze spotkanie z „Iwoną...”, to dramat Gombrowicza bardzo jej się spodobał i cieszy ją fakt, że bierze udział w tym przedsięwzięciu.

Keresztes był oczywiście pytany o sprawę podstawową, czyli o to, jak porozumiewał się z polskimi aktorami. Dopytywano, czy taka sytuacja nie sprowokowała powstania absurdalnych zdarzeń na próbach. Reżyser z humorem stwierdził, że samo robienie teatru jest absurdem, zatem węgierski reżyser w polskim teatrze nikogo już nie dziwi. Oczywiście nieodzowna była rola tłumaczy, artyści pomagali sobie również posługując się językiem angielskim, ale w miarę upływu czasu, zanim ktokolwiek zdążył przetłumaczyć aktorom wskazówki reżysera, oni sami już rozumieli o co chodzi. Artyści porozumiewali się zatem innym językiem – uniwersalnym językiem teatralnym. Jak w tym wszystkim odnalazł się Gombrowicz? Twórcy spektaklu w czasie prób zadawali sobie pytanie, co pisarz chciał powiedzieć poprzez „Iwonę...”. Dla Keresztesa najważniejsze było pokazanie, w jaki sposób człowiek staje sie pułapką sam dla siebie. Jednak w trakcie pracy nad spektaklem pojawiło się tak wiele innych pytań i nie na wszystkie udało się odpowiedzieć.  

Gombrowicz na panteonie

Dyskusja o Gombrowiczu była kontynuowana dzień później, 25 lutego na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Spotkaniu nadano tytuł „Aktualność Gombrowicza” a wzięli w nim udział ponownie twórcy katowickiego przedstawienia (A. Keresztes, B. I. Jeremias), Tadeusz Bradecki, Nina Kiraly, polscy znawcy twórczości Gombrowicza - Jerzy Jarzębski, Janusz Margański, Klementyna Suchanow i moderujący dyskusję Józef Olejniczak. W czasie rozmowy przypomniano pokrótce losy gombrowiczowskich utworów w Polsce, gdzie przez wiele lat były zakazane przez cenzurę. Na tym tle wyjątkowo specyficznie układają się dzieje samej „Iwony...”, która przez swojego twórcę nie była utworem szczególnie cenionym ani lubianym, przez co nie wzbudzała też szczególnego zainteresowania w kręgach teatralnych. O wiele bardziej ceniono inne sztuki Gombrowicza, takie jak „Ślub” czy „Operetka”, natomiast samą „Iwonę, księżniczkę Burgunda” traktowano jako błahostkę. Inaczej wygląda to dzisiaj, kiedy „Iwona”, nie tylko na scenach polskich, przeżywa swój renesans i jest utworem chętnie wystawianych przez młodych reżyserów.

Odpowiedź na pytanie o aktualność Gombrowicza dzisiaj nawet dla tak szacownego grona polskich naukowców nie była łatwa. Co sprawia, że Gombrowicz jest nadal aktualny? Profesor Kiraly już dzień wcześniej wspominała o braku groteski i absurdu a zatem także dystansu między aktorem a postacią w węgierskim teatrze, dlatego polski dramat, w tym również Gombrowicz wypełniają tę lukę. Attila Keresztes wspominał o niezwykłej muzykalności gombrowiczowskiego języka oraz o swoich osobistych skojarzeniach „Iwony..” z „Hamletem”. Polscy naukowcy wskazują na sposób odczytywania twórczości Gombrowicza przez młode pokolenie. Okazuje się, że teksty Gombrowicza można czytać według wiele kluczy – społecznych, politycznych, queerowych, poprzez problem tożsamości narodowej, indywidualnej czy seksualnej. Pani Klementyna Suchonow podsumowała starą jak świat prawdę, że skoro Gombrowicz jest wciąż czytany według różnych kontekstów, to musi mieć w sobie to \'coś\', co intryguje kolejne pokolenia, nie tylko Polaków.  

A co sam zainteresowany miałby nam dziś do powiedzenia? Profesor Olejniczak przyznał, że niejednokrotnie, wypowiadając się na temat Gombrowicza, czuje na sobie ciężar pisarza. Także pozostali dyskutanci potwierdzili to wrażenie, że istnieje Wielkie Oko Gombrowicza, które towarzyszy im za każdym razem, kiedy podejmują się interpretacji jego dzieł. Samego pisarza być może najbardziej ucieszyłby fakt, gdyby pojawił się młody buntownik na wzór niepokornego ucznia Gałkiewicza z „Ferdydurke”, który zakwestionowałby wiarę w to, że „Gombrowicz wielkim pisarzem był!” Taka polemika byłaby zapewne bardzo odświeżająca dla dyskusji o pisarzu, który, mimo woli, zasiadł wśród klasyków na polskim panteonie.

Kto nie miał okazji uczestniczyć w pierwszym dniu premiery tj. 26 lutego ma szansę obejrzeć "Iwonę..." już dziś podczas tzw. premiery nauczycielskiej oraz w marcu.

Barbara Wojnarowska
Dziennik Teatralny
27 lutego 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia