Teatralna psychoza
"4.48 Psychosis" - reż. Grzegorz Jarzyna - TR WarszawaGrzegorzowi Jarzynie wystarczyła godzina, by boleśnie przedstawić publiczności stadium życia cierpiącego człowieka. Jednak na otrząśnięcie się z „teatralnej psychozy" potrzeba dużo więcej czasu.
Miłośnicy thrillerów boją się bardziej, gdy film, który oglądają oparty został na prawdziwych wydarzeniach. Z teatrem rzecz ma się podobnie. „4.48 Psychosis" jest ostatnim dramatem Sary Kane, napisanym na krótko przez jej samobójczą śmiercią. Jednak wnikliwe spojrzenie na mroczne strony ludzkiej duszy i umysłu spętanego psychicznymi zaburzeniami nie są, ani u Kane, ani u Jarzyny, najważniejsze. Osią historii pozostaje nieutulone pragnienie miłości i tragiczna niezdolność do kochania spętane postępującym zaburzeniem psychicznym.
Tym, co sprawia, że po obejrzeniu spektaklu widz może odczuwać zawroty głowy, a nawet lekkie poszarpanie emocjonalne, jest forma, w jakiej Jarzyna przedstawił dramat Kane i sposób, w jaki rozegrał pokazanie ostatnich chwil życia bohaterki. Oniryczny klimat, w którym zatraca się granica pomiędzy jawą a snem, niepokojąca i pulsująca jak ostatnie chwile życie muzyka Pawła Mykietyna, smutne postacie lekarza i bliskich, którzy może i chcą pomóc chorej bohaterce, ale zupełnie nie wiedzą jak, i pytanie – czy w ogóle można pomóc?
A najlepszym dopełnieniem tej teatralnej psychozy okazała się Magdalena Cielecka, której rola na długo pozostaje w pamięci skonsternowanych widzów. Zaprezentowała niezwykle intensywny i przepełniony silnymi emocjami obraz kobiety cierpiącej, która nieuchronnie zmierza w kierunku przepaści. Ruch sceniczny zaprezentowany przez aktorkę (rozedrgane i kroki, gwałtowne gesty) w połączeniu z silnym przekazem słownym („dostrzeż mnie, zobacz mnie, kochaj mnie, dotknij mnie") mogą doprowadzić nie tylko do współczucia, ale i lekkiego zażenowania, a nawet uczucia pewnego wstydu – czy możemy tak bezkarnie i bezczynnie przyglądać się tak wielkiemu cierpieniu? Otóż możemy, bo jesteśmy w teatrze. Ale co się stanie jak z niego wyjdziemy? Gwałtowne obrazy silnie działające na wyobraźnię, zbudowanie mrocznego i chorego świata, do którego publiczność została zaproszona – wszystko to może pozostawić swój ślad w psychice. Z drugiej strony, może być jedynie bardzo interesującą podróżą w głąb ludzkiej psychiki, która skończy się, gdy opadnie kurtyna.
Mając na uwadze środki, jakimi Jarzyna posłużył się podczas realizacji spektaklu i siła z jaką zdecydował się oddać treść dramatu Kane można zaryzykować stwierdzenie, że wolał on, aby „teatralna psychoza" wśród publiczności trwała nieco dłużej niż czas przeznaczony na oglądanie przedstawienia.