Telewizja: lek na bezsenność czy wykluczenie?

5. Kongres Kultury Polskiej

"Panie premierze, czego się pan dowiedział o Kongresie Kultury ze wczorajszych wiadomości w TVP? - zapytał Tadeusza Mazowieckiego Jacek Żakowski, moderator czwartkowego panelu o kulturotwórczej roli mediów. - Niczego - brzmiała odpowiedź

Ten błyskawiczny test potwierdził tylko powszechnie znaną konstatację: media publiczne przestały być publiczne, a ich kulturotwórcza rola spadła do zera. Dlatego debata o ich przyszłości była jednym z najbardziej oczekiwanych paneli podczas Kongresu Kultury. Czy jesteśmy w stanie odebrać media politykom? W jaki sposób je uspołecznić? Jak sprawić, by odzyskały swoją kulturotwórczą rolę? 

Od takich pytań rozpoczęła się debata, prowadzona w nabitej do ostatniego miejsca auli Audytorium Maximum. Już na początku ujawniły się dwa skrajnie różne poglądy. Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny przekonywał, że nie warto tracić czasu i pieniędzy na reformę telewizji, ponieważ coraz więcej Polaków wybiera internet jako główne źródło informacji i rozrywki. 

- Już ponad połowa gospodarstw domowych ma dostęp do sieci, problemem jest wciąż szybkość łączy. Niech państwo przeznaczy maksymalnie dużo środków na rozwijanie internetu. To jedyne medium, które nie zabija aktywności, ale ją stymuluje. Wyciąga ludzi z domów, poszerza ich więzi społeczne, angażuje politycznie. Jest balsamem na duszę, likwiduje poczucie depresji - mówił w uniesieniu prof. Czapiński. 

- Tak, tak, czytam na Onecie te bluzgi, za pomocą, których frustraci leczą swoje zbolałe dusze - ironizował Andrzej Skworz, szef miesięcznika "Press". I cytował dane: 95 procent zawartości internetu pochodzi z prasy. Konkluzja: dawajmy pieniądze publiczne mediom jakościowym. 

- Publiczna telewizja jest potrzebna, bo jako jedyne medium scala społeczeństwo - z Czapińskim polemizował Maciej Strzembosz, producent telewizyjny (m.in. "Ranczo"). Jego zdaniem komercyjne stacje preferują ludzi młodych, wykształconych, pochodzących z miast, bo to oni są odbiorcami reklam. Poza ich zainteresowaniem pozostaje duża część społeczeństwa, ludzie starsi, mieszkańcy prowincji, dzieci. - Na świecie tylko publiczne kanały, w których program nie zależy od reklam, mogą integrować wszystkich - mówił Strzembosz. I proponował: zabierzmy rządzącym media, mamy do nich prawo tak, jak do czystej wody i powietrza. 

- Pan się myli, nigdzie na świecie telewizja nie integruje społeczeństwa. To kroplówka ze środkiem nasennym, ewentualnie viagrą. Moje hasło: zero pieniędzy dla telewizji, wszystko dla twórców. Oni sobie sami znajdą drogę do widowni - nie dawał za wygraną prof. Czapiński. 

- To pan się myli, twórcy filmów artystycznych nigdy nie przebiją się przez prywatne kanały dystrybucji, bo to się zwyczajnie nie opłaca - odpowiadał Strzembosz. 

Warszawscy intelektualiści długo by się jeszcze spierali, gdyby głosu nie zabrała siedząca dotąd cicho pani w szarej garsonce z czwartego rzędu. Zdenerwowana, chwyciła za mikrofon. 

- Proszę państwa, przyjechałam tu z małego miasteczka. To, czy zobaczę film Agnieszki Holland zależy tylko i wyłącznie od publicznej telewizji. Wy macie siłę przebić ten mur, prosimy, żebyście dotarli z tą myślą wszędzie, gdzie trzeba. 

Maria Gadziała, dyrektorka centrum kultury w Szczucinie koło Tarnowa nieoczekiwanie rozstrzygnęła spór o kulturotwórczą rolę mediów. Dostała za to huraganowe oklaski.

Roman Pawłowski
Gazeta Wyborcza
25 września 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia