Teatru się nie ogląda, w teatrze się jest

rozmowa z Remigiuszem Cabanem

Część dyrektorów nie chce być partnerami dla reżyserów. Nie da się tego wytłumaczyć powściągliwością... Oddawanie reżyserowi aktorów i mówienie mu: bierz ich, pracuj z nimi, a ja przyjdę na generalną, jest odbieraniem sobie pewnej szansy - uważa Remigiusz Caban, nowy dyrektor Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie

- Czy „Hamlet”, którego po Nowym Roku  chce pan wystawić, będzie spektaklem zalecającym się do widza poezją, a jego tytułowy bohater rozfilozofowanym pięknoduchem?

- Nasz „Hamlet” będzie dialogował z konserwatywnym ujęciem tak postaci, jak przedstawienia. Hamlet nie będzie postacią rozfilozofowaną i nie będzie pięknoduchem. Reżyser Steve Livermore uważa, że jego „Hamlet” powinien być z krwi i kości. Z akcentem na krew.

- Dlaczego zatrudnił pan reżysera stosunkowo tak mało znanego, jak Brytyjczyk Steve Livermore?

- Bo on wie, że teatr jest doświadczeniem, a nie opowiadaniem o doświadczeniu. Że polega na wprowadzaniu widza w świat, a nie na pokazywaniu mu świata.  Wreszcie zdecydowała o moim wyborze otwartość tego artysty: nie wyobrażam sobie żeby reżyser, który w teatrze przeze mnie kierowanym ma realizować przedstawienie, nie podjął ze mną szczerej i analitycznej rozmowy na temat kształtu swojego spektaklu. Żeby ograniczył się jedynie do krótkiego stwierdzenia, że skoro obaj wiemy, o czym jest „Hamlet”, nie warto o nim gadać! Słabością polskiego teatru dzisiaj - tak przynajmniej wynika z moich doświadczeń reżyserskich - jest okoliczność, że spora część dyrektorów nie chce być partnerami dla reżyserów. Bardzo często nie da się tego wytłumaczyć powściągliwością… Ja uważam, że oddawanie reżyserowi aktorów i mówienie mu: bierz ich, pracuj z nimi, a ja przyjdę na generalną, jest odbieraniem sobie pewnej szansy.

- Zatem „Hamlet” będzie skutkiem i pana przemyśleń, i w konsekwencji - pana ogólnego poglądu na teatr?

- Kiedy ubiegałem się o dyrekcję rzeszowskiego teatru, w deklaracji konkursowej napisałem, że nie trzeba go wymyślać od nowa. Do tego dorobiono później nieprzyjazne nadinterpretacje, że skoro niczego w teatrze nie zamierzam zmieniać, nic oryginalnego nie będę miał do powiedzenia i zrobienia.  A ja chciałem wyrazić jedynie coś takiego, że ten teatr ma już przedstawienia, które są efektywnym instrumentem budowania publiczności.

- Chociaż same spektakle jeszcze nie stanowią teatru.

- Spektakl jest centralnym, osiowym zjawiskiem w teatrze, ale on sam, jest czymś znacznie szerszym. Teatr jest eksterytorialną częścią świata, w której widz powinien lubić przebywać. Ważnym tego powodem jest właśnie spektakl, ale przecież są też inne przyczyny dla których ludzie chodzą do teatru. I one razem składają się na coś, co można nazwać potrzebą teatru. Gdybyśmy potrafili ją dobrze zdefiniować, recepta na prowadzenie teatru byłaby prosta. Jeśli zatem teatr jest instytucją powołaną do zaspokajania jedynej swego rodzaju potrzeby, nie może przyjmować na siebie obowiązków domu kultury, galerii sztuki albo sali koncertowej. To wszystko wchodzi w obręb działalności  teatralnej, lecz jako części komplementarne. Jestem orędownikiem prawdy, że już sama przerwa jest istotnym elementem zjawiska teatralnego. Widz wychodzi z sali widowiskowej ze swymi przeżyciami po obejrzeniu części spektaklu i chce się nimi na gorąco podzielić. Szuka odpowiedniego miejsca, właściwej atmosfery. Kto lekceważy antrakt, nie rozumie czym jest teatr.

- To w przestrzeni teatralnej, a na samej scenie? Odżegnuje się pan od zmian, może jednak pan coś zmieni?

- Relacje między sceną i widownią muszą być bardziej bezpośrednie. Dzisiejsi widzowie z coraz mniejszym entuzjazmem podchodzą do konwencji tak zwanej czwartej ściany. Ten pomysł: wy tu, my tam i my udajemy, że was tam nie ma, bardzo się już zużył i widać to w spektaklach nie tylko w Polsce. Może do tego przyczyniło się kino? Mało który z twórców teatru dziś tę konwencję podtrzymuje. Sądzę, że my także powinniśmy te bariery przełamywać, nie tylko za sprawą konfiguracji przestrzennej, ale również światła.

- Wspólny mianownik takiego teatru?

- Może dotykalność świata, w jakim żyjemy? Nie będziemy estetyzować, ale skracać dystans aktor - widz. Teatr jaki by nie był, musi być teatrem, którego się nie ogląda, tylko się w nim jest.

Remigiusz Caban  - ukończył teatrologię na Uniwersytecie Łódzkim i reżyserię w warszawskiej Akademii Teatralnej. Wyreżyserował ponad 20 przedstawień, m.in. w Bydgoszczy i Tarnowie. Był związany z teatrami warszawskimi: Współczesnym i Powszechnym, łódzkimi: Nowym, Studyjnym i 77. W Rzeszowie wprowadził na scenę "Policję" Mrożka, spektakl muzyczny  "Nic nie może wiecznie trw@ć", sztukę kameralną „Moja córka, moja miłość” Sussfelda i "Ożenek" Gogola. Jest autorem granej tu komedii "Murzyn (może odejść)" oraz kilku spektakli dla młodzieży.

Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
17 października 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...