Teatr to nie fanaberia

rozmowa z Dominikiem Nowakiem

O przyczynach zamknięcia Teatru Nowego, jego najnowszej premierze i dalszych planach rozmawiamy z Dominikiem Nowakiem - zastępcą dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru Nowego w Krakowie.

Magdalena Urbańska, Katarzyna Pawlicka: Teatr Nowy ogłasza „uroczystości żałobne teatru”. Co to oznacza? Czy teatr zostanie zamknięty, czy to tylko przerwa w jego działalności?

Dominik Nowak:
Ze względów finansowych oraz ze względów na toporną, powtarzająca się odmowę pomocy ze strony Ministerstwa Kultury jesteśmy zmuszeni zawiesić naszą działalność. Pieniądze, jakie mamy na teatralną egzystencję zaczynają się dopiero od lipca i ze względu na groźną spiralę długu, w którą moglibyśmy popaść, nie możemy podjąć tego ryzyka. Powinniśmy zamknąć go tak naprawdę dużo wcześniej, ale siłą własnego entuzjazmu i wiary w to, że będzie lepiej, dotrwaliśmy do końca marca. Na następny kwartał musimy zawiesić działalność teatru. W tym czasie będziemy się starać jakoś „wyprostować” naszą sytuację finansową i pozbierać środki na dalszą działalność. 3 lipca ruszamy dalej.

Z tego co Pan mówi, wynika, że ta decyzja została podjęta wcześniej i mieliście świadomość tego, że przez parę miesięcy nie będziecie mieli możliwości pokazywania spektakli…

D.N.: Ta decyzja została podjęta wtedy, kiedy Ministerstwo ogłosiło wyniki konkursowe i nie dostaliśmy na edycję jesienną i wiosenną żadnych pieniędzy. Może nie byłoby to tak bardzo krzywdzące, gdyby nie fakt, że nasze projekty są projektami ciągłymi- realizujemy je od kilku lat i dotąd mogliśmy liczyć na współpracę z Ministerstwem. Ze względu na zmiany kadrowe i ze względu- jak chcę wierzyć- na zmianę polityki, a nie przez decyzję prywatnych osób, po prostu tych pieniędzy nie mamy. A teatr nie jest się w stanie utrzymać z pieniędzy prywatnych. Nie jesteśmy teatrem komercyjnym, takim na 300 miejsc, z farsami w repertuarze. Możemy to robić, ale tego nie chcemy. Nie jesteśmy w stanie działać bez pomocy ministerstwa. Pieniądze, jakie dostajemy z miasta są teraz większe, ale to też w wyniku tej akcji, która uświadomiła nie tylko władzom, ale też miastu i społeczeństwu, że nie da się działać za 3 zł. Ten poziom trzeba wyregulować, żeby wszyscy zrozumieli, ze teatr nie jest naszą fanaberią, tylko jest dobrem społecznym. My dokładamy do tego środki zewnętrzne, dokładamy naszą pracę, także pozyskujemy środki z innych źródeł. Warto byłoby, żeby instytucje państwowe, takie jak miasto, a przede wszystkim Ministerstwo, zauważyło, że jeśli da nam 3 zł, to my do tych 3 zł kolejne 10 przyniesiemy.

Na ile zatem wasza akcja wpłynęła na realny odzew potencjalnych sponsorów? Czy jest to skuteczna inicjatywa?

D.N.: Najbardziej widoczny efekt jest taki, że zauważyliśmy, że nie jesteśmy anonimowi- na hasło puszczone w eter, że teatr będzie trzeba zamknąć, bez żadnego PR-owego zamierzenia, odezwały się tysiące telefonów i każdy z nas odbiera codziennie maile, telefony, smsy, listy. Sporo osób się w to zaangażowało i wykazało chęć pomocy. Także miasto nas doceniło- choć planowano, nie obniżono nam dotacji w stosunku do lat poprzednich. Jakoś zatem powoli wychodzimy obronną ręką, ale to też nie są środki, przy których można działalność teatralną prowadzić. Ciągle staramy się zmobilizować Ministerstwo, żeby spojrzało łaskawym okiem na nasze działania, zwłaszcza, że wszystkie wysłane projekty zostały ocenione pozytywnie i miały bardzo dobre wyniki. Problem polega na zmianie sposobu liczenia tych pieniędzy. Nie mamy szansy konkurować z instytucjami, które mogą wykazać wkład własny w postaci miliona zł.

Początkowo deklarowaliście, że nie odbędą się pokazy Sceny Letniej. Okazuje się, że na to przedsięwzięcie są jednak pieniądze. Czy to także wynika ze skuteczności akcji?

D.N.: Ponieważ działalność teatru jest deficytowa, zastanawialiśmy się, w jaki sposób odciążyć budżet nie grając i wypadło, że im wcześniej, tym lepiej- i powstała decyzja, żeby zamknąć teatr do lata. Ponieważ na lato dostaliśmy pieniądze z miasta, Scena Letnia się odbędzie. Scena Letnia wiąże się z resztą z początkiem tego teatru, bo to na lato teatralne po raz pierwszy dostaliśmy pieniądze z budżetu miejskiego.

Jak będzie wyglądała tegoroczna Scena Letnia?

D.N.: Scena Letnia będzie prowadzona podobnie jak w poprzednich latach, czyli będziemy grać nasz dotychczasowy repertuar. Zapewne zaprosimy także z innych teatrów zaprzyjaźnione spektakle. Raczej będziemy starali się grać repertuar „letni” i lekki- to znaczy nie farsowy, ale też niekoniecznie mocno dołująco-psychologiczny, niszczący tę słoneczną atmosferę. Będziemy też starali się zrobić kilka koncertów i recitali w ciągu lata.

Jak będzie wyglądać sprawa dalszych projektów, takich jak „Europa-sztuka bez granic” czy „Re-kreacje: Ibsen”? Z tego, co wiemy tegoroczna edycja miała stać pod znakiem Czechowa…

D.N.: Mamy swoje plany na przyszłość. Właśnie te miesiące, w których teatr będzie zamknięty, będzie to czas, w którym będziemy chcieli uporządkować nasze inicjatywy. Te wszystkie projekty, które wymieniłyście, odbędą się. „Europa-sztuka bez granic” będzie realizowany po raz czwarty. W tym roku pod hasłem: „scena debiutów europejskich”. Naszym partnerem będzie Wyższa Szkoła Teatralna z Hamburga. Weźmie w tym projekcie także udział prawdopodobnie Austria i nasza Szkoła Teatralna z Krakowa. „Re-kreacje: Ibsen” także będzie pewnie miał swoją kontynuację, choć to też zależy od projektów, które złożyliśmy- być może uda się go uratować. Będzie rzeczywiście dotyczył Czechowa i liczymy w związku z tym na jakąś współpracę z Rosją.

Przy okazji „uroczystości żałobnych” odbędzie się oficjalne wyniesienie „Grigi” z teatru. Czy to ostateczne pożegnanie z tym spektaklem?

Z tym spektaklem to jest tak, że będziemy chyba po pięćdziesiątce i też będziemy go grali [śmiech]. Jest to spektakl prywatny, osobisty, nie wiem, czy to jeszcze spektakl, czy bardziej już spotkanie… Parę razy już o tym rozmawialiśmy, by „Grigę” zdjąć z afisza, ale myślę, że do tego za szybko nie dojdzie.

W piątek odbyła się premiera „Novecento”. Spektakl jest prapremierą w polskich teatrach. Czy możemy dowiedzieć się więcej na ten temat?

D.N.: Spektakl ten będzie pokazem przedpremierowym- premiera była zaplanowana na 8 kwietnia, ale ponieważ teatr zostanie zamknięty, więc mieliśmy do wyboru albo zrobić tę premierę i zapomnieć przez 3 miesiące o tekście i o tym, co robimy, albo po prostu dać pokaz przedpremierowy, spiąć wszystkie siły i nasze działania do tego, żeby go pokazać przed zamknięciem teatru. A premierą oficjalną otworzymy teatr w lipcu.

Czy w jakikolwiek sposób inspirowaliście się filmem „1900:człowiek legenda” Tornatore, który przebił się do szerszego grona odbiorców?

D.N.: Nie, ten spektakl jest zupełnie o czymś innym. Film opowiada o legendzie, wielkim artyście, jakimś geniuszu, który pływał na statku i było to bardzo dawno temu [śmiech]. To, co my staramy się powiedzieć, to jest dotkniecie problemu mitu artysty, frustracji, kontaktu tej przestrzeni, która się zawiera się pomiędzy artystą i publicznością, i pomiędzy artystą i drugim artystą. Ponieważ bohaterem tego przedsięwzięcia nie jest sam Novecento, ale człowiek, który o nim opowiada. Opowiadamy o bohaterze, który był genialnym artystą, ale nasuwa się pytanie: „kim ja jestem, dlaczego ja o nim opowiadam, co ja chcę naprawdę powiedzieć?”. W świetnym momencie trafia się ten spektakl. Inicjatywa zagrania tego przed zamknięciem teatru jest dla nas ważna, ponieważ jest to spektakl o kondycji artysty- artystą nie jest „granie na oceanie”, gdzie nikt cię nie zobaczy, tylko trzeba coś jeść, trzeba grać do kotleta itd. To jest spektakl o tym, co się dzieje z człowiekiem, który schodzi z tego mitycznego statku i zostaje tutaj. O tym facecie tak naprawdę nic nie wiadomo, jest tylko to, co ja mogę tobie o nim opowiedzieć. A mogę powiedzieć prawdę lub nieprawdę… Mogę powiedzieć „Grotowski wielkim artystą był”, ale widziałaś coś Grotowskiego? No nie bardzo.. no, może na wideo. [śmiech]

Jak rozwiązaliście sprawę muzyki w spektaklu?

D.N.: Opowiadamy o facecie, który gra w taki sposób, że nie da się tego opowiedzieć. Narrator ciągle mówi, że Novecento grał „nieziemsko”, tak, że nie ma na to przymiotnika. Zastanawialiśmy się, co to za muzyka i jak ją przełożyć na język sceny. Chyba się nie da tego zrobić, dlatego spektakl jest zupełnie bez muzyki.

Magdalena Urbańska, Katarzyna Pawlicka
Dziennik Teatralny Kraków
29 marca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...