Teatralna robota

Teatr "Kamienica" pochłania swoich pracowników całkowicie

Teatr "Kamienica" pochłania ich całkowicie. Pracują średnio po 10-12 godzin dziennie, jeśli trzeba, to dłużej. Wolne weekendy? Oczywiście, ale jak w sobotę wypadnie przedstawienie, to też przyjdą, nie ma problemu. Zgodnie przyznają, że nie mają czasu na życie prywatne i dodają natychmiast, że nie przeszkadza im to. Po prostu kochają to miejsce.

- Jesteśmy jak jedna wielka rodzina... na macierzyńskim - mówi Andrzej Leśniewski, przedstawienie postaci. - Łączy nas wspólny cel - żeby to miejsce rosło zdrowe i rozwijało się prawidło.

Z okien widać było getto

Stara warszawska kamienica pamięta obie wojny światowe. Drugą znacznie lepiej - sąsiadowała wtedy bezpośrednio z murami getta. To, między innymi, pod jej pomieszczeniami przebiegały tunele, którymi Irena Sendlerowa przeprowadzała dzieci na "aryjską stronę". Przez pewien czas mieściła się tam również siedziba gestapo. Zbudowana w stylu secesji geometrycznej, z zewnątrz nie wyróżnia się niczym szczególnym - gdyby nie charakterystyczny szyld teatru, można by ją minąć niepostrzeżenie. Jednak wystarczy wejść w bramę, żeby poczuć klimat przedwojennej Warszawy. Ściany budynku ozdobione zostały oryginalnymi kafelkami Villeroy Boch, przez szybę w drzwiach prowadzących na klatkę schodową widać nieczynny szyb windy, jego okratowanie to, oczywiście, ręczna robota. Tutaj wszystko było najlepszej jakości.

Emilian Kamiński, właściciel teatru, nie mógł znaleźć dla niego lepszego miejsca. "Kamienica" powstała jako dowód miłości i szacunku do miasta, jego kultury i tradycji. - Ten teatr jest dla Warszawy, mego ukochanego miasta, w którym się urodziłem, wychowałem i związałem na dobre i na złe. Dla Warszawy, która kiedyś była wspaniała - w okresie międzywojennym nazywano ją Paryżem Północy i Wschodu. Potem zniszczyła ją wojna. Nasza kamienica jednak ocalała. To dla mnie znak - powiedział w jednym z wywiadów. Marzenie Kamińskiego i jego żony Justyny Sieńczyłło o miejscu z dostępem do często darmowej kultury udzieliło się ich współpracownikom. - Emilian rozpoczął walkę o teatr około 2001 roku, przez kilka lat zabiegał o dotacje, sponsorów, w końcu przeprowadził generalny remont pomieszczeń. Wie Pani co tutaj było przed nami? Siłownia. Ale pewnego dnia wybuchła bomba. Mieszkańcy cieszą się z tej zamiany - mówi Bartłomiej Błaszczyk. - Cieszą się tym bardziej, że na spektakle mają wstęp wolny, a pomieszczenia teatru stały się nawet miejscem spotkań z różnych okazji dla wspólnoty mieszkaniowej.

Agnieszka Kowacka prowadzi mnie na trzecie piętro po starych, marmurowych schodach. - Niech się pani nie przejmuje, jak dostanie zadyszki, tutaj wszyscy tak mają - uprzedza moje próby ukrycia przyspieszonego oddechu. Siadamy w niewielkiej sali, która służy im za pomieszczenie do przeprowadzania burzy mózgów. Stary stół, kanapa, kilka krzeseł, bez zbędnych luksusów. Pracy mają sporo. Każdy z nich odpowiada za co najmniej kilka rzeczy. Andrzej Leśniewski poza pozyskiwaniem dotacji unijnych jest również odpowiedzialny za czytanie scenariuszy. To on decyduje, które z nich są warte omówienia na spotkaniu. Chociaż nie tylko. Z sentymentem opowiada, że ponumerowanie foteli i rzędów w salach to również jego dzieło. - To taka niezauważalna robota, nikt się nad tym nie zastanawia, ale przecież ktoś to musiał zrobić.

Bartek Błaszczyk trafił do teatru prosto z telekomunikacji, gdzie przez ostanie 10 lat robił karierę jako menadżer. Miał dosyć białych kołnierzyków, ciasnych krawatów i służbowych spotkań. Uwierzył w to miejsce tak mocno, że przez pierwsze pół roku zgodził się pracować za finansowe minimum. - Odpowiadam tutaj za "słupki". Jak się zgadzają i są na odpowiednim poziomie, wtedy wiem, że wszystko idzie dobrze - mówi. Jednak teatr na razie na siebie nie zarabia. - Jesteśmy szczęśliwi, jeżeli dochód ze spektaklu pokryje koszty jego wystawienia. Poza aktorami i reżyserem na pensje czekają również oświetleniowcy, dźwiękowcy, charakteryzatorka i scenograf. Musi przyjść pani do obsługi szatni i ktoś z bufetu. Sporo płacimy za prąd potrzebny do oświetlenia sceny i prawo do użycia ścieżki dźwiękowej. Ta lista jest długa i w związku z tym nie ma się co czarować, że w kasie coś zostaje - tłumaczy.

Królestwo za sponsora

Pieniądze stanowią ich największy problem od samego początku. - Co prawda Unia Europejska sfinansowała projekt w 75 proc., ale odbyło się to na zasadzie refundacji, czyli zwrotu po okazaniu faktur. Dla Pana Emiliana i jego żony Justyny Sieńczyłło to było ogromne wyzwanie. Wystarczy przypomnieć, że pierwszą salę otwarto dopiero po siedmiu latach od rozpoczęcia starań - mówi Andrzej, który przez długi czas pracował dla "Kamienicy" kompletnie za darmo. - Wszyscy bardzo szanujemy poświęcenie szefa, to, czego tutaj dokonał jest niesamowite. Pewnie z tego względu pracujemy na najwyższych obrotach, nikt nie chce nawalić, każdy czuje się odpowiedzialny, jesteśmy drużyną - dodaje Agnieszka. Do jej codziennych zadań należy kontakt z prasą, promocja w Internecie i pozyskiwanie sponsorów. - To nie jest tak, że teatr na siebie nie zarabia, więc wyciągamy ręce po pieniądze do innych. Część naszej działalności jest charytatywna. Wstęp na spektakle jest otwarty i, oczywiście, bezpłatny. Tak było na przykład z przedstawieniem dla osób niewidomych "Zobaczyć morze". Albo ostatnio "Apel Katyński", podczas którego wyświetlane były zdjęcia ze zbrodni na polskich oficerach udostępnione nam przez IPN. Na swoje utrzymanie zarobimy dzięki imprezom zamkniętym, ale pieniędzy potrzebujemy właśnie na tego typu inicjatywy - tłumaczy.

- Właśnie ta działalność powoduje, że czuję się kompletny. Taka praca u podstaw, robienie czegoś zupełnie za nic dla innych. Nagroda? Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale nas naprawdę najbardziej cieszy, kiedy ludzie wychodzą poruszeni, zadowoleni. To już przybrało formę osobistego celu - zwierza się Bartek.

Marta Piątkowska
Gaze Wyborcza
10 czerwca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...