Ten straszny, ten cudowny teatr

"Moliere. Z urojenia" - reż. zespół - Grupa Papahema

Co wiemy dziś o Molierze? Że napisał kilka świetnych sztuk i że zmarł na scenie, podczas przedstawienia. Reszta to fantastyczne plotki: że był obłąkany, że siedział w więzieniu za długi, że został pochowany w nocy za wstawiennictwem Ludwika XIV, że ożenił się z własną córką. Spektakl „Moliere. Z urojenia" Grupy Papahema w arcyciekawy sposób łączy fakty historyczne, plotki, oraz teksty sztuk Moliera.

Adaptacji sztuki Michaiła Bułhakowa „Molière, czyli zmowa świętoszków" dokonała Helena Radzikowska, tworząc wielowymiaroweprzedstawienie o teatrze, który zdominował, a nawet pożarł życie Moliera, doprowadził go do obłędu, a w końcu – zabił, ale też uczynił nieśmiertelnym. Jest to również opowieść o granicach prywatności artysty: czy ktoś, kto żyje z koleżankami z zespołu, czyje romanse są powszechnie wiadome, kto przetwarza każdą myśl, każde zdarzenie w teatr, może w ogóle mówić o jakiejś prywatności? Najwyższym wyrazem teatralizacji życia jest śmierć na scenie – odarcie najintymniejszego przeżycia dostępnego człowiekowi z jakiejkolwiek osobności i oddanie na pożarcie sztuce.

Natomiast sceny, w których Molier zabawia zidiociałego, wulgarnego i pretensjonalnego Ludwika XIV (mój osobisty faworyt – Paweł Rutkowski; chapeau bas!) niewybrednymi żarcikami i krotochwilami, wygłupia się, opowiadając o śmierci swoich dzieci, czy tańczy kontredanse zaaranżowane przez króla, zmuszają do zastanowienia się nad relacjami, jakie od wieków – i dziś także – łączą artystów z władzą. Spektakl pokazuje, że kompromisy, na które twórcy gotowi są pójść dla dobra swojej sztuki, wykluczają jakiekolwiek pojęcie niezależności.

Czwórka studentów IV roku kierunku aktorskiego na Wydziale Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza gra osiem postaci, a każda z nich zaznaczona jest jakimś elementem garderoby, maską, sposobem poruszania się i mówienia. Czasem na scenie zjawiają się jednocześnie dwie postaci grane przez tego samego aktora (jak podczas ostatniej spowiedzi Magdaleny Bejart), a końcowy kontrolowany chaos potęguje wrażenie pogłębiającego się obłędu Moliera. Wszyscy bohaterowie są przemyślani, poprowadzeni z konsekwentną prawdą psychologiczną i dojrzale wyreżyserowani. W tym spektaklu nie ma słabych ról, choć oczywiście na specjalną owację zasługuje Mateusz Trzmiel za rolę tytułową.

Agata Krutul zaprojektowała prostą, ale wyrazistą scenografię: kilka płócien i poduszki, stolik i krzesło, drewniany wieszak, kilka skrzynek, które „grają" wnętrza teatru, mieszkanie Moliera, salę pałacową, pokoik Magdaleny Bejart. Za to kostiumy bardzo udatnie naśladują stroje z epoki, co dowodzi, że nie trzeba przekładać Moliera na język współczesności, aby stworzyć spektakl głęboko aktualny.

Energetyzujące połączenie teatrzyku pudełkowego z kukiełkami, masek (w tym najchętniej wykorzystywanej Il Dottore z komedii dell'arte), lalek, teatru przedmiotu i teatru dramatycznego daje wrażenie lekkości i cudownej umowności, które przywołały we mnie pamięć o tym, za co kocham teatr i niniejszym pragnę za to Grupie Papahema gorąco podziękować.

Maja Margasińska
Dziennik Teatralny Warszawa
20 marca 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia