Ten lot to przemiana

"Na czworakach" - reż: Ryszard Major - Teatr Polski w Szczecinie

W szczecińskich mediach już od pewnego czasu głośno było o zbliżającej się premierze dramatu "Na czworakach", jaką przygotował dla nas Teatr Polski. Premiera sztuki Tadeusza Różewicza, wybitnego twórcy polskiego i europejskiego teatru absurdu, odbyła się 23 maja w Teatrze Polskim. Nadeszła pora delektowania się owocami twórczej pracy aktorów po okresie przygotowań i prób. Niektórzy szczęśliwcy przeżyli już tę wspólną ucztę.

Teatr Polski zapełnili licznie zgromadzeni goście. Na sali zapanowała uroczysta atmosfera adekwatna do okoliczności, czyli pierwszej odsłony nowego spektaklu wzbogacającego repertuar Teatru Polskiego. Zgasło światło, nastała chwila ciszy i rozpoczęła się ponaddwugodzinna wyprawa z bohaterami w realistyczno-poetycki świat przedstawienia. Kiedy kurtyna rozstąpiła się niczym zamkowe wrota, oczom widzów ukazała się imponująca dekoracja sceny. Zapełniały ją gęsto poustawiane regały pełne różnokolorowych książek i czasopism. Na środku ustawiono duże biurko, a na nim pozostające w nieładzie kartki papieru. Sceniczna przestrzeń przypominała biblioteczne pomieszczenie - miejsce nauki i pracy umysłowej. To pokój głównego bohatera - Laurentego, o czym dowiadujemy się już na początku przedstawienia.  

Laurenty ( świetny aktor M. Janicki) - zupełnie nie zainteresowany swym bogatym zbiorem dzieł, niechlujnie ubrany, rozczochrany i roztargniony, skupia swą uwagę na zabawkach tj. dziecinnych bączkach i kolorowej kolejce. Bohater unika spotkań towarzyskich zaszywając się w swoim królestwie (przypominającym nieco pracownię Fausta). Tam ma szansę pozostać w zamknięciu, odcina się od odpowiedzialności i ucieka od wszelkich wyzwań. To typowy przykład człowieka pozbawionego ambicji, tkwiącego w nudzie, marazmie i samotności. Przypomina zdziecinniałego starzejącego się mężczyznę, znudzonego życiem, który, utykając na nogę, bezczynnie i bezcelowo przemierza swój pokój. W ten właśnie sposób stroni od spraw ważnych, porzuca przypisywaną mu rolę poety-moralisty, poety-intelektualisty, poety-autorytetu, poprzestając na zwierzęcych, biologicznych odruchach. W jego postawie wyraża się zamysł twórcy kpiącego z romantycznego mitu o roli poety. 

Jego słabością są kobiety, o czym przekonujemy się, gdy na scenę wkracza zmysłowa Małgorzata. Ta młoda, sprężysta „dziewica” stanowi jednak przeciwieństwo niewinnej kobiety. Ubrana w skąpe, prześwitujące wdzianko, wysokie szpilki i czerwone pończochy wygląda bardzo wyzywająco, wzbudzając zainteresowanie i pożądanie płci przeciwnej. Wije się na scenie, pręży przed Poetą, zgrabnie „kręci kuperkiem”, wnosząc na scenę niezwykłą dozę seksapilu, wdzięku i erotyzmu. Jako pełna podziwu i wdzięczności czytelniczka-uczennica zwodzi swego Idola, kusi go i prowokuje. Flirt tych dwojga opiera się na odważnych dialogach, westchnieniach, pożądliwych gestach i spojrzeniach. Podsyca go wzajemne błądzenie między regałami, poszukiwanie i ukrywanie się, które wprowadzają niepokój, wzniecają napięcie - na scenie aż kipi seksem.

Pojawiają się także dawni koledzy Laurentego (łasy na medale i pochlebstwa starzec oraz dynamiczny lekarz, który poddając kolegę licznym próbom i zmuszając go do dziwnych zachowań, wykrywa u niego szereg różnych chorób). Przewija się także zabawna gosposia Pelagia - najwierniejsza towarzyszka życia Laurentego. Jest i duchowny, który widząc rozpustę i zgorszenie, w modlitewnym (aczkolwiek ironicznym) tonie, nawołuje do nawrócenia i poszanowania wartości.  
W spektaklu dostrzegamy ciekawą grę słów, właściwą dialogom Różewicza. Mamy do czynienia z parodią języka i stylu wielkich poetów czy dramaturgów, jak chociażby: pastisz dramatów Wyspiańskiego, parodię „Fausta”, „Szewców” Witkacego oraz poezji K. Przerwy-Tetmajera („ A kiedy będziesz moją żoną”). Poezja miesza się z wulgaryzmami. Język pełen jest zapożyczeń niemieckich i francuskich oraz łacińskich sentencji, które tworzą istny bełkot słowny, niejeden raz wywołujący śmiech na widowni. 

Przedstawienie skłania do refleksji nad przemijaniem, nad wartością i rolą sztuki w naszym życiu i jakże odpowiedzialną funkcją artysty posiadającego moc władania słowem. Zmusza wreszcie do refleksji nad życiem, w którym często -zamiast troski o wartości wyższe, trwałe, duchowe - triumfuje materializm, wygodnictwo i bierność. 

Jednak ta rodząca się w człowieku refleksja, to nadzieja na zmianę. Tak jak w przypadku bohatera, który w końcowej części spektaklu, przechodzi metamorfozę. Przybiera postać ptaka i dzięki zdolności latania, unosi się w górę. Ten lot to przemiana. Metafora odrodzenia, powrotu do posłanniczej roli artysty. Do roli wielkiej, niezwykłej, do której-podobnie jak do latania- przeznaczeni są wybrani „ niezwykłym i nie lada piórem opatrzeni”.

Marta Winnicka
Dziennik Teatralny Szczecin
28 maja 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia